Cz.5

259 13 2
                                    


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Varian z ogromną radością znów wskoczył w do kapsuły, miał  wybrać się z ''ekipą'' do lasu,  Norm i Grace mieli pobrać próbki za to on i Jake mieli być ''ochroną'' ta jasne on ochroną.
Nawet mu broni nie dali!

On ich jeszcze w Kłopoty wpędzi, był na lotnisku, tym wielkim brzydkim lotnisku.
Dlaczego nie mogli iść?  Po to ma chyba silne nowe ciało, mógł przecież wspinać się po drzewach, był szybszy i silniejszy.
Dałby radę.

-Varian! Do środka, ale już!- Pogoniła go ich pani doktor, niechętnie wszedł do śmigłowca, chyba, mógł się mylić czym to coś było.
Siadł przy Grace i rozejrzał się nerwowo.
-Nie latałeś nigdy?
-Nie... -Zapiął pasy i spojrzał na pilota, kobieta uśmiechnęła się do niego.
-Nowy?
-Ehe...-Oddychał nerwowo, nawet nie wiedział, że boi się wysokości.

Spojrzał na oddalający się od niego beton zmniejsza się, był przerażony. Nerwowo ścisnął rękę obok niego, była to Grace, jego szefowa otworzyła szeroko oczy i westchnęła.
-Tylko nie podrap mnie okej?
-Postaram się...-Varian oddychał szybko, szarpnęło nimi do przodu a Jake wychylił się za otworzoną przestrzeń w śmigłowcu. No jebany psychopata.
Był w swoim żywiole. To żołnierz...
Varian rozluźnił uścisk na ręce pani doktor i wychylił w stronę otworu w śmigłowcu.

Piękny widok, nigdy nie widział dżungli, nie takiej... Pięknej.
Żywej, pełnej kolorów i nienaruszonej.
Wychylił się bezpiecznie i otworzył szeroko oczy i usta, byli nad ogromnym wodospadem, Varian uśmiechnął się i wychylił się jak Jake, przelecieli obok jakiś dziwnych latających stworzeń, które na ich widok uciekły.

Varian wziął wdech, świeżego czystego powietrza... Tutaj czuł się lepiej, bezpieczniej i spokojniej niż na ziemi, jego myśli już tak nie szalały.
Trawa wydawała się bardziej zielona, nieba niebieskiego widział mało, gdy był na ziemi, więc gdy jego skóra po raz kolejny dostała dawki słońca uśmiechnął się szerzej.
Wylądowali w lesie, stworzenia podobne kształtem do jeleni uciekły przed nimi, wyglądały zajebiście.
Las był ogromny, kiedy się rozejrzał otworzył szeroko usta, wszędzie były wielkie drzewa, zielono, dużo..
-Zamknij je, bo jeszcze ci coś wleci- Grace zamknęła mu usta i oznajmiła, że tylko Jake będzie szedł jako ochroniarz a on sam dostał co najmniej nożyk do obrony.
-To, dokąd idziemy?
-Znam cię nie więcej niż 4 dnia  mam ochotę ci przypierdolić wiesz?- Jake zaśmiał się a za nim ruszył Varian, śmiali się jak idioci, oj sprowadzą kłopoty razem.




Soul Dream- AvatarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz