Dwa tygodnie później..
Do Wigilii zostały zaledwie cztery dni. Przyglądałem się biżuterii u jubilera. Kupiłem prezenty dla sióstr i rodziców, aż w końcu nadszedł czas na Ashley.
Nie widziałem się z nią od czasu, gdy wyszła z łazienki w barze. No, przynajmniej nie widziałem jej, gdy ona była tego świadoma. Pomijając częste chwile, gdy obserwowałem ją z pewnej odległości...
Wypatrzyłem w końcu łańcuszek, który jak dla mnie idealnie pasował do Ashley i uśmiechnąłem się.
--- Wezmę ten--- powiedziałem do starszego mężczyzny siedzącego za ladą.
Mężczyzna podszedł i uniósł brwi.
--- Białe złoto? U mnie jest dość drogie.
Machnąłem ręką.
--- Nieważne. To dla mojej partnerki duszy.
Powiedziałem to, ponieważ wiedziałem, że to jest czarodziej. Gdyby był po prostu człowiekiem nic bym mu nie powiedział.
Uśmiechnął się porozumiewawczo.
--- Dla partnerki? No, partnerka faktycznie jest tego warta.
Również się uśmiechnąłem.
--- Prawda? Ona jest niesamowita. Szkoda, że mnie jeszcze trochę ignoruje i unika. Niech pan nie pyta, to zasługa moich sióstr. I tego, że jej nie znam, chociaż mogłem już zacząć więcej niż dekadę temu.
Mężczyzna się skrzywił ze współczuciem.
--- Tak bywa. Mnie też kiedyś wkurzył brat i mu poderwałem panienkę... ale nie ma o czym mówić. Chociaż afera była...
Zaśmiałem się.
--- To weźmie pan ten łańcuszek? Przepraszam, że tak popędzam, ale jestem umówiony ze znajomymi na obiad.
Kiwnął energicznie głową i szybko zabrał się za pakowanie, ale mu przerwałem.
--- Wie pan co, mam jeszcze taką prośbę...
Po zamówieniu dodatku specjalnego poszedłem do baru, gdzie miałem się spotkać z chłopakami. Zastałem ich przed budynkiem.
Przywitałem się z Samem i Kyle'em, który się z czegoś śmiał. John nawet nie oderwał swoich oczu od szyby baru.
--- Hej, stary, z czego się śmiejesz?--- spytałem.
Kyle spróbował się uspokoić co wyszło mu dopiero po dłuższej chwili.
--- Johnowi spodobała się twoja siostra.
Zmarszczyłem brwi.
--- Widział ją w końcu w tej akademii?
--- Widzę ją teraz--- wymamrotał John.--- Blake, co ci się w niej nie podoba? Jest super.
--- Zobaczyłbyś, jakbyś z nią pomieszkał. Mnie mało co było w domu, a i tak miałem dość. A co będzie teraz... Ej, jak to ją widzisz teraz?--- Podszedłem do niego i spojrzałem przez szybę, po czym jęknąłem udręczony.
W środku siedziały moje zniecierpliwione siostry.
Kyle znowu wybuchł śmiechem.
--- Och, Boże!
Sam poklepał go mocno po plecach.
--- Odpuść, stary--- powiedział ganiąc go, jednak sam ledwie tłumił śmiech; wiedziałem to widząc, jak jego ciało co chwilę się spina, a twarz drga.
Znowu spojrzałem przez szybę na stolik. Bliźniaczki wyglądały na zniecierpliwione. W końcu Mia wstała, wyciągnęła z torebki telefon i ruszyła do wyjścia.
Patrzyłem z uniesionymi brwiami na Johna, który oderwał się od szyby i poprawił swoją skórzaną kamizelkę i przeczesał włosy palcami. Spojrzał na nas.
--- Jak wyglądam?--- spytał.
--- Jak bezdomny, który próbuje poderwać milionerkę--- odpowiedział Kyle, przez co zarobił cios w brzuch.
--- Pytałem poważnie--- warknął John.--- No, a więc jak?
Nim któryś z nas zdążył odpowiedzieć przez drzwi wyszła Mia i stanęła przed nami z telefonem przy uchu. Uniosła na nas pytająco brwi.
--- Pogarszasz mój nastrój--- powiedziała prosto z mostu do mnie.
Również uniosłem brwi.
--- A to niby dlaczego?
Nie uzyskałem odpowiedzi, bo zaczęła mówić do słuchawki:
--- Ashley? Ashley, gdzie wy jesteście?! Ja i Avril już na was czekamy od pół godziny! A co mnie to obchodzi! Ale wiesz, może z drugiej strony dobrze, że się spóźniłyście.--- Spojrzała na mnie, jakbym był winny za wszelkie grzechy tego świata.--- Mój braciszek się tutaj zjawił. Co?! jak to co z tego?!--- Ashley najwyraźniej powiedziała coś, co uspokoiło moją siostrę, bo kontynuowała:--- Dobra, w takim razie teleportujcie się tutaj. Czekam przed wejściem.
Po tym jak się rozłączyła znowu spojrzała na nas wszystkich.
--- Dobra, dlaczego tutaj?--- spytała, opierając ręce na biodrach.
--- Ale co?--- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.--- Dlaczego wy tutaj jesteście?
Pokazała mi język. W następnej chwili była już zagadywana prze Johna, który nie wytrzymał.
--- Hej, jestem John.--- Wyciągnął do niej dłoń, a ona lekko mrużąc oczy ją przyjęła.--- Nie wiem, dlaczego Blake tak bardzo cię nie lubi. Nie dość, że jesteś śliczna, to jeszcze potrafisz się odezwać. Takie ciche dziewczynki są do niczego.
Uśmiechnęła się.
--- No widzisz, a on ciągle stara się mnie uciszyć.
W następnej chwili między nami teleportowały się Ricki i Ashley. Ricki była zgięta w pół i opierała ręce na kolanach. Ashley poprawiała kucyka.
--- Ashely, musiałaś akurat w tym momencie?!--- wybuchła dziewczyna, prostując się w końcu.
Przyjaciółka na nią spojrzała.
--- Owszem, musiałam. Ten Koreańczyk to człowiek. Nie powinnaś czarami próbować zamknąć drzwi. I co ci przyszło do głowy pakować się w wyścig? Dobrze wiesz, że rozbiłabyś samochód po dwóch zakrętach.
--- Nie, jeśli byś mi pomogła.
Dziewczyna w odpowiedzi przewróciła oczami.
--- W samochodzie mogła siedzieć tylko jedna osoba.
--- Ale pomogłabyś mi na odległość!
--- Na odległość?--- odezwał się zdumiony Sam.
Nowo przybyłe w końcu zwróciły na nas uwagę.
--- No--- odpowiedziała Ashley, jakby to było normalne.
Sam patrzył na nią sceptycznie.
--- A ty masz czternaście lat, tak? A wiesz jakie to są odległości?
--- Oj, koleś, nie rób tego samego błędu, co Blake--- poradziła Ricki.
--- Ashley ma czternaście lat, a jest silniejsza od ciebie--- odezwała się z dumą Mia.
Mój znajomy nadal nie wierzył. Wiedziałem, że Sam jest silny. W końcu wyciągnął rękę do dziewczyny.
--- A więc jak?
Ashley podała mu rękę, a gdy ten mocniej ścisnął zmarszczyła lekko brwi. I powaliła nas wszystkich następnymi słowami:
--- Myślałam, że starsze roczniki są silniejsze.
--- Co?--- odezwał się głupio John.
Mia się zaśmiała.
--- No i oto nasza Ashley.
Nie wasza, tylko moja, pomyślałem
--- O w mordę--- wyrwało się Samowi. Zabrał szybko dłoń z uścisku Ashley.
--- Coś nie tak?--- spytała. Diamentowy blask co jakiś czas błyskał w jej oczach.
--- Jaki cudem ty możesz mieć dopiero czternaście lat?
Wzruszyła ramionami.
--- No wiesz, zdarza się. Wymagało to poświęcenia.--- Jej oczy lekko przygasły, jednak gdy mrugnęła nie było śladu po chwilowym smutku.--- Ale warto było. No dobra, idziemy, dziewczyny?
Mia zostawiła Johna i wzięła pod rękę przyjaciółki, po czym wszystkie trzy zniknęły za drzwiami baru.
--- Jeszcze nie czułem takiej mocy--- pierwszy odezwał się Sam.--- Praktycznie powaliła mnie na kolana. Chyba muszę się z nią bliżej zapoznać...
Zmrużyłem oczy, patrząc na niego.
--- Trzymaj się od niej z daleka--- ostrzegłem.
Zmarszczył brwi.
--- To jego partnerka duszy--- wyjaśnił Kyle.
Sam zerknął na drzwi, potem znowu na mnie.
--- Ona? Powodzenia ci z nią życzę. Wystarczyła mi chwila z jej próbką mocy, a już wiem po jej energii, że partner nie będzie miał z nią łatwo.
Uśmiechnąłem się.
--- Dam radę.--- Wszedłem do baru.
Czwórka przyjaciółek zajmowała stolik, śmiejąc się z czegoś. Nie myśląc wiele skierowałem się w ich stronę, a moi znajomi za mną.
John nie tracąc czasu przysunął sobie krzesło z sąsiedniego stolika i przysiadł się, ku irytacji dziewcząt, do stolika obok Mii.
--- Hej, Kyle--- odezwała się Avril.
--- Cześć--- odpowiedział chłopak.
--- Jeszcze ty tutaj jak dla mnie możesz być. Chłopaki też. Oprócz Blake'a.
Ashley prychnęła, kręcąc głową.
--- No i babski obiad jednak nie wypalił.--- Wstała.--- Idę po napoje. Co chcecie?
Wszyscy złożyli jej zamówienia, oprócz mnie. Spojrzała na mnie, a gdy nie odpowiedziałem po prostu poszła. A ja za nią.
--- Nie mogłeś po prostu powiedzieć, czego chcesz?--- spytała nawet na mnie nie patrząc.
--- W ten sposób mam wymówkę, aby za tobą pójść--- wyjaśniłem.
--- Daruj sobie.
Zmarszczyłem brwi.
--- Słucham?
Zerknęła na mnie.
--- Nie musiałeś za mną iść, aby mi powiedzieć to, co chciałeś. Mogliśmy porozmawiać przy wszystkich.
--- Tak? A więc mogłem przy wszystkich zaprosić cię na kolację?
--- Owszem, mogłeś. Co nie znaczy, że przyjęłabym to zaproszenie.
--- A teraz przyjmujesz?
--- Nie.
Cholera, a zaczynało się w miarę dobrze.
--- Dlaczego?
Szybko złożyła zamówienie dziewczynie za ladą i wróciła wzrokiem do mnie.
--- Dlaczego się tak uparłeś? Chwila w akademii, pocałunek w łazience, teraz to zaproszenie?
Nie wiedziałem, jak jej na to odpowiedzieć. Czy ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest moją partnerką duszy? Jak jej miałem to przekazać tak, żeby dobrze to przyjęła?
--- Słuchaj--- kontynuowała--- przyszłam tu na obiad z moimi przyjaciółkami. Chciałam spędzić czas w miłej atmosferze. Nie przewidziałam, że będziesz tutaj ty i twoi znajomi. Chciałabym, żebyśmy byli w przyjaznych stosunkach. W tym tygodniu jest Wigilia. Przyjeżdżam do was. Nie masz żadnych problemów z moją osobą?
--- Oczywiście, że nie--- odpowiedziałem zdziwiony tokiem rozmowy.
--- Więc wtedy będziemy mogli sobie porozmawiać, mam nadzieję, że nie będzie żadnych spięć...
--- Ja też...
--- jednak daruj sobie zaczepianie mnie, w szczególności w obecności bliźniaczek.
Słucham? Byłem tak zły, że nawet nie zwróciłem uwagi gdzie kładę rękę i co się dzieje, dopóki nie poczułem nagłego bólu w lewym nadgarstku. Spojrzałem w dół, na mokry od soku nadgarstek, zaczerwieniony od siły uderzenia przez dzbanek, którego kawałki walały się dookoła na ladzie i na podłodze.
--- Och! Przepraszam bardzo!--- odezwała się dziewczyna za ladą, podbiegając ze ścierką.--- Przepraszam, przepraszam!--- Zaczęła wycierać mi dłoń.
Ashley nieoczekiwanie przejęła moją rękę i odpięła zepsuty zegarek. Wzięła jednorazowe, ozdobne serwetki z kontuaru i delikatnie zaczęła zbierać sok z mojego ciała. Jej dotyk był niezwykle przyjemny. Mógłbym spędzić godziny bez ruchu, mógłbym doznawać uderzeń dzbanka codziennie, mógłbym błagać, aby mnie dotykała. A robiła to czule, delikatnie.
--- Boli?--- spytała miękko.
Zaśmiałem się.
--- To raczej mężczyźni pytają o coś takiego kobiety, a nie na odwrót--- zażartowałem.
Przewróciła oczami.
--- Jednak to nie kobieta jest tym razem poszkodowana. Boli?
Skinąłem krótko głową, a ona nachyliła się i złożyła krótki, ledwie wyczuwalny pocałunek na moim nadgarstku. Wszelki ból po spotkaniu z dzbankiem minął.
--- Jeszcze raz przepraszam--- powiedziała dziewczyna, a Ashley w tym czasie mnie puściła.--- Czy mogę coś dla ciebie zrobić?
--- Nie, nie trzeba.--- Jedyne, czego mi trzeba, to dotyku mojej partnerki.
--- Przydałoby się trochę lodu--- stwierdziła moja partnerka. Wzięła podane trzy drinki i zaniosła do stolika i wróciła, aby czekać na następne.
--- Dziękuję--- mówię, wskazując na dłoń.
Wzruszyła ramionami.
--- Nie ma sprawy. Nie lubię, jak ktoś cierpi.
Ciekawe, bo zmuszasz mnie do przechodzenia katuszy.
--- Jesteś empatyczna, co?--- Uniosłem brwi.
--- Jestem wegetarianką--- odparła.
--- Wspaniale.--- Odetchnąłem.
Pięknie. Moja partnerka to wegetarianka. Wegetarianka z kojącym dotykiem. A w Wigilię może zrozumie, co jest pomiędzy nami.
CZYTASZ
Miłość według czarownicy ✓
ParanormalAshley to czarownica o jasno ustalonych zasadach. Już od najmłodszych lat marzyła, aby mieć rodzinę, którą stworzyłaby ze swoim partnerem duszy. Jednak przez klątwę rezygnuje ze szczęścia sądząc, że lepiej będzie, jeśli Blake, jej partner, ucierpi p...