Rozdział 2.

100 4 0
                                    

IV.

To miłe, że do transportu został przeznaczony specjalny autobus. Nie miałam prawa jazdy, zatem ułatwił mi sprawę.

Po przywitaniu się z kierowcą rozejrzałam się za wolontariuszami. Kryłam nadzieję na poznanie kogoś w swoim wieku i pogawędkę. Może miałby podobne wątpliwości do moich? Ciągle otaczał mnie stres. Zobaczyłam tylko dwóch chłopaków. Siedzieli razem i byli starsi ode mnie. Darowałam sobie przywitanie. Ustawiłam walizkę w kącie i wypuściłam z ust przytrzymywane powietrze. Może ktoś się do mnie dosiądzie?

Nikt nawet nie wsiadał do autobusu, widocznie byli mądrzejsi niż ja i zrobili to prawko...

Było mi smutno.

Fancy, w coś ty się znów wpakowała...

Ej, to nie ja siebie wpakowałam, tylko...

Kiedy pomyślałam o Finie, usłyszałam wygrywane dźwięki. Akurat dzwoniła.

– Hej! I jak tam?

– Dobrze – burknęłam.

– Jedziesz?

– Tak.

– Masz bieliznę na zmianę?

– Mówisz jak moja mama.

– Dbam o ciebie.

Jakbyś dbała, to byś mnie w to nie wepchała.


V.

Droga mijała cicho i spokojnie. Podziwiałam mijane drzewa. Miałam wiele okazji, gdyż podróżowaliśmy zalesionymi terenami. Wyciszyłam się, to było mi bardzo potrzebne. Żałowałam, że zima się skończyła – na gałęziach wylegiwałby się świeżo nasypany śnieg. Ale moje jasnoszare oczy nie narzekały. Uwielbiałam, jak rośliny kwitły. Wiosna rozszalała się na dobre.

Kiedy wysiadłam, ujrzałam zaparkowane auta. No tak, uczestnicy wybrali tradycyjny dojazd. Przewlokłam walizkę i usiadłam na dużym kamieniu. Dookoła dyskutowali ludzie. Nie było wśród nich pacjentów ani samych specjalistów, inaczej czułabym się nieco przytłoczona. Po zwięzłym „dzień dobry" przeczytałam wiadomość od mamy. Kazała mi się dobrze bawić. Na razie się na to nie zapowiadało. Na szczęście szybko ktoś do mnie podszedł.

– Cześć, jestem Lisa. Studiujesz na naszej uczelni?

– Nie, jestem tu bardziej z przypadku. – Tak, urodziłam się bodajże też przez przypadek, bo tata wrócił z delegacji. – Jestem opiekunem medycznym – poprawiłam się prędko. – Fancy. – Podałam jej rękę i uśmiechnęłam się, żeby zmyć tekst, przez który pewnie zrobiłam z siebie idiotkę.

– Ale mamy ładną pogodę – pociągnęła dialog.

– To prawda.

– Oby tylko nie padało, nie chcę się zmoczyć. – Zerknęła na swój biały sweterek, toteż poszłam jej śladem. Na nogi założyła szare spodnie. Dość eleganckie. Wyglądałam przy niej jak fajtłapa. Brakowało mi tylko dwóch kucyków. Na jej głowie zaobserwowałam ładny blond.

– Jesteś w grupie z Finą?

– Znasz ją?

– Tak, przyjaźnimy się.

– Więc to ten przypadek? – W końcu się rozpromieniła.

– Tak, źle się wyraziłam. – Jeny, tak bardzo nie chciałam się zbłaźnić... Dlaczego nie było przy mnie moich perełek? Tak to przynajmniej pogłaskałabym futerko, żeby zająć czymś ręce. Na zmianę, żeby się nie poobrażały. Fauna i Flora. Zazdrośnice jedne. – Zwerbowała mnie. – Ścisnęłam mocniej telefon. Zauważyła to.

Chłopak z psychiatrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz