Rozejrzałam się po wnętrzu sali. Panował w niej półmrok, kolorowe światła oświetlały parkiet. Ktoś się postarał. W rogu stały stoły zastawione napojami i drobnymi przystawkami. Z głośników dochodził mnie głos wokalisty Linkin Park. Ludzie stali w grupkach i rozmawiali, śmiali się, flirtowali ze sobą. Inni tańczyli na parkiecie, świętując koniec piątku.
--- Stoimy tak czy wchodzimy?--- spytała mnie Ricki.
--- Wchodzimy--- odparłam, przechodząc przez próg sali.
--- Hej, Ash!--- Rob, chłopak z drugiego roku złapał mnie i bez dalszych wstępów wciągnął na parkiet. No, ale nawet nie podpity, ten blondyn nie owijał w bawełnę.--- Jak tam?--- spytał, okręcając mnie dookoła.
Zaśmiałam się.
--- Dobrze. A jak u ciebie?
--- Miałem zagrać właśnie w shota gdy zobaczyłem, jak weszłaś. Dawno cię nie widziałem na jakiejkolwiek imprezie.
--- No cóż, mam dużo nauki.
Popatrzył na mnie z dezaprobatą.
--- Ja też, a jakoś mam wolny czas. A jestem rok wyżej.
--- E tam, nie jęcz już.--- odpowiedziałam.
--- Idziesz zagrać?--- spytał wskazując na stolik przy którym już siedziało parę osób. Jedna z dziewczyn wychyliła kieliszek jednym haustem. Reszta zagwizdała.
--- Czemu nie?--- złapałam jego wyciągniętą dłoń i razem podeszliśmy do reszty.
--- Hej, ludzie, dochodzi jeszcze Ashley--- oznajmił usadzając mnie na krześle. Sam usiadł obok.
--- To kto zaczyna?--- spytała Rutch, jedna z grających dziewczyn.
--- Ja też dochodzę--- powiedziała Ricki siadając po mojej drugiej stronie.
--- Okej, w takim razie ty zaczynasz.--- powiedziała Rutch.--- Dawaj, Ash--- powiedział plącząc język i klepiąc się po udach Leo.--- Siadaj. Chyba, że nie dasz rady?
Reszta powtarzała chórem: „Siadaj, siadaj...". Ja, również już lekko wstawiona, podeszłam do chłopaka i usiadłam mu okrakiem na kolanach, twarzą do niego. Zarzuciłam mu ręce na szyję, wsuwając palce we włosy. On objął mnie w pasie.
--- I co dalej?--- spytałam, bawiąc się jego długimi włosami na karku.
--- Całuje?--- zawołał Leo do reszty.
--- Całuje!--- odkrzyknęli chórem.
--- No to całuję--- mruknęłam. Nachyliłam się i pocałowałam go w kącik ust, a potem prosto w usta.
Podciągnął mnie wyżej tak, że moje nogi przestały dotykać podłogi sali. Dokoła rozległy się gwizdy, śmiechy i krzyki. Oderwałam od niego usta i ze śmiechem zsunęłam z jego kolan. Zanim wróciłam na swoje miejsce wycisnęłam na jego policzku całusa, zostawiając ślad z błyszczyka.
--- No--- usiadłam na swoim miejscu--- To kto następny?Blake
No, chłopie, trzeba przyznać--- rzekł John--- Partnerkę to ty masz niezłą.
Starałem się odgonić nieznaną mi chęć podejścia do miejsca, gdzie siedziała Ashley i przyłożenia facetowi, którego pocałowała. Zabrać ją w odosobnione miejsce i dać jej nauczkę... Nie miała prawa go całować! To mnie powinna oznaczyć swoim błyszczykiem, a nie jakiegoś frajera, któremu alkohol nakaże większości rzeczy zapomnieć.
Obserwowałem jak nachyla się do blondyna koło siebie i coś mu szepcze do ucha, a on się śmieje...
--- Wow, spokojnie--- odezwał się Kyle i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że zawarczałem. Położył mi dłoń na ramieniu.--- Spokojnie, stary. Nic ci nie pomoże wparowanie tam. Poczekaj, aż zostanie sama.
No i czekałem. Patrzyłem na kolejną rundę i zaciskałem szczęki na widok jeszcze innego faceta nachylającego się nad Ashley, która patrzyła na niego wyzywająco. Zbliżył się jeszcze i zrobił coś, czego nie zauważyłem, ale po towarzystwie rozległy się kolejne gwizdy, a Ashley wyciągnęła coś spod swojej krótkiej sukienki... jego rękę. Czy ona na pewno ma tylko czternaście lat?
--- Jesteś pewny, że to twoja partnerka duszy?--- spytał sceptycznie John.
--- Moja--- wymamrotałem--- Wiem to.
Ashley wstała i odgarniając grzywkę podeszła do miejsca z napojami.
--- To twoja szansa--- Kyle popchnął mnie do przodu--- Idź i ją przeproś, póki możesz.
Ledwie Kyle dokończył, a ja już byłem w połowie drogi. Gdy doszedłem do Ashley stała do mnie tyłem i rozmawiała z jakąś dziewczyną. Ta gdy mnie zauważyła zarumieniła się i jąkając pożegnała z Ashley. Moja partnerka odwróciła się i sapnęła zaskoczona na mój widok.
--- Dlaczego całujesz facetów po alkoholu?--- spytałem zanim ugryzłem się w język.
Jej źrenice się zwęziły, zacisnęła zęby.
--- Witam, Blake. Miło cię widzieć po tych dwóch miesiącach.--- powiedziała sarkastycznie.
Idiota, idiota, idiota...
--- Uh, ja...--- zacząłem chcąc przeprosić teraz również za to, co powiedziałem.
--- Nie kłopocz się przeprosinami--- przerwała mi.--- Cenię sobie ludzi, którzy mówią prosto z mostu.--- pomimo tego, co powiedziała, jej głos był zimny.
--- Ashley, ja naprawdę cię...
--- Słuchaj, nie mam czasu rozwodzić nad twymi przeprosinami czy nie.
Zgrzytnąłem zębami, zirytowany.
--- Ahley...
--- Nie mam...
--- Mam gdzieś, czy masz ochotę i czas. Powiem to szybko--- przerwałem jej. Nic nie powiedziała, jedynie skrzyżowała ręce na piersi i patrzyła wyczekująco.--- Naprawdę cię przepraszam za tą całą czternastkę i później z tym strachem... no i to teraz... Przepraszam.
--- To wszystko?--- spytała. Jej spojrzenie i ton trochę zmiękły.--- Jeśli tylko to, to jest okej. Cześć.--- odwróciła się i już miała iść, ale złapałem ją za ramię. Znów spojrzała wyczekująco.
--- No więc... Zobaczymy się jeszcze?
Spuściła wzrok na moją rękę na jej ramieniu i spróbowała ukryć uśmieszek.
--- No pewnie--- powiedziała--- Jak tylko będziesz częściej w domu na pewno na siebie wpadniemy.
--- Nie, nie o to mi chodzi...
--- Słuchaj, ja naprawdę muszę już iść.
--- Nie chcę, żebyś szła--- powiedziałem, patrząc na jej twarz--- Chcę cię poznać.
Prychnęła cicho.
--- No, pospieszyłeś się.
Speszyłem się.
--- Nie zdołałem cię poznać przez, jak się okazuje...
--- To był sarkazm. Doskonale wiem, przez ile lat dziewczyny mówiły, że mają nieznośnego, pomylonego, nienormalnego brata...
--- Jakiego?!
Tylko przewróciła oczami na mój wybuch.
--- To nawet nie połowa tego, co mówiły--- niepotrzebnie dodała.
Na zmianę zaciskałem i rozluźniałem pięści. A potem się dziwią, że używam na nie magii. Bezczelne dziewuchy. Zrobiłem mentalną notatkę, aby dokopać moim siostrom przy najbliższej okazji.
--- W każdym razie to spotkanie...
--- Jestem prawie codziennie u Avril i Mii. Może się spotkamy, może nie--- uwolniła swoje ramię--- A teraz ja może już...
--- Nie uciekaj--- nie wytrzymałem. Jej oczy się rozszerzyły--- Uciekasz przede mną. Widzę to. Nie podoba mi się to.
--- Cóż--- zaczęła powoli.--- nie obchodzi mnie, co ci się podoba, a co nie. Tym bardziej, jeżeli to dotyczy mnie. Nie muszę ci się podobać, moje zachowanie też nie.
Westchnąłem zmęczony.
--- Przepraszam, Ashley. Już sam nie wiem co mam mówić, żebyś odebrała to dobrze, bez myśli, że specjalnie cię obrażam albo że próbuję kontrolować, manipulować. Przepraszam.
--- Przestań przepraszać, czarowniku--- również westchnęła--- Dziwnie się czuję, gdy ludzie ciągle mnie przepraszają. A w twoim przypadku jestem zdezorientowana. Nigdy nie jestem pewna, czy zaraz mnie obrazisz, przeprosisz, czy zaproponujesz spotkanie w miłej atmosferze. Albo kiedy się zezłościsz.
Ktoś obok nas odchrząknął. Jak się okazało, to był John. Lustrował wzrokiem Ashley. Widać było, że mu się podoba to, co widzi. Miałem ochotę na niego warknąć i odgonić, ale to by pewnie było nie na miejscu i nie zrobiłbym dobrego wrażenia na dziewczynie.
Ashley popatrzyła na Johna i uśmiechnęła się delikatnie. Cholera jasna...
--- Witam--- powiedział --- Jestem John, a to--- wskazał na Kyle'a, który stał obok i również się uśmiechał do Ashley--- jest Kyle. Jesteśmy znajomymi Blake'a. Jak widać jest trochę namolny. Przepraszamy za niego. Miało go nie być tylko przez chwilę--- powiedział brzmiąc na skruszonego.
--- Nic nie szkodzi--- odparła łagodnie moja partnerka. Właśnie, moja. Jakim prawem wtykają nos w nie swoje sprawy?--- Wasz znajomy jest na tyle... duży i odpowiedzialny, że potrafi sam o siebie zadbać. Zwłaszcza czarnoksiężnik, który przyszedł przeprosić za swoje błędy.
--- Mądra jesteś--- odezwał się Kyle--- mówisz jak dorosła osoba.
--- Właśnie--- poparł John.--- Czy ty na pewno jesteś od nas młodsza o te dwa lata?
Jej twarz się zmieniła. Nie było w niej tyle lodu, jak to było gdy patrzyła na mnie, jednak jej spojrzenie się ostudziło. Wspaniale.
--- Wy również jesteście krytykami wieku?--- spytała... z żalem w głosie--- A już miałam nadzieję, że bynajmniej jego znajomi są fajni.--- pokręciła głową--- Potrafię być poważna i myśleć trzeźwo odkąd skończyłam siedem lat, a pogłębiło się to rok temu.
John spojrzał na jej towarzystwo i uśmiechnął się znowu.
--- Właśnie widzę.
Zrozumiała aluzję, a jej policzki pokryły się różanym odcieniem.
--- Nie mogę być ciągle poważna--- wzruszyła ramionami--- Wiecie, pomimo tego jestem nastolatką. Potrzebuję takich chwil. No i płci przeciwnej również się podoba takie chwilowe zachowanie.
Z mojej piersi wytoczył się niechciany warkot. Kyle zachichotał, a Ashley otworzyła szerzej oczy, zdziwiona.
---Najwyraźniej nie wszystkim--- podszepnął jej John.
Znów wzruszyła nonszalancko ramionami, a ja całym sobą zaparłem się w sobie, żeby nie doskoczyć do niej i nie wyprowadzić jej tam, gdzie będę mógł dać jej nauczkę. To nie byłby najlepszy pomysł. Jednak myśli tego typu ciągle krążyły w mojej głowie, kusząc.
No ale nie ma się co dziwić. Szukałem partnerki, odkąd byłem świadomy, że nawet czarnoksiężnicy je mają, czyli odkąd miałem jedenaście lat. Ojciec opowiedział mi o tym, jak jest mieć partnerkę. Powiedział, że powinienem znaleźć ją do osiemnastego roku życia, bo osoby magiczne mogą się wiązać, brać śluby dopiero od tego wieku. Potem, do dwudziestego roku życia powinienem zainicjować ją jako swoją. W tym wieku mężczyźni przechodzą przemianę, ich moce rosną. Proces jest bolesny, a obecność ich partnerek pomaga w tej agonii. Kobiety połączone, nie ważne w jakim wieku, przechodziły to tydzień po przemianie swego partnera duszy. Więc Ashley by miała osiemnaście lat...
Zrozumiałem, że podczas gdy ja rozmyślałem Ashley żegnała się z Kyle'em i Johnem.
--- Poczekaj...--- zacząłem, ale ona już pognała do swoich znajomych. Miałem ochotę za nią pójść, ale jedno spojrzenie na moich znajomych uświadomiło mi, że mnie nie puszczą.
--- Kyle, może lepiej go stąd wyprowadźmy--- powiedział John patrząc na mnie tak, jakbym był chory psychicznie.
--- Spoko, nic mi nie jest--- powiedziałem.
Ashley usiadła na kolanach blondyna. Wyrwałem do przodu. Kyle i John złapali mnie pod ręce i prawie wywlekli mnie z sali, blokując moją magię i siłę fizyczną.
Cholera, moja partnerka jeszcze mi za to zapłaci.
![](https://img.wattpad.com/cover/36393739-288-k884707.jpg)
CZYTASZ
Miłość według czarownicy ✓ [DO KOREKTY]
ParanormalAshley to czarownica o jasno ustalonych zasadach. Już od najmłodszych lat marzyła, aby mieć rodzinę, którą stworzyłaby ze swoim partnerem duszy. Jednak przez klątwę rezygnuje ze szczęścia sądząc, że lepiej będzie, jeśli Blake, jej partner, ucierpi p...