Dochodziła godzina 12. George właśnie wchodził do szpitala, w którym leżał Clay. Zanim się tam zjawił był w galerii – kupił prezent dla młodszego kuzyna, zjadł coś co sam określił jako śniadanie, jednak w tamtym momencie był to bardziej obiad oraz wstąpił do sklepu z książkami, aby rozejrzeć się za jakąś ciekawą pozycją. W budynku szpitala było dość pusto, w hallu głównym stało jedynie kilka osób, nie wliczając w to pracowników. Wyciągnął z kieszeni telefon, by upewnić się co do numeru pokoju, w którym leżał jego przyjaciel. Drista podała mu go jakiś czas temu mówiąc przy tym, że Clay bardzo by chciał, żeby George do niego wpadł. Podszedł do recepcji.
- Dzień dobry – przywitał się z kobietą siedzącą po drugiej stronie biurka przy okazji zwracając na siebie jej uwagę – Mogłaby mi pani powiedzieć, jak dostać się do pokoju 67?
- Witam – odparła mu – Trzeba iść w górę schodami i prosto, 67 będzie po lewej stronie korytarza.
- Dziękuję bardzo – uśmiechnął się miło i ruszył we wskazanym kierunku.
Wszedł na górę przeskakując co 2 schodki. Rozejrzał się po korytarzu, na krzesłach pod jedną ze ścian siedział jakiś mężczyzna z dzieckiem, zapewne swoją córką. Brunet ruszył przed siebie, patrząc głównie na lewo, aby dostrzec odpowiedni numer. Zauważył, że po lewej stronie były jedynie pokoje oznaczone numerami nieparzystymi, co na pewno sprzyjało poszukiwaniom pokoju, którego się poszukuje. Nareszcie trafił na numer 67. Już chciał otworzyć, ale zza drzwi dobiegł go głos Clay'a, który widocznie rozmawiał z kimś przez telefon. Postanowił chwilę zaczekać. Gdy znajomy, radosny głos ucichł, pchnął drzwi i wszedł do środka. Blondyn siedział na łóżku, przeglądając coś w telefonie. Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, zerknął w ich stronę i niemal od razu się uśmiechnął.
- Cześć Clay – przywitał się George, delikatnie unosząc kąciki ust.
- Cieszę się, że przyszedłeś – w zielonych oczach widoczna był iskierka radości. Takiej zupełnie szczerej radości – Jak tam u ciebie?
- U mnie w porządku – podszedł do chłopaka i usiadł na krześle obok łóżka – A u ciebie? Wszystko dobrze?
- Jasne, że tak. Teraz jest już okej wszystko – pokiwał głową.
Między nimi zapadła trochę niezręczna cisza. George wbił wzrok w swoje buty, natomiast Clay bawił się skrawkiem koca. Brązowooki sobie o czymś przypomniał, sięgnął do swojego plecaka i wydobył z niego, niestety odrobinę połamaną, czekoladę dla blondyna. Odkaszlnął cicho, zwracając na siebie jego uwagę i podsunął mu słodycz.
- T-To dla ciebie – powiedział cicho, rumieniąc się ledwo widocznie.
- Och – Clay był widocznie zaskoczony. Przyjął prezent i położył go na stoliku nocnym, stojącym zaraz obok jego łóżka – Dziękuję Gogy – uśmiechnął się ciepło – Ale z jakiej okazji?
- Żeby ci to wynagrodzić – zaczął, a jego głos przyjął markotny ton – Znaczy, ten wypadek. Wiem, że to i tak mało, a gdybym się nie zachował jak palant to do niczego by nie doszło. Przepraszam Clay...
Piegowaty patrzył na niego smutnym wzrokiem. Usiadł na łóżku tak, że był przodem do bruneta, a po chwili mocno go objął.
- Głupoty gadasz Gogy – zaśmiał się cicho – Nie masz za co przepraszać, gdybym chciał, żeby coś złego spotkało i ciebie to bym cię nie odepchnął. To nie jest twoja wina, sam też mogłem uciec, co nie?
- Ale z mojej winy to wszystko się stało – ufnie oparł głowę na ramieniu zielonookiego – I mogłem zostać, posłuchać co masz mi do powiedzenia, a nie sobie iść. Przepraszam.
Clay zaczął głaskać jego plecy, by się uspokoił. Oddech niższego był przyspieszony, lekko drżący – blondyn bał się, że zaraz się rozpłacze. Nie chciał, by te piękne, czekoladowe oczy były pokryte łzami.
- Pamiętasz, jak powiedziałem ci, że jestem zazdrosny o ciebie? – zaczął cicho Clay, aby zmienić temat. Uznał, że to odpowiedni moment, aby brunet o wszystkim się dowiedział. Ręka Clay'a powędrowała na głowę ozdobioną ciemną czupryną i wplotła się w kasztanowe kosmyki. Gogy mruknął na znak, że pamięta – Nie wiem, czy domyśliłeś się o co mi tak właściwie chodziło. Trudno to ubrać w słowa – z jego ust wyrwał się cichy chichot – Chcę, żebyś o wszystkim wiedział, bez względu na twoją reakcję – zatrzymał się, by wziąć głęboki oddech. Zżerał go stres, ale musiał być szczery – Kocham cię George...
Nastała cisza. Clay już wiedział, że spieprzył, a jego przyjaciel za chwilę wyplącze się z jego objęć, wstanie i wyjdzie. Jednak się tak nie stało. Brunet uniósł głowę, policzki miał zarumienione. Wpatrywał się w oczy wyższego, następnie zjechał wzrokiem na jego usta. Po chwili powoli, nieufnie przysunął się do twarzy Clay'a i musnął jego usta swoimi, wprowadzając blondyna w niemałe zakłopotanie.
- Prz-Przepraszam – zająknął się, odrobinę się odsuwając.
- Nie masz za co.
Tym razem to Clay się przysunął, ujął twarz bruneta w swoje dłonie i złączył swoje usta z jego odpowiednikami. Nie trwało to długo, jednak dla obydwu było to coś magicznego, niesamowitego.
- Dziękuję Clay – szepnął brązowooki, opierając głowę o ramie wyższego, który po chwili go objął – Ja ciebie też kocham.
//Nic tu nie zdechło, przysięgam. Ta książka dalej żyje xDD Ostatnio dostał się w moje łapki pewien mem, który uważam za bardzo stosowny i prawdziwy
Ten, no, ode mnie tyle, do następnego xD
CZYTASZ
~Just a friend to you...~ 《DNF》
Fanfiction~ Zawsze byli tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Kłócili się, godzili i śmiali - zupełnie jak przyjaciele. Jednak jak wiadomo, czas zmienia ludzi i pokazuje swoje. Uczucia piegowatego blondyna, w stosunku do jego najbliższego przyjaciela nagle zmieniaj...