Rozdział 28

891 33 0
                                    




W letniej białej zwiewnej sukience podkreślającej moją opaleniznę i klapkach zeszłam na dół rześka i wypoczęta . Już na schodach dobiegły mnie głosy z jadalni. Przy stole siedziała mama, Camill i Zuza. Jej widok nie powinien mnie dziwić zajmuje się przecież organizacją wesela. Mama nadal nie wie, że jest siostrą Adama i tak powinno zostać. Dołączyłam  do nich. Na śniadanie dostałam talerz z jajecznicą i tostami. Do tego świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy. Przysłuchiwałam się ich rozmowie. Dopytywałam również o szczegóły. To nie były jedynie pozory, byłam ciekawa jak będzie wyglądało wesele w ogrodzie. Zagadana mam i Camill poszły do salonu. Ja i Zuza zostałyśmy same.

- Jak się masz? – zapytała pierwsza Zuza.

- Dobrze. A ty? Jak twoi synowie?

- Dobrze. Dziękuję. Masz chwilę na krótki spacer?

- Jasne. – co mi tam zgodziłam się. Wyszłyśmy z domu przez kuchnię do ogrodu. Poszłyśmy ścieżką prowadzącą do zagajnika. Wiedziałam, że Zuze coś trapiło postanawiam przerwać gonitwę jej myśli i rozpocząć rozmowę. - Chciała byś mi coś powiedzieć o coś zapytać? – usiadłyśmy na ławce.

- Eeeehmm widziałam się dziś rano z Adamem. Widziałam jego opuchnięty nos. Był u ciebie?

- Był. To była niespodziewana wizyta. Wiem też, że pobrali się z Kingą.

- Yhhhhhmmm. - westchnęłam ciężko. - kretyn, idiota nie wiem, jak ma go jeszcze nazwać. Nie było, żadnego ślubu. Mało brakowało.

- Jak to? Zresztą nie ważne. Zuza tylko mi nie mów, że mnie kocha. Przepraszam, ale nie chce tego słuchać. Przyjechałam tu na ślub mamy. Chcę się dobrze dziś i jutro bawić. Nie chcę psuć sobie nastroju.

- Tak masz rację, wracajmy. O osiemnastej według życzenia twojej mamy zarezerwowałam stolik w pobliskim pubie. – wolnym krokiem wróciłyśmy do willi. Zuza kontynuowała opowiadanie o planie na dziś i kolejne kilka dni. Kiedy dotarłyśmy do ogrodu Camill flirtowała z Callem. Co on tu do licha robił? Mówiłam by nie przyjeżdżał. Gdy tylko mnie dostrzegł zignorował Camil podszedł do mnie i zamknął mnie w swoich ramionach. Kontem oka widziałam zdziwioną Zuzę. Zdążyła zauważyć jego nos. Dodała dwa do dwóch. Nie trzeba być geniuszem by się nie domyślić, że pobili się z Adamem. O mnie. Byłam zdziwiona jego czułym przywitaniem jak byśmy nie widzieli się kilka lat.

- Musiałem przyjechać. – wyszeptał mi do ucha.

- Ooo jest twoja zguba. - mama z tacą w dłoni szła w naszym kierunku. Na srebrnej paterze miała dzbanek z lemoniadą i kubkami. – usiądźmy.

- To ja może...

- Nie Zuza, ty również usiądź z nami. Znasz Calluma?

- Tak poznaliśmy się kiedyś. – powiedziała nieśmiało.

- To świetnie. – kiedy podeszliśmy do stołu Call odsunął mi krzesło.

- Mówiłaś, że nic nie łączy cię z tym przystojniakiem. - Camill dotknęła muskularnego ramienia Calluma. – ja tu widzę zupełnie coś innego.

- Cam daj spokój.- zganiła ją dyskretnie mama.

- Tak mówiła? – założył mi włosy za ucho, delikatnie opuszkami palców gładził skórę mojej szyi i ramienia. Sutki zaczeły mi twardnieć, a przez cienki materiał sukienki na pewno już było je widać. Splotłam ramiona na klatce piersiowej spiorunowałam go wzrokiem. – to się jeszcze okaże.

- Sukienki przyjechały?- zapytałam by zmienić temat. Nie miałam zamiaru drążyć go przy obecnych tu osobach.

- Tak zostaną dostarczone za godzinę. - powiedziała Zuza zerkając do notatnika.

Niegrzeczna Pani Prezes Zakończone.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz