IX. Blake

1.7K 108 2
                                    

Dwa tygodnie później..

Do Wigilii zostały zaledwie cztery dni. Przyglądałem się biżuterii u jubilera. Kupiłem prezenty dla sióstr i rodziców, aż w końcu nadszedł czas na Ashley.
Nie widziałem się z nią od czasu, gdy wyszła z łazienki w barze. No, przynajmniej nie widziałem jej, gdy ona była tego świadoma. Pomijając częste chwile, gdy obserwowałem ją z pewnej odległości...
Wypatrzyłem w końcu łańcuszek, który jak dla mnie idealnie pasował do Ashley i uśmiechnąłem się.
--- Wezmę ten--- powiedziałem do starszego mężczyzny siedzącego za ladą.
Mężczyzna podszedł i uniósł brwi.
--- Białe złoto? U mnie jest dość drogie.
Machnąłem ręką.
--- Nieważne. To dla mojej partnerki duszy.
Powiedziałem to, ponieważ wiedziałem, że to jest czarodziej. Gdyby był po prostu człowiekiem nic bym mu nie powiedział.
Uśmiechnął się porozumiewawczo.
--- Dla partnerki? No, partnerka faktycznie jest tego warta.
Również się uśmiechnąłem.
--- Prawda? Ona jest niesamowita. Szkoda, że mnie jeszcze trochę ignoruje i unika. Niech pan nie pyta, to zasługa moich sióstr. I tego, że jej nie znam, chociaż mogłem już zacząć więcej niż dekadę temu.
Mężczyzna się skrzywił ze współczuciem.
--- Tak bywa. Mnie też kiedyś wkurzył brat i mu poderwałem panienkę... ale nie ma o czym mówić. Chociaż afera była...
Zaśmiałem się.
--- To weźmie pan ten łańcuszek? Przepraszam, że tak popędzam, ale jestem umówiony ze znajomymi na obiad.
Kiwnął energicznie głową i szybko zabrał się za pakowanie, ale mu przerwałem.
--- Wie pan co, mam jeszcze taką prośbę...
Po zamówieniu dodatku specjalnego poszedłem do baru, gdzie miałem się spotkać z chłopakami. Zastałem ich przed budynkiem.
Przywitałem się z Samem i Kyle'em, który się z czegoś śmiał. John nawet nie oderwał swoich oczu od szyby baru.
--- Hej, stary, z czego się śmiejesz?--- spytałem.
Kyle spróbował się uspokoić co wyszło mu dopiero po dłuższej chwili.
--- Johnowi spodobała się twoja siostra.
Zmarszczyłem brwi.
--- Widział ją w końcu w tej akademii?
--- Widzę ją teraz--- wymamrotał John.--- Blake, co ci się w niej nie podoba? Jest super.
--- Zobaczyłbyś, jakbyś z nią pomieszkał. Mnie mało co było w domu, a i tak miałem dość. A co będzie teraz... Ej, jak to ją widzisz teraz?--- Podszedłem do niego i spojrzałem przez szybę, po czym jęknąłem udręczony.
W środku siedziały moje zniecierpliwione siostry.
Kyle znowu wybuchł śmiechem.
--- Och, Boże!
Sam poklepał go mocno po plecach.
--- Odpuść, stary--- powiedział ganiąc go, jednak sam ledwie tłumił śmiech; wiedziałem to widząc, jak jego ciało co chwilę się spina, a twarz drga.
Znowu spojrzałem przez szybę na stolik. Bliźniaczki wyglądały na zniecierpliwione. W końcu Mia wstała, wyciągnęła z torebki telefon i ruszyła do wyjścia.
Patrzyłem z uniesionymi brwiami na Johna, który oderwał się od szyby i poprawił swoją skórzaną kamizelkę i przeczesał włosy palcami. Spojrzał na nas.
--- Jak wyglądam?--- spytał.
--- Jak bezdomny, który próbuje poderwać milionerkę--- odpowiedział Kyle, przez co zarobił cios w brzuch.
--- Pytałem poważnie--- warknął John.--- No, a więc jak?
Nim któryś z nas zdążył odpowiedzieć przez drzwi wyszła Mia i stanęła przed nami z telefonem przy uchu. Uniosła na nas pytająco brwi.
--- Pogarszasz mój nastrój--- powiedziała prosto z mostu do mnie.
Również uniosłem brwi.
--- A to niby dlaczego?
Nie uzyskałem odpowiedzi, bo zaczęła mówić do słuchawki:
--- Ashley? Ashley, gdzie wy jesteście?! Ja i Avril już na was czekamy od pół godziny! A co mnie to obchodzi! Ale wiesz, może z drugiej strony dobrze, że się spóźniłyście.--- Spojrzała na mnie, jakbym był winny za wszelkie grzechy tego świata.--- Mój braciszek się tutaj zjawił. Co?! jak to co z tego?!--- Ashley najwyraźniej powiedziała coś, co uspokoiło moją siostrę, bo kontynuowała:--- Dobra, w takim razie teleportujcie się tutaj. Czekam przed wejściem.
Po tym jak się rozłączyła znowu spojrzała na nas wszystkich.
--- Dobra, dlaczego tutaj?--- spytała, opierając ręce na biodrach.
--- Ale co?--- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.--- Dlaczego wy tutaj jesteście?
Pokazała mi język. W następnej chwili była już zagadywana prze Johna, który nie wytrzymał.
--- Hej, jestem John.--- Wyciągnął do niej dłoń, a ona lekko mrużąc oczy ją przyjęła.--- Nie wiem, dlaczego Blake tak bardzo cię nie lubi. Nie dość, że jesteś śliczna, to jeszcze potrafisz się odezwać. Takie ciche dziewczynki są do niczego.
Uśmiechnęła się.
--- No widzisz, a on ciągle stara się mnie uciszyć.
W następnej chwili między nami teleportowały się Ricki i Ashley. Ricki była zgięta w pół i opierała ręce na kolanach. Ashley poprawiała kucyka.
--- Ashely, musiałaś akurat w tym momencie?!--- wybuchła dziewczyna, prostując się w końcu.
Przyjaciółka na nią spojrzała.
--- Owszem, musiałam. Ten Koreańczyk to człowiek. Nie powinnaś czarami próbować zamknąć drzwi. I co ci przyszło do głowy pakować się w wyścig? Dobrze wiesz, że rozbiłabyś samochód po dwóch zakrętach.
--- Nie, jeśli byś mi pomogła.
Dziewczyna w odpowiedzi przewróciła oczami.
--- W samochodzie mogła siedzieć tylko jedna osoba.
--- Ale pomogłabyś mi na odległość!
--- Na odległość?--- odezwał się zdumiony Sam.
Nowo przybyłe w końcu zwróciły na nas uwagę.
--- No--- odpowiedziała Ashley, jakby to było normalne.
Sam patrzył na nią sceptycznie.
--- A ty masz czternaście lat, tak? A wiesz jakie to są odległości?
--- Oj, koleś, nie rób tego samego błędu, co Blake--- poradziła Ricki.
--- Ashley ma czternaście lat, a jest silniejsza od ciebie--- odezwała się z dumą Mia.
Mój znajomy nadal nie wierzył. Wiedziałem, że Sam jest silny. W końcu wyciągnął rękę do dziewczyny.
--- A więc jak?
Ashley podała mu rękę, a gdy ten mocniej ścisnął zmarszczyła lekko brwi. I powaliła nas wszystkich następnymi słowami:
--- Myślałam, że starsze roczniki są silniejsze.
--- Co?--- odezwał się głupio John.
Mia się zaśmiała.
--- No i oto nasza Ashley.
Nie wasza, tylko moja, pomyślałem
--- O w mordę--- wyrwało się Samowi. Zabrał szybko dłoń z uścisku Ashley.
--- Coś nie tak?--- spytała. Diamentowy blask co jakiś czas błyskał w jej oczach.
--- Jaki cudem ty możesz mieć dopiero czternaście lat?
Wzruszyła ramionami.
--- No wiesz, zdarza się. Wymagało to poświęcenia.--- Jej oczy lekko przygasły, jednak gdy mrugnęła nie było śladu po chwilowym smutku.--- Ale warto było. No dobra, idziemy, dziewczyny?
Mia zostawiła Johna i wzięła pod rękę przyjaciółki, po czym wszystkie trzy zniknęły za drzwiami baru.
--- Jeszcze nie czułem takiej mocy--- pierwszy odezwał się Sam.--- Praktycznie powaliła mnie na kolana. Chyba muszę się z nią bliżej zapoznać...
Zmrużyłem oczy, patrząc na niego.
--- Trzymaj się od niej z daleka--- ostrzegłem.
Zmarszczył brwi.
--- To jego partnerka duszy--- wyjaśnił Kyle.
Sam zerknął na drzwi, potem znowu na mnie.
--- Ona? Powodzenia ci z nią życzę. Wystarczyła mi chwila z jej próbką mocy, a już wiem po jej energii, że partner nie będzie miał z nią łatwo.
Uśmiechnąłem się.
--- Dam radę.--- Wszedłem do baru.
Czwórka przyjaciółek zajmowała stolik, śmiejąc się z czegoś. Nie myśląc wiele skierowałem się w ich stronę, a moi znajomi za mną.
John nie tracąc czasu przysunął sobie krzesło z sąsiedniego stolika i przysiadł się, ku irytacji dziewcząt, do stolika obok Mii.
--- Hej, Kyle--- odezwała się Avril.
--- Cześć--- odpowiedział chłopak.
--- Jeszcze ty tutaj jak dla mnie możesz być. Chłopaki też. Oprócz Blake'a.
Ashley prychnęła, kręcąc głową.
