Elektryzująca praca

29 3 129
                                    

Kaen

Wczoraj wieczorem wróciliśmy do Ba Sing Se. Sokka nie miał już obiekcji, abym spał w pokoju jego córki, dlatego po raz pierwszy od wielu tygodni mogłem z nią spokojnie porozmawiać. Był płacz, wątpliwości i strach o przyszłość, ale najważniejsze, że udało nam się pójść spać w spokoju.

- I co my teraz zrobimy? Kaen, ja się tak bardzo boję!- mówiła.

- Kochanie, damy radę. Jutro pójdę rozejrzeć się za pracą, może zdołamy się stąd wyprowadzić zanim dziecko się urodzi. Macie uroczy domek, ale trochę mały dla pięciu osób.

- A co jeśli nie będziemy dobrymi rodzicami? 

- A czemu mielibyśmy być złymi? Mirai, nie wiem, co czeka na nas w przyszłości, ale kocham cię, a to znaczy, że zrobię wszystko, aby było jak najlepiej, rozumiesz?

- Ja też cię kocham.

Potem już się uspokoiła i zasnęła, ja krótko po niej. Obudziłem się, gdy tylko wzeszło słońce, jednak nie wstałem od razu. Teraz leżę obok Mirai i po prostu na nią patrzę. Na kobietę, z którą spędzę resztę życia. To fakt, oświadczyłem się ze względu na dziecko, ale myślę, że gdyby nie ono, to i tak prędzej czy później bym to zrobił. 

Z zamyślenia wyrywa mnie odgłos rozbijanego szkła dobiegający z kuchni. Po cichu wstaję i wychodzę, aby zobaczyć, czy nic poważnego się nie stało. Trzymam kciuki za to, aby zobaczyć Yuki, a nie jej męża, ale los mi nie sprzyja. Wchodzę do pomieszczenia i widzę Sokkę zbierającego kawałki szkła z podłogi.

- Dzień dobry, może pomogę?- pytam.

- Nie trzeba, niepotrzebnie się fatygowałeś- odpowiada szorstko.

- Pomyślałem, że mogło się stać coś poważnego.

- Ale nic się nie stało, po prostu niechcący zrzuciłem szklankę ze stołu!- teraz już podnosi głos, wiem, że moja obecność zaczyna go irytować.

- Proszę pana, wiem, że mnie pan nie lubi i patrząc z pana perspektywy, wcale nie ma się co dziwić, ale musimy żyć w zgodzie. Mirai potrzebuje teraz spokoju. Jak będziemy się non stop kłócić, to nie będzie dobrze.

- Nie irytuj mnie, to nie będzie kłótni.

- Co mam zrobić, aby zaczął mnie pan akceptować? Staram się, naprawdę.

Sokka wrzuca kawałki szkła do śmieci i zaczyna się we mnie wpatrywać. Jego surowe spojrzenie z każdą sekundą zaczyna łagodnieć.

- Gdybym cię nie akceptował, to nie spałbyś pod moim dachem, to po pierwsze. Po drugie, ja się po prostu martwię. Wiem, że powinienem bardziej panować nad emocjami, ale...- opiera się o blat, zamyka oczy i głęboko wciąga powietrze.- Po prostu bądź dla niej dobry i wszystko będzie dobrze- mówi po krótkiej przerwie.- Ja widzę, że się starasz, naprawdę. Tylko czy będziesz wiedział, jak do tego wszystkiego podejść?

- Wbrew temu, co pan sobie myśli, przez dużą część mojego życia naprawdę miałem dobry wzorzec do naśladowania. Mój ojciec zawsze uczył mnie, że rodzina jest najważniejsza. Nawet nie musiał mi tego mówić. Czułem jego miłość, zawsze o mnie dbał, a ja byłem bardzo szczęśliwy, choć nie mieliśmy dużo. Brakuje mi go... Może dlatego tak bardzo szukam pana aprobaty- dodaję i odwracam się myśląc, że rozmowa jest już skończona.

Ognista krew// ATLA fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz