2

254 21 22
                                    

Parę dni później Harry wrócił do swojego prawdziwego domu, aby spotkać się z Vic i swoją nauczycielką magii. Liczył również na spotkanie z matką, lecz nie miał pewności, czy ta aby znajdzie tego dnia czas dla syna. Jasmine przeszła przez granicę razem z nim, zadowolona, że może spotkać się z bliskimi. 

Ich kraina była piękna. Wszyscy kochali wiosenne i stałe wiatry, zapach kwiatów w powietrzu, zawsze świecące słońce i odgłosy wody gdzieś niedaleko, gdziekolwiek się nie znajdziesz. Harry zawsze podziwiał mieszkańców ich krainy, chociaż tam, gdzie on mieszka, nie było ich tak wiele. Było wiele miasteczek, niektóre z nich liczyły większą ilość obywateli, ale nie zmieniało to tego, że i tak wszyscy należeli do Otylionu.  Pięknym uczuciem było budzenie się przy wiecznych promieniach słońcu, albo zasypiać przy pięknym i błyszczącym księżczycu. 

Kiedy potężne drzewa, zielona i żywa trawa oraz piękna woń otoczyła ich, zdjął swoje buty oraz skarpetki aby poczuć miękkie podłoże pod gołymi stopami. Westchnął na to piękne uczucie, zabierając sporo świeżego powietrza. Jasmine od razu przybrała swoja miniaturową postać i na skrzydełkach unosiła się obok głowy bruneta. 

W mieście Harry przywitał się ze znajomymi twarzami, za każdym razem życząc im miłego dnia i uśmiechając się serdecznie. Wiele rzeczy które spotykał w Londynie były również tutaj, wszyscy w większości byli zawsze uśmiechnięci, a po placu głównym kręciło się wiele dzieciaków. Pare z nich zaczepiło go, ponieważ wiedziały o jego przejściu na druga stronę i były zaciekawione jego przeżyciami. Nie miał zbyt wiele do powiedzenia, ponieważ nie podjął nawet pracy, a jedynie obserwował to co działo się na ulicach Londynu. Rozczochrał włoski jednej z dziewczynek, mówiąc, że opowie im następnym razem, a nawet pokaże zdjęcia z telefonu. U nich nie było takich rzeczy, ale dzięki temu zdawało się, że to wszystko funkcjonowało o wiele lepiej. 

Prawdopodobnie nawet by się nie przydały; nie mają ani zasięgu, ani prądu. Coś niesamowitego. 

-Zajmiesz się sobą, prawda? - słyszy głośnik na swoim uchem, przez co odwraca głowę w stronę wróżki. 

-Jasne, leć. 

Rozdzielają się. Harry idzie do matki, aby zasiedzieć się w swoim pokoju. Jest pewien, że Vic niedługo do niego przyjdzie, a jego nauczycielka pojawi się pod wieczór. Ze swojej szafy wyciągnął białą, zwiewną koszulę i jasnobrązowe spodnie. Wygląda jak wieśniak, ale nie czuł potrzeby wywyższania się ubraniami z Anglii, chociaż te o wiele bardziej mu się podobały. Lubi uczucie koszul na sobie, najbardziej tych kolorowych we wzorki, albo kiedy ciasne jeansy opinają jego nogi. Czuł się wtedy ładnie i seksownie.

Mając trochę czasu przed przyjściem przyjaciółki, wyszedł z pokoju i pokierował się do kuchni na parterze, gdzie zastał ich kucharkę stojącą nad garami. Gdy był młodszy i więcej czasu przesiadywał tutaj, niż w Londynie, często pomagał starszej kobiecie, ucząc się od niej nowych przepisów i gotowania. 

-Witaj, Edwige - odzywa się, zdradzając swoja obecność. Kobieta podskakuje na jego głos, całkiem nie spodziewając się odwiedzin chłopaka. Od razu odkłada chochlę i podchodzi do niego, chwytając oba jego policzki i naciągając je w śmieszny sposób. 

-Harry! Jak dobrze Cię widzieć, dziecko! - woła uradowana przytulając wyższego od siebie. Brunet wetknął nos w jej siwe lecz pięknie pachnące włosy i owinął swoje ramiona wokół sylwetki kobiety. 

-Ciebie również, kochana - uśmiechają się, odsuwając od siebie. Edwige ściara niewidzialną łzę z policzka, na co Harry parska śmiechem. -Mama jest w domu?

-Oh, była jakiś czas temu, ale wyszła. Pewnie ma spotkanie z radą, skarbie. Spokojnie, powinna wrócić wieczorem - oznajmia, pocierając jego ramiona, po czym odwraca się i sięga do pozostawionej chochli, aby znowu zacząć mieszać w garnku. 

-Gdyby mnie jednak już nie było do tej pory, przekażesz jej, że chciałem się z nią zobaczyć?

-Oczywiście, Harry. Masz jakieś plany na dzisiaj, że odwiedziłeś nasz dom? 

-Obiecałem spotkanie Victorii i mam spotkać się z Gią, aby sprawdziła jak ma się moje samonauczanie - informuje, sięgając po owoc z koszyka. Jedzenie tutaj strasznie różni się od tego, które jadł w Anglii. 

-Oczywiście, rozumiem. Gia była u nas parę razy, pytała, kiedy się pojawisz, znając życie, dzisiaj też sprawdzi. 

-Mam w takim razie nadzieję, że tak. Bardzo chciałbym usłyszeć, co ma do powiedzenia -uśmiechnął się zalotnie do kobiety. Opuścił kuchnię dopiero po zapewnieniu, że ta nie potrzebuje pomocy. 

Gia była… właściwie Harry nie wie, co dokładnie miałby powiedzieć o tej dziewczynie. Była starsza kilka lat, lecz już od malutkiego wychowywana do oswojenia z magią. Kiedy jego matka wyraziła kilka lat temu zgodę na przygotowywanie i jego, Gia niemal spaliła się na jego oczach. Ta już wcześniej uczyła go zaklęć i pokazywała na co go stać, chociaż nie miała na to zgody. Byli przyjaciółmi od wielu lat, a dziewczyna zawsze sprawowała nad nim opiekę niczym matka. Właściwie Harry czuł się jak dzieciak o którego trzeba zadbać w przypadku każdej z jego przyjaciółek. Coraz częściej jednak miał wrażenie, że wiek czy postawienie nie miało nic do tego, kto jest kim w ich małej paczce przyjaciół. Nie czuł się też źle z tym, że był jedynym chłopakiem. W ich krainie pociąg do tej samej płci był czymś naturalnym, więc nawet nie krył się z tym, że podobają mu się bardziej chłopcy. Jasmine, Vic czy Gia nie miały nic przeciwko. 

Właśnie! Vic pojawiła się pod jego domem już dwie godziny później. Zszedł do niej na dół, aby usiąść wraz z blondynką na ławce w ogrodzie. Ta wcześniej uściskała go porządnie, mówiąc, jak nudno było bez niego. Dziewczyna miała na sobie długą koszulkę i luźne spodnie, co sprawiło, że Harry od razu poznał o co jej chodzi. 

-Znowu to? - pyta, przyglądając się jej sylwetce. Dobrze zna swoją przyjaciółkę. 

-Przepraszam, H, wiesz, że to dla mnie trudne - wzdycha, podkurczając nogi pod klatkę. Brunet strąca jej stopy z bujanej ławki. 

-Nie zakrywaj, jest piękny, jasne? Spróbuj z tym walczyć - prosi ją, po czym przypomina sobie o czymś. -Mam dla ciebie parę rzeczy. 

-Dawaj! - krzyczy, kiedy humor od razu jej się poprawia. Teraz na jej twarzy panuje uśmiech i nie ma już śladu po grymasie sprzed chwili. 

Harry cofa się do domu, aby ze swojego pokoju wziąć torbę z paroma rzeczami, które wziął dla Vic. Jasmine ma podobne wzięte ze sobą już od dłuższego czasu, a Gia wielokrotnie przechodziła na tamtą stronę, więc zapewne też takie ma.

-Pokazuj, co tam masz. Czym tym razem Harold mnie zachwyci? - rzuca zadziornie, sięgając po torbę, którą otrzymuje. Układa ją pomiędzy nimi na ławce i wyciąga pierwsze dwie rzeczy. Są to książki; kryminały, ponieważ właśnie te lubi najbardziej. Dalej znajdują się dwa mniejsze upominki. Jest to eyeliner i tusz do rzęs. Harry jest pewien, że dziewczyna będzie pięknie w tym wyglądała. 

-Jasmine na pewno pomoże ci w obeznaniu się, jak tego używać - mówi, kiedy Vic kończy mu dziękować i odsuwa się od jego ciała na swoje miejsce po długim przytulasie. 

-Nie gadaj, dobrze wiem, że również umiesz ich używać. Dawaj, Hazz, pomaluj mnie!

Spędzają miło popołudnie na śmianiu się i brudzeniem twarzy na czarno. Harry jest dosyć dobry w makijażu, a to jak po skończeniu wygląda jego przyjaciółka uznaje za niezwykle piękne. Jest niska, czasem nawet agresywna, jasne, ma swoje wady i zalety, jak każdy; jak Jasmine, Gia, on czy wiele, wiele innych osób. Ale i tak wszystkie jego przyjaciółki są najpiękniejsze.

No i mamy kolejny!
Z dedykacją dla moich kochanych^

For a piece of happiness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz