Rozdział XI

60 0 0
                                    

Stoję oszołomiona i próbuję połączyć fakty, nie jestem w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa, gdy wszyscy dookoła szeroko się uśmiechają i gratulują wykonania misji. Jakiej misji? Zostałam właśnie ochujana przez jakiegoś gościa, a oni jeszcze mi za to wiwatują? Co więcej, chłopak stoi niewzruszony i rozmawia z mężczyznami znajdującymi się dookoła. Jak może zachowywać się tak w takiej sytuacji? No tak, przecież to moim kosztem właśnie się zabawiono.

- O co w tym wszystkim chodzi? - zwracam się do Antonio, a ten automatycznie pochyla się nad moją twarzą.

- Taki mały test - oznajmia, po czym znika w tłumie, który oddaje się zabawie. Serio, będziecie teraz opijać moją porażkę, myśląc że wykonałam zadanie, które oblałam na całej linii? - mówię do siebie w myślach i nie przestaję obserwować chłopaka służącego wcześniej za mojego więźnia. Teraz już naprawdę mam ochotę przestrzelić mu każdą część ciała. Dosłownie każdą. Chyba czas na nową misję, której sama powierzę sobie wykonanie.

Biorę głęboki oddech, ukrywam w sobie wszystkie emocje, które aktualnie we mnie wybuchają i zaczynam iść w stronę blondyna, gdy nagle staje przede mną Lizzy.

- Myślałam, że zawalisz! Serio - kontynuuje nie odrywając ode mnie wzroku - jest taki uroczy, że sama bym go na twoim miejscu wypuściła... - pochyla się w moją stronę i zaczyna szeptać - nie byłam pewna co do twojej osoby, ale właśnie uświadomiłaś nam wszystkim, że możemy ci ufać.

Stoję wysłuchując fałszywych pochwał i zastanawiam się, dlaczego chłopak skłamał co do rzetelności mojego zadania, skoro jest "naszym" wspólnikiem, to pierwsze co powinien zrobić, to wyrzucić mnie za burtę. Nie ukrywam, przyniosłoby mi to ulgę, wręcz wyświadczyłby mi przysługę.

- Lizzy - zwracam się do dziewczyny, a ta patrzy na mnie pytająco - jego też chcesz przelecieć?

- Próbowałam - wzdycha i odwraca się w stronę chłopaka - ale Antonio jest łatwiejszy, wiesz jak jest - przewraca oczami i bierze kieliszek szampana od obsługi.

- Z reguły ludzie starają się bardziej o to, czego nie mogą mieć na wyciągnięcie ręki - wpatruję się w dziewczynę, próbując wyczytać jej emocje i licząc na jakąś ciekawą odpowiedź.

- Być może, ale ja nie mam na to czasu - macha ręką i prosi o kolejny kieliszek alkoholu - jest zbyt... jakby to powiedzieć, zamknięty w sobie. Ma swój własny świat, dokładnie tak samo jak ty.

- Słonie fruwają, ołowiane kule odbijają się od ziemi jak piłeczki, a władzę sprawują wróżki - cytuję wpatrując się w punkt przed siebie.

- Absurd świata, w którym żyją psychopaci w ludzkich ciałach - wtrąca się nagle chłopak, który stoi kilka centymetrów przed nami. Kiedy zdążył się tam w ogóle znaleźć?

- Może niebawem Christopher napisze o tobie wzmiankę w kolejnej książce? - zwracam się do niego ironicznie się uśmiechając - Idealnie wpasowałbyś się w opis absurdu.

- Lizzy - odchrząkuje natychmiastowo, aby zwrócić uwagę dziewczyny - Antonio pytał, gdzie może cię znaleźć, obstawiam, że jest teraz na górze.

- Wystarczy powiedzieć, że mam zostawić was samych - puszcza do mnie oczko i lekko się uśmiecha. Nie Lizzy, nie mam zamiaru go przelecieć, no chyba, że jeśli będzie to konieczne do wykonania nadanej przeze mnie misji.

- Nie wiem, czy jesteś tego świadoma... Ashly, ale między innymi dzięki mnie wciąż jesteś żywa - wyznaje wyciągając paczkę fajek.

- Może mam jeszcze paść na kolana i ci za to podziękować?

- Doceniłbym starania, mogę sprawić, że rolę się odwrócą i to twoim ostatnim życzeniem będzie zapalenie papierosa - podsuwa mi paczkę i lekko się uśmiecha.

- Byłoby mi to na rękę, nie musiałabym znosić teraz twojej obecności - odpowiadam starając się jednocześnie nie wybuchnąć. Ashly, uspokój się - powtarzam w myślach i biorę głęboki oddech. - Możesz mi wytłumaczyć, po co była ta cała akcja? I jakim cudem wcale nie masz przestrzelonej łydki? Jesteś skrycie mnichem i rzucasz na siebie uleczalne zaklęcia? Co jeśli serio przestrzeliłabym ci czaszkę? Dlaczego tego nie zrobiłam? I czemu nie powiedziałeś im prawdy?

- Za dużo pytań, za mało czasu na odpowiedzi - mówi kładąc mi rękę na biodrze i nakierowując w stronę wyspy - zaraz wysiadamy.

HandelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz