«Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga;
Łam, czego rozum nie złamie»
— Liszt, Ferenc Liszt. — mężczyzna z uśmiechem podał dłoń Mickiewiczowi.
— Mickiewicz, Adam Mickiewicz. — odparł nad wyraz poważnie poeta, po czym oboje uśmiechnęli się z rozbawieniem.
— Miło mi poznać, tak powszechnie szanowanego, wielkiego poetę. — uśmiechnął się Ferenc, wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
— Ależ drogi panie... Mógłbym powiedzieć to samo o szanownym kompozytorze. — zaśmiał się serdecznie Adam.
— Pan w odwiedziny? — Liszt gładko zmienił temat.
— Powiedzmy, a pan? — Mickiewicz skrzywił się nieznacznie, wyciągając paczkę papierosów.
— Przyjechałem do kochanka. — odparł pewnie Ferenc, krzywiąc się na widok papierosów.
— Podziwiam pana. — Adam uśmiechnął się, wsuwając papierosa między usta.
— Dlaczego, panie? — Liszt popatrzył na mężczyznę z niezrozumieniem, po czym wzdychając cicho dodał: — Czyż to takie dziwne?
— Ano dziwne, dziwne. — westchnął Mickiewicz, po czym zaciągając się tytoniem mruknął: — Podziwiam, żeś pan się przyznał do kochanka.
— Dla miłości wszystko! Jako poeta powinieneś pan wiedzieć najlepiej! — oburzył się, wyciągając dłonie z kieszeni.
— Miłość. — prychnął Mickiewicz, po czym bawiąc się chwilę papierosem mruknął: — Nie do końca wierzę w diabelskie czary.
— Diabelskie czary?! — oburzył się Liszt.
— Proszę wybaczyć. — Adam poklepał towarzysza po ramieniu, po czym wzruszając ramionami westchnął: — Straciłem com kochał.
— To pan zdobądź od nowa!
— To nazbyt uciążliwe by było.
— Powiedzmy. — westchnął Ferenc, po czym z lekkim uśmiechem dodał: — Ja w pana wierzę, panie Mickiewicz. Pan musi w siebie uwierzyć i pan go zdobędzie!
— Skąd pomysł, że jego? — prawa brew poety uniosła się do góry w akcie zaskoczenia.
— Boś pan zazdrościł! — usta kompozytora uformowały się w zadziorny uśmiech.
Adam pokręcił przecząco głową, po czym z cichym westchnieniem zapytał:
— Znasz pan Słowackiego?
— Słyszałem o jegomościu. — zadumał się Ferenc.
— Pan nie do niego? — zdziwił się Mickiewicz, uświadamiając sobie, iż w owej miejscowości jedna była gospoda. Ta sama, w której Słowacki przebywał. Po chwili zawahania mężczyzna dodał: — Jedna gospoda, myślałem, iż pan o nim.
Ferenc skrzywił się nieznacznie, po czym mruknął cicho:
— Chopin.
Mickiewicz skinął głową, po czym pchnięty dziwnym uczuciem, zapytał z zadumą:
— Chciałby pan na układ lekki się zgodzić?
— Układ?
— Układ, korzystny dla pana.
— Mówżesz pan, co za układ! — westchnął z irytacją, zniecierpliwiony kompozytor.
— Wiem, iż w gospodzie trzy pokoje. Dwuosobowe co prawda, ale damie z mężczyzną nie przystoi. Z moich źródeł zaufanych informację mam pewną: "Pan Słowacki z panienką Marią przebywa w gospodzie". Od pana zaś się dowiaduje, że szanowny kompozytor Fryderyk do przyjaciół dołączył. Co więcej, mój drogi panie? Pan Słowacki oraz panienka Maria oddzielne pokoje dzielą. Prawdopodobnie pan Fryderyk swoją kwaterę dostał, tak dla wygody. — oznajmił Mickiewicz z uśmiechem.
— Panie drogi! Panie poeto! — zakwilił Ferenc. — Do brzegu! Do brzegu!
Adam skrzywił się nieznacznie, po czym westchnął:
— Pan się uspokoi. Opowiadam.
— Mógł pan powiedzieć, herbatę bym kupił.
— Cichaj pan. — poeta machnął ręką na swego towarzysza, po czym poważnym tonem kontynuował: — Pan Fryderyk z panem podzieli swój pokój, więc ja nie będę miał wyjścia i będę musiał z panem Słowackim pokój dzielić.
— Słowackiego pan kochasz?! — wrzasnął zdziwiony Ferenc, przez co sekundę później został zdzielony po głowie przez Mickiewicza.
— Czyś pan zgłupiał?! — warknął Adam, po czym westchnął cicho: — Przecież ja żonaty, panie Liszt!
— Nieistotne. Nieistotne! — Ferenc uśmiechnął się szeroko, po czym chrząknął i z powagą oznajmił: — Idę na układ.
— Idziesz pan?! Poważnie?! — zachłysnął się Mickiewicz, patrząc na swojego towarzysza z niedowierzaniem.
— Cóż... Niczego nowego nie wymyśliłeś panie. I tak miałem zamiar z moim cudownym Fryderykiem alkowę dzielić. — rozmarzył się kompozytor.
— Brzmisz pan przedmiotowo. — mruknął cicho Adam.
— Przedmiotowo? — oburzył się Liszt.
— Przedmiotowo. — przytaknął smętnie Mickiewicz, po czym z bólem dodał: — Zero miłości, nic pan nie przejawiasz uczucia.
— Jam nie poeta. — prychnął Ferenc.
— Tu nie trzeba być poetą!
— Masz pan rację. Lepiej nie być poetą, boś pan poeta. Pan co pięknie pisać umie, ale słowami swymi się dławi, gdy chodzi o kochanka.
Gravis Sepulcrum
CZYTASZ
Uwielbienie // Słowackiewicz
Fanfiction- Niech słowo kocham jeszcze raz z ust twych usłyszę, Niech je w sercu wyryję i w myśli zapiszę. - A potem, jako czynią modne bohatery, w łeb sobie strzelę