--- No i babski obiad jednak nie wypalił.--- Wstała.--- Idę po napoje. Co chcecie?
Wszyscy złożyli jej zamówienia, oprócz mnie. Spojrzała na mnie, a gdy nie odpowiedziałem po prostu poszła. A ja za nią.
--- Nie mogłeś po prostu powiedzieć, czego chcesz?--- spytała nawet na mnie nie patrząc.
--- W ten sposób mam wymówkę, aby za tobą pójść--- wyjaśniłem.
--- Daruj sobie.
Zmarszczyłem brwi.
--- Słucham?
Zerknęła na mnie.
--- Nie musiałeś za mną iść, aby mi powiedzieć to, co chciałeś. Mogliśmy porozmawiać przy wszystkich.
--- Tak? A więc mogłem przy wszystkich zaprosić cię na kolację?
--- Owszem, mogłeś. Co nie znaczy, że przyjęłabym to zaproszenie.
--- A teraz przyjmujesz?
--- Nie.
Cholera, a zaczynało się w miarę dobrze.
--- Dlaczego?
Szybko złożyła zamówienie dziewczynie za ladą i wróciła wzrokiem do mnie.
--- Dlaczego się tak uparłeś? Chwila w akademii, pocałunek w łazience, teraz to zaproszenie?
Nie wiedziałem, jak jej na to odpowiedzieć. Czy ona naprawdę nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest moją partnerką duszy? Jak jej miałem to przekazać tak, żeby dobrze to przyjęła?
--- Słuchaj--- kontynuowała--- przyszłam tu na obiad z moimi przyjaciółkami. Chciałam spędzić czas w miłej atmosferze. Nie przewidziałam, że będziesz tutaj ty i twoi znajomi. Chciałabym, żebyśmy byli w przyjaznych stosunkach. W tym tygodniu jest Wigilia. Przyjeżdżam do was. Nie masz żadnych problemów z moją osobą?
--- Oczywiście, że nie--- odpowiedziałem zdziwiony tokiem rozmowy.
--- Więc wtedy będziemy mogli sobie porozmawiać, mam nadzieję, że nie będzie żadnych spięć...
--- Ja też...
--- jednak daruj sobie zaczepianie mnie, w szczególności w obecności bliźniaczek.
Słucham? Byłem tak zły, że nawet nie zwróciłem uwagi gdzie kładę rękę i co się dzieje, dopóki nie poczułem nagłego bólu w lewym nadgarstku. Spojrzałem w dół, na mokry od soku nadgarstek, zaczerwieniony od siły uderzenia przez dzbanek, którego kawałki walały się dookoła na ladzie i na podłodze.
--- Och! Przepraszam bardzo!--- odezwała się dziewczyna za ladą, podbiegając ze ścierką.--- Przepraszam, przepraszam!--- Zaczęła wycierać mi dłoń.
Ashley nieoczekiwanie przejęła moją rękę i odpięła zepsuty zegarek. Wzięła jednorazowe, ozdobne serwetki z kontuaru i delikatnie zaczęła zbierać sok z mojego ciała. Jej dotyk był niezwykle przyjemny. Mógłbym spędzić godziny bez ruchu, mógłbym doznawać uderzeń dzbanka codziennie, mógłbym błagać, aby mnie dotykała. A robiła to czule, delikatnie.
--- Boli?--- spytała miękko.
Zaśmiałem się.
--- To raczej mężczyźni pytają o coś takiego kobiety, a nie na odwrót--- zażartowałem.
Przewróciła oczami.
--- Jednak to nie kobieta jest tym razem poszkodowana. Boli?
Skinąłem krótko głową, a ona nachyliła się i złożyła krótki, ledwie wyczuwalny pocałunek na moim nadgarstku. Wszelki ból po spotkaniu z dzbankiem minął.
--- Jeszcze raz przepraszam--- powiedziała dziewczyna, a Ashley w tym czasie mnie puściła.--- Czy mogę coś dla ciebie zrobić?
--- Nie, nie trzeba.--- Jedyne, czego mi trzeba, to dotyku mojej partnerki.
--- Przydałoby się trochę lodu--- stwierdziła moja partnerka. Wzięła podane trzy drinki i zaniosła do stolika i wróciła, aby czekać na następne.
--- Dziękuję--- mówię, wskazując na dłoń.
Wzruszyła ramionami.
--- Nie ma sprawy. Nie lubię, jak ktoś cierpi.
Ciekawe, bo zmuszasz mnie do przechodzenia katuszy.
--- Jesteś empatyczna, co?--- Uniosłem brwi.
--- Jestem wegetarianką--- odparła.
--- Wspaniale.--- Odetchnąłem.
Pięknie. Moja partnerka to wegetarianka. Wegetarianka z kojącym dotykiem. A w Wigilię może zrozumie, co jest pomiędzy nami.

Miłość według czarownicy ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz