¦75.¦ My kontra cały świat!

104 10 2
                                    

— A więc... Kabuto umarł?

Kiwasz smutno głową.

¦~¦~¦~¦

Dryfowałaś chwilę w ciemności. Po chwili zwierzę przestało się ruszać. Zniknęło w chmurze dymu, co świadczyło o śmierci właściciela.

Dym rozrzedził się. Na Twoją nieruchomą, pustą twarz padły ciepłe promienie wschodzącego słońca. Noc ginęła.

Nastawał brzask.

Siedziałaś na spalonej ziemi przez dłuższy czas, nie wiedząc, co masz ze sobą zrobić. Wypadałoby wstać i iść, bo w każdej chwili mogli znaleźć cię shinobi Sojuszu.

Shinobi Sojuszu? To już nie miało znaczenia, czy to oni Cię znajdą, czy ktokolwiek inny. Przecież teraz każdy był Twoim wrogiem. Niezależnie, z kim miałabyś do czynienia, w tej chwili każdy z chęcią by Cię pociachał na kawałeczki.

Musiałabyś odnaleźć Zetsu, ale chuj wie, ilu ich zostało i gdzie są. Nie wiadomo, co z Madarą, ale pewnie wrócił z powrotem do Zaświatów. Reszta martwych przywołańców od dawna robiła sobie tam imprezkę. Nie miałaś żadnych sojuszników.

Nie miałaś Kabuto.

— Jestem wolna — powiedziałaś do siebie, powstrzymując łzy. — Człowiek, który mnie kontrolował, zginął. To przez niego! To jego wina! — krzyczałaś. — To on wszczepił mi Daragana, więc to przez niego! Przez niego zmieniałam przeszłość! Bawiłam się czasem i umysłami innych ludzi! To on przeszczepił mi Mūngana! Z jego winy mam Rankana! Zabrał mi pamięć i wszczepił zmodyfikowane wspomnienia! Zabrał mi mnie, moją osobowość, moją przeszłość! To on wysłał na pewną śmierć Fusagaru i Shikaia!

Zrobił to, bo Cię kochał. Byłaś dla niego najważniejsza. Chciał, abyś była bezpieczna, nieważne jakim kosztem.

— Trenował ze mną, żebym nie musiała robić tego z nikim innym. Spędzał ze mną czas, gdy czułam się samotna. Opiekował się mną, kiedy byłam chora. Przynosił mi posiłki, żebym nie walczyła o pożywienie w jadalni Tsubo. Słuchał mnie za każdym razem, gdy miałam coś do powiedzenia.

Traktował Cię jak zdobycz. Byłaś jego trofeum.

— Nie! — krzyknęłaś histerycznie.

To nie mogło tak się skończyć. Nie wiedziałaś, co myśleć. Byłaś w rozsypce. Musiałaś podjąć własną decyzję.

Nie będąc już przez nikogo kontrolowana. Nie będąc od nikogo uzależniona. Nie będąc kogoś. Będąc sobą.

Ale nie będąc szczęśliwa.

Otarłaś oczy z łez. Musiałaś podnieść się i zrobić ze sobą cokolwiek. Byłaś wolna.

— W chuju mam taką wolność! — zawyłaś, próbując wyżyć się na jakimś głazie. Kamień okazał się być twardszy, niż sądziłaś i już po chwili trzymałaś się za obolałą stopę. W końcu prawdą jest, że w lepiej ptakom w klatce, kiedy nie mają domu.

Ruszyłaś z przytupem po spalonej ziemi. Wojna wyniszczyła roślinność i chyba jedynie Uwolnienie Drzewa Fusagaru mogłoby coś z tym zrobić. Natychmiast stanęłaś i rozbeczałaś się na myśl o zmarłym przyjacielu. Że też musiał umierać dwa razy! A Shikai? Jego śmierć była tak okrutna!

— Dobra, dobra, ogarnij dupę — powiedziałaś do siebie, klepiąc obiema rękami w policzki. Otarłaś ręką oczy i ruszyłaś dziarsko przed siebie. Tylko dokąd?

Nie kojarzyłaś tej okolicy. Przez pięć lat, jak byłaś martwa oraz nieokreśloną ilość czasu spędzoną w jaskini, krajobraz świata shinobi niezwykle się zmienił. Zresztą, dokąd miałaś pójść? Co miałaś zrobić z resztą swojego życia?

Medyk ¦ Kabuto x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz