42. Niebieski dach (III)

74 14 0
                                    

Yoongi westchnął, po czym wywracając oczami powiedział, że codziennie w łóżku, na to Kook obrażony burknął, że nie o to mu chodziło.
   — Nie będę ci mydlić oczu. Mam swoje potrzeby i pytałeś już o to. Hoseok się zmienił. Dobrze mnie traktuje, wiesz że inaczej bym z nim nie był. Jesteś zazdrosny o coś co jest od zawsze? Jeszcze kilka lat temu mówiłeś mi, żebym postarał się z nim o dziecko, żebym miał w co włożyć ręce, gdy Jioh jest tutaj, że to mi pomoże...
   — Nie wspominaj o tym. Nie wyobrażam sobie teraz tego.
   — Co lubi robić?
   — Kto?
   — Jioh.
   Yoongi ponownie zatracił się w tym mówiąc jaki jest idealny. Po chwili zerwał się wspominając, że dotknął jego włosów, co było niedawno nieosiągalne.
   — Nigdy mi nie mówiłeś. Nigdy nie pytałem. Gdy go zobaczyłem patrzącego na mnie, chcę wiedzieć Kook. Dość już wycierpiałem, i jestem zbyt dorosły, żeby podejmować jakieś nieodpowiedzialne decyzje.
   — Lubi czytać. Właściwie to dużo czyta.
   — Książki?
   — Uczy się. Sprawność fizyczna nie jest jego najlepszą stroną. Jest mały i drobny tak samo jak ty.
   — Przecież jeszcze urośnie, a nie zapominaj o tym, że gdybyś zasnął to wyniosłbym ci wszystkie cenne przedmioty z zamku, a straż nawet by nie zauważyła.
   — Jioh przewróciłby się na środku korytarza z wszystkim. Potyka się o własne nogi.
   — Przeszkadza ci to?
   — Nie dba o to.
   — Skąd wiesz? Może było gorzej, a ty widzisz tylko to kiedy się potknie.
   Nastała chwila ciszy, którą demon ponownie przerwał prosząc, żeby opowiedział coś jeszcze.
   — Nie może jeść kiwi.
   — Pamiętam. Mówiłeś mi to kilka lat temu.
   Jungkook niezbyt wiedział co ma opowiedzieć o synie. Nie spędzał z nim czasu, więc nawet nie mógłby określić co robi w ciągu dnia. Zawsze uważał, że nic istotnego, bo często spotykał to właśnie gdy był w swojej komnacie i nie robił żadnej interesującej rzeczy.
   — Nie może mieć styczności z wodą święconą.
   — Wie o tym?
   Jungkook zaprzeczył mówiąc że regularnie dba o to, żeby święconki były zastąpione wodą.
   — Nie chcę żeby cierpiał. To nie jest jego wina...
   Wtedy Jungkook wygadał się, że Jioh od dawna wie że Hinea nie jest wcale jego matką. To spowodowało lawinę pytań ze strony demona, jednak on odpowiadał jednoznacznie sugerując że nie zmieniło to niczego. Mylił się.
   — Jioh nie pyta o to, kto jest jego rodzicem. — odparł Jungkook.

   ***

   Kolejnego dnia wieczorem wszystko musiało wrócić do normy. Jioh był wtedy w posiadłości rodziców Seogyuma spędzając czas w pokoiku, który jak się dowiedział będzie kiedyś jego codziennością. Pamiętał o tym, jak chłopak wspominał, że nie będą niczego ze sobą dzielić, ale nie chciał teraz o tym myśleć będąc zajęty proszeniem w myślach, aby wszystko się ułożyło. Wczorajsze spotkanie demona, zniknęło w jego pamięci niczym bańka mydlana. Skąd Jioh mógł wiedzieć, że spotkał jedną z najważniejszych osób swojego życia? Był zbyt zajęty swoimi problemami.
   Pokój był jeszcze mniejszy od komnaty w królestwie aniołów. Jioha trochę to przytłaczało, bo nie lubił ciasnych pomieszczeń, tym bardziej z małym oknem, a jego zielony kolor nie był przyjemny dla oka.
   Wyglądał właśnie przez okno patrząc w skaliste góry, które były zapewne dzieciństwem chłopaka. Seogyum powiedział wyraźnie, że ma się stąd nie ruszać, więc nie miał nawet zamiaru wyjść chociaż na zewnątrz. Na wieczornej kolacji poczuł się lepiej, chociaż siedział obok Seogyuma. Jego matka spytała wtedy chłopaka jak spędzili czas, podczas gdy jej syn nakarmił ją kłamstwami mówiąc o czymś, co nigdy nie miało miejsca, bo Jioh spędził cały dzień sam w czterech ścianach.
   Dopiero potem wyciągnął go na zewnątrz, co Jioha trochę przeraziło, ale i ucieszyło, bo w końcu coś się działo. Byli sami bez wścibskiej siostry, więc uważał, że to też była dobra prognoza. Przeszli około kilometra w milczeniu. Seogyum szedł pierwszy, podczas gdy Jioh za nim starał dotrzymać się mu kroku.
   — Widzisz tą górkę?
   Seogyum na niego spojrzał więc Jioh uśmiechnął się po czym spojrzał na stromy skalniak, który wskazywał chłopak
   — Za dziecka często się tam wspinaliśmy, więc to będzie dobry trening na start.
   — Trening? — spytał niepewnie Jioh bawiąc się pierścionkiem przy palcu.
   — Cykasz się?
   — A jak spadnę? Sam mówiłeś, że dobrze jak skręce sobie kark...
   — Oszalałeś? Nie chcę mieć problemów. Przecież będę obok to cię przytrzymam, albo złapię.
   — Jest bardzo stromo, a nawet to typowa wspinaczka...
   — Czyli się cykasz, wracamy.
   — Spróbuję.
   Jioh poczuł się pewniej, gdy podeszli bliżej, a on dostrzegł niżej jezioro. Wystarczy, że będzie trzymał się bardziej lewej strony, to wpadnie do wody. Cała wysokość górki mogła mieć z czterysta metrów, przynajmniej tak Jiohowi się wydawało. Pierwsze kroki nie były tak złe, wystarczyło znaleźć dobry chwyt i punkt oparcia i stawiał dalsze kroki. Czuł się pewniej, gdy Seogyum był obok. Czuł by się pewniej dopóki część skalniaka nie osunęła się spod jego stopy. Musiał przenieść wtedy cały swój ciężar na ręce, które nigdy nie były zbyt mocne. Ze strachu krzyknął, bo brakowało mu oparcia na prawej nodze.
   — Seogyum?! — jęknął przerażony dysząc. — Seogyum?
   — Zobacz wyżej, już nie daleko.
   Jioh otworzył oczy które przed chwilą zamknął. Anioł wciąż latał tuż obok niego, a Jioh zazdrościł mu w tej jednej chwili tej umiejętności.
   — Pomożesz mi zejść? — spytał czując jak ręce zaczynają mu drętwieć i się trząść.
   Nerwowo się uśmiechnął, mając nadzieję że to w jakiś sposób pomoże zachęcić chłopaka. Seogyum powiedział, że przecież teraz znajduje się w własnym łóżku, tak samo jak on jest u siebie. Jioh musiał odwrócić głowę, bo chłopak znalazł się teraz po jego lewej stronie.
   — Pokoju? — spytał Jioh nie rozumiejąc.
   Było mu zimno w dłonie. Wyżej wiał silniejszy wiatr. Źle zrobił, gdy spojrzał w dół i zdał sobie sprawę, że nie koniecznie może spaść do jeziorka. Za bardzo przesunął się w prawą stronę.
   — Tak, ja jestem teraz w swoim łóżku, a ty sam wylazłeś na zewnątrz.
   — Seogyum nie rób sobie ze mnie żartów — próbował mówić spokojnie. —  Staram się, ale potrzebuje czasu żeby nauczyć się i... Pomożesz mi zejść?
   Chłopak natychmiast powiedział, że nie ma zamiaru mu pomóc i ma radzić sobie sam. Jioh przysunął się jak najbliżej ścianki, aby oszczędzić mięśnie rąk. Rozpłakał się pytając niezrozumiale dlaczego jest tak okrutny, ale go już nie było.
   — Seogyum?!
   Wołał go kilka razy. Rozglądał się, ale po chłopaku nie było ani śladu. Za dużo czasu stracił na przerażenie i histerię, gdy zdecydował się iść dalej w górę. Zejść sam na dół nie był w stanie. Po pokonaniu zaledwie pięciu metrów zaczął wołać o pomoc, ale nikt go nie słyszał, bo nie mógł usłyszeć.
   Po jego głowie chodziło tysiące myśli, jednak nic nie było tak dotkliwe, jak jego słabość i niemoc, jak i to że przecież jeszcze nie zdążył się zakochać. Chciał kogoś pokochać, nie koniecznie oczekując tego samego w swoim kierunku, przecież wiedział, że ma mnóstwo wad. Zatrzymał czas dwa razy na kilkanaście sekund. Jeongguk tego nienawidził, więc wiedział że na pewno to zauważy.
   Jioh ścisnął mocniej powieki czując jak jego dłonie mają dość, wziął głębszy wdech i odpuścił. Przytulił rękoma sam siebie jakby miało go to uchronić przed upadkiem z wysokości, aż do tego momentu wierzył w to, że Seogyum pojawi się i mu pomoże, ale tak się nie stało.

Nie zapomnij o Nas (II) / YoonKookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz