20 - Prawie przyjaciele

380 30 3
                                    

W czwartek Louis wcześnie wrócił z pracy do domu z uśmiechem na twarzy. Jego żebra szybko się goiły i prawie już nie odczuwał bólu. Rzucił swoją torbę na ladę, kilka razy wołając Harry'ego. Zmarszczył brwi, gdy nie otrzymał odpowiedzi.

- Harry? Hazza?

Wychodząc korytarzem z salonu, wsunął głowę do obu sypialni, po czym pchnął drzwi do łazienki. Harry'ego nigdzie nie było.

Louis nie mógł powstrzymać paniki, która przesunęła się z jego brzucha do klatki piersiowej, ciągnąc jego serce z obezwładniającym ciężarem. Samo mieszkanie nie zmieniło się odkąd wyszedł tego ranka (Harry nigdy nie pamiętał, żeby pościelić łóżko, a zawsze wykopywał poduszki na ziemię w środku nocy), ale czuł się zupełnie inaczej. Czuł się pusty.

Czegoś brakowało: Harry'ego.

Kiedy Louis wyciągał telefon, żeby zadzwonić do Harry'ego, frontowe drzwi się otworzyły. Wpadł z powrotem do salonu. W końcu pozwolił sobie odetchnąć, kiedy Harry wszedł do kuchni z kilkoma torbami zakupów w ręku.

- Jezu - mruknął, przechodząc przez pokój w zaledwie kilku krokach, gdy Harry kładł torby na blacie. - Gdzie byłeś?

Harry z zakłopotaniem zmarszczył brwi. 

- Byłem w pracy.

- Och. Nie zdawałem sobie sprawy, że masz dzisiaj zmianę. - Nie zawahał się nawet, kiedy ominął ladę i przyciągnął Harry'ego do uścisku, wciąż ubranego w puchaty, zimowy płaszcz. Harry wydawał się rozpłynąć pod jego dotykiem i Louis zdał sobie sprawę, że nigdy więcej nie przyjmie tego uczucia jako czegoś oczywistego: szczególnego poczucia bezpieczeństwa, które czuł, gdy miał przy sobie Harry'ego. - W sklepie wszystko dobrze? 

- Tak jak zawsze. - Wtulił się w klatkę piersiową Louisa, przesuwając dłońmi po plecach starszego chłopaka. To był bardzo długi dzień. Tęsknił za Louisem w każdej sekundzie, kiedy byli osobno, więc po prostu pozwolił Louisowi obejmować się przez chwilę. 

Wciąż przyzwyczajał się do myśli, że Louis też za nim tęsknił.

Kiedy Louis wycofał się z uścisku, zmarszczył brwi, obejmując twarz Harry'ego obiema rękami. 

- Wyglądasz na zmęczonego. - Przesunął kciukiem po ciemnych kręgach pod jego oczami. - Nie wyspałeś się? 

- Wyspałem się - zbył go Harry ze zmęczonym uśmiechem. - Było mi dobrze. Ciepło.

Po tej pierwszej nocy, kiedy Louis wrócił do domu ze szpitala, Harry znów spał we własnym łóżku. Wszystko było lepsze niż ulice i wszystko było lepsze niż bycie z dala od Louisa.

Ale jego głowa od tego czasu się nie uspokoiła. Głosy stawały się coraz silniejsze, głośniejsze, a nawet liczniejsze. Wiedział, że wskazują mu coś, milion różnych ścieżek prowadzących do tego samego rezultatu, ale próba ich zrozumienia wymagała każdej uncji energii. Po tak długim dniu jak dzisiaj, jedyne, co mógł zrobić, to spróbować je zablokować.

- Muszę usiąść - powiedział Harry, pocierając oczy. - Przez cały dzień byłem na nogach i wydaje mi się, że upadnę, jeśli będę stał choć sekundę dłużej. 

- Musisz też rzucić swoją pracę - zawołał za nim Louis, wchodząc do salonu.

Harry prychnął z drugiego pokoju. 

- Absolutnie nie.

Już kilka razy odbyli tę rozmowę. Louisowi niezbyt szczególnie podobała się myśl o tym, że Harry wyrabia długie, niestałe, mało płatne godziny w niewielkim sklepie spożywczym i nie bał się mu mówić o tym. Próbował o tym nie wspominać, ale Louis już płacił za większość ich kosztów utrzymania i wcale mu to nie przeszkadzało. Miał mnóstwo pieniędzy i nie miał nic przeciwko dzieleniu się nimi - zwłaszcza z kimś tak miłym, bezinteresownym i pracowitym jak Harry.

Petal [Tom 1] ❀ l.s. [Tłumaczenie]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz