Siedziałaś oparta o plecy Kabuto, czytając opowieść Ilo Mikadzuki. Sama poprosiłaś Zetsu, aby odnaleźli ukryty pokoik Fumei w Konohagakure, gdzie po podłodze walały się kartki zapisane jej koślawym pismem. Kiedy Kabuto zajmował się wojną, zdarzało Ci się nudzić, więc uznałaś, że mogłabyś spędzić ten czas na zgłębianiu twórczości dawno martwej nastolatki. Pewnie miałaby teraz około dwudziestu pięciu lat.
Gdyby nie zginęła przy otrzymywaniu Przeklętej Pieczęci.
— Co jest? — spytałaś, gdy mięśnie Kabuto gwałtownie się spięły. Wstałaś, aby spojrzeć na planszę z kamyczkami.
— Taka, Przymierze Jinchūriki i Jedenastka Konohy połączyli siły — stwierdził cicho. Drużyna Siódma znowu po jednej stronie konfliktu.
— To dobrze! — Podskoczyłaś z radości. — Jeszcze chwila i zakończymy tę wojnę.
Yakushi nic nie powiedział.
— Kabuto...?
— Chciałbym wysłać tam Madarę, żeby ich rozpierdolił — mruknął pod nosem. Zaciągnęłaś powietrze oburzona.
— Kabuto! Musimy zakończyć tę cholerną wojnę — zawołałaś. — Ich sojusz to nasza jedyna nadzieja! Są wystarczająco silni, by stawić opór Zjednoczonym Siłom Shinobi. Wtedy będziemy mogli użyć Madary jako kozła ofiarnego i kazać im wszytkim połączyć siły przeciwko niemu. Kiedy go pokonają, będzie już po wojnie i-
— Nie kończymy tej wojny w taki sposób. — W jednej chwili zostałaś unieruchomiona przez szczelny uścisk węży. Spojrzałaś z przerażeniem na chłopaka. — Mając Madarę i Armię Zetsu, mogę osiągnąć wszystko. Przewyższyłem już Orochimaru, zmusiłem Pięć Wielkich Nacji do podziału i walki. Wszystko jest pod moją kontrolą! I z twoją pomocą mogę osiągnąć jeszcze więcej. Jeśli tylko pozbędziemy się Sojuszu Drużyny Siódmej, będę mógł w stanie stanąć na czele shinobi Konohy i poprowadzić wojnę z tamtego punktu. Cały świat shinobi będzie w zasięgu ręki.
Takim właśnie człowiekiem był Kabuto. Nie znając swojej przeszłości, chciał stworzyć sobie jak najwspanialszą przyszłość. Chciał mieć wszystko pod kontrolą. I wiedziałaś, że Ciebie też miał.
— Okej, okej! — krzyknęłaś, odwracając wzrok. — Możemy zrobić po twojemu, byleby skończyć to jak najszybciej.
— Nie fochniesz się? — spytał bez ogródek, przybliżając swoją twarz do Twojej. W jego złotych oczach widziałaś pewność siebie. Zdawał sobie sprawę, że ma Ciebie w garści. Że niezależnie od sytuacji, nie opuściłabyś go. I miał cholerną rację.
— Nie jestem tym typem kobiety — powiedziałaś, siląc się na spokój. Prawy kącik Twoich ust powędrował nerwowo do góry.
— Byłem pewien, że na odwrót. — Uśmiechnął się. Uścisk węży rozluźnił się, a Ty upadłaś na ziemię. — Serio, odkąd jesteśmy tu zamknięci, fochnęłaś się tyle razy, że przestałem już liczyć.
— Tak? — Uniosłaś brew. — A co w takim razem z tą ścianą?
Wskazałaś palcem za siebie, gdzie jeden z węży Kabuto dopisywał kolejną kreskę do jego spisu Twoich fochów. Yakushi wzruszył ramionami z ustami ściśniętymi w podkówkę.
— Nie mam pojęcia — powiedział głosem niewiniątka. Westchnęłaś tylko.
Nie miałaś nawet siły wstać. Kolejna sytuacja, która wypompowała z Ciebie wszystkie siły mentalne. Widząc to, chłopak kucnął przy Tobie i uniósł Twój podbródek, tak byś spojrzała wprost na niego. Rysy jego niezdrowo białej twarzy złagodniały. Wyglądał, jakby sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca.
CZYTASZ
Medyk ¦ Kabuto x Reader
Fanfic"Gdybyś znała prawdę, już dawno by Cię tam nie było. Jedynie chęć poznania swojej tożsamości trzymała Cię w tych zatęchłych korytarzach. Potem nadeszła kolej na eksperymenty, treningi i zlecenia, aż w końcu zdałaś sobie sprawę, że nie opuściłaś Oroc...