Rozdział 2

194 23 4
                                    

Już od dwóch godzin leżę zwinięta w kulkę na kanapie. Telewizor jest włączony. Czekam aż zaczną się jakieś wiadomości. Sophia starała się jakoś mnie uspokoić przez telefon. Wiedziałam, że była na mnie zła, ale starała się nie dać tego po sobie poznać.

Po mojej głowie krążyły cały czas dwa pytania: Skąd on mnie znał i dlaczego starał się mnie uratować? W końcu normalny przestępca strzeliłby mi kulką w łeb, nie prosiłby mnie. Ale skąd ja mogę to wiedzieć? Nigdy nie miałam do czynienia z żadnym kryminalistą. Pukanie do drzwi przywróciło mnie do rzeczywistości i wyciągnęło z natłoku pytań. Mam nadzieję, że to Sophia. Szkoda, że nie miałam wizjera. Otworzyłam drzwi, lecz nie zastałam przed nimi nikogo. Na wycieraczce leżała czarna torba. Rozejrzałam się i wciągnęłam ją do domu, pamiętając aby zamknąć za sobą drzwi. Torba była ciężka, dlatego nie ciągnęłam jej do salonu, tylko postanowiłam otworzyć ją w korytarzu. Pociągnęłam za zamek i moim oczom ukazały się pieniądze. Ogromna ilość pieniędzy. Już miałam odepchnąć od siebie przedmiot, ale spostrzegłam kartkę leżącą na wierzchu.

2.675.921 dolarów. Tyle ile było dokładnie na koncie twojej przyjaciółki. W reklamówce na samym spodzie leży 10.000 dolarów, który jest podziękowaniem za niewydanie mnie. Pamiętaj, że milczenie jest złotem. H.


Po przeczytaniu kartki, szybko ją zgniotłam i rzuciłam daleko przed siebie. To nie jest normalne! Wybiegłam przed dom i rozejrzałam się za ciemnym płaszczem. Nikogo takiego nie zobaczyłam. Zapięłam starannie torbę i drżącymi dłońmi wyciągnęłam ją z trudem na wycieraczkę przed domem. Nie chciałam jej już nigdy więcej widzieć. Te pieniądze były kradzione. A ja nie miałam z tą zbrodnią nic wspólnego. Zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie. Odetchnęłam z ulgą. Moja komórka zaczęła dzwonić. Przetarłam ręką spocone czoło. Poczłapałam do salonu. Na kanapie leżało urządzenie, które wzięłam do ręki. Numer prywatny. Ciekawe. To pewnie Sophia. Środki ostrożności te sprawy. Przejechałam palcem po ekranie i zamarłam słysząc głos dochodzący ze słuchawki.

- Chelsea, schowaj pieniądze do domu.- Zrezygnowany głos tajemniczego mężczyzny ponownie dotarł do moich uszu. To on. Odsunęłam telefon od ucha i pobiegłam przed dom. Torba nadal tam stała, a przestępcy nigdzie nie było widać.

- Niech mnie pan zostawi. Skąd pan wie, że torba jest przed domem?- Zaskomlałam do słuchawki, ponownie przytykając ją do boku głowy.

- Nie utrudniaj, proszę. Jestem wystarczająco blisko żeby to widzieć- powiedział, a ja mogłam sobie wyobrazić jak przeciera zfrustrowany swoją twarz. Wybiegłam na ulicę i zaczęłam się rozglądać.

- Gdzie pan jest?- jęknęłam. Byłam bliska płaczu. Zawsze płakałam, gdy czułam zagrożenie. A teraz, jak widać czułam się zagrożona. Prześladuje mnie przestępca. Zamordował kobietę. Obrabował banki. I uratował ci życie- podpowiedziało coś wewnątrz mnie.

- Na tyle blisko by móc cię widzieć i na tyle daleko byś ty nie widziała mnie. Proszę...schowaj pieniądze i przestań się zamartwiać. Nic ci się nie stanie. Po prostu zapomnij o tym wszystkim co się stało. Do widzenia, Chelsea- Powiedział, ale się nie rozłączył. Czekał aż się odezwę? Jego niedoczekanie. Odstawiłam telefon od ucha i kliknęłam czerwoną słuchawkę. Na zewnątrz było zimno. A poczułam to dopiero wtedy, kiedy opadł poziom adrenaliny w moim ciele. Zadziwiające co potrafi uczynić poczucie kontroli. Tak, czułam, że sprawuję kontrolę nad tym mężczyzną. A wszystko dzięki temu, że pozwolił mi zakończyć tą rozmowę. Nie! To jego kolejna gierka. Chciał żebym poczuła się bezpiecznie. Chciał żebym wiedziała, że mam nad nim rzekomą przewagę. Nie uda mu się uśpić mojej czujności. Nie będę się czuła bezpiecznie, dopóki będę wiedziała, że brunet jest na wolności. "Pamiętaj, że milczenie jest złotem." Chlera jasna! Kopnęłam kamyk leżący na asfalcie. Musiałam w coś uderzyć. Zobaczyłam kontener na śmieci stojący na moim wjeździe. Podeszłam do niego. Objęłam go rękoma i zamachnęłam się, by odrzucić go na jakieś pięć metrów ode mnie, tak jak to robią super bohaterzy w filmach. Niestety, ja nie jestem jedną z nich, a moja złość...no cóż opisać można ją tylko w jeden sposób: mały kotek złoszczący się na swojego właściciela, który nie dał mu kłębka do zabawy. Tak, wyglądam, jak mały wkurzony kociak. Kociak przygnieciony przez śmietnik. Chciałam go z siebie zepchnąć, ale poczułam miażdżący ból w ramieniu.

- Cholera- warknęłam i uniosłam głowę, by przyjrzeć się ramieniu. Mój telefon zaczął dzwonić, ale nie byłam w stanie wyciągnąć go z kieszeni. Chyba złamałam sobie rękę. 

- Chelsea?! Co się stało? O matko! Wszystko w porzątku?- Usłyszałam zaniepokojony głos Sophii. 

- Śmietnik mnie przygniótł. I nie. Nic nie jest w porządku.- Zaśmiałam się ironicznie, czego od razu pożałowałam, bo ból w ręce tylko się nasilił. Sophia Przykucnęła przy mnie i odgarnęła włosy, które przysłoniły moją twarz. Chętnie bym tak poleżała, ale na dworze jest naprawdę zimno.

- Pomożesz?- Zapytałam, wskazując wzrokiem na śmietnik. Dziewczyna się podniosła i spojrzała na mnie z kpiącym uśmieszkiem.

- Nie, nie kochana. Te paznokcie same się nie zrobiły.- Podstawiła mi pod twarz swoje dłonie i pomachała nimi przed moimi oczami.- Pójdę po jakiegoś sąsiada. Nie ruszaj się- powiedziała zmierzając w stronę sąsiedniego domu.

- Jasne.- Burknęłam i walnęłam zdrową ręką w metalową puszkę. Gdy się już spod niej wydostanę obiecuję, że pozbędę się tego złomu.

- Złośliwość rzeczy martwych.- Usłyszałam śmiech gdzieś blisko z mną. Chciałam sprawdzić do kogo należy głos, ale no cóż byłam chwilowo unieruchomiona. Jednak nie musiałam długo zastanawiać się nad tożsamością osoby. Chłopak wyglądający na dziesięć lat starszego ode mnie kucnął przy mnie patrząc w moje oczy. Jego włosy były przeczesane przez wiatr, ale jestem pewna, że zanim to nastąpiło to trudził się on by były one ułożone w należytym porządku. Jednak widać, że układanie włosów zajęło mu tyle czasu, że nie zdąrzył się ogolić. Ściągnął ze mnie śmietnik. Spojrzał na mnie ostatni raz i kpiąco się uśmiechnął. Pokiwał przecząco głową i spojrzał na Sophię, która biegła w naszą stronę.

- Staraj się nie umrzeć.- Szepną i ruszył w miejsce, z którego przyszedł.

-Kto to do jasnej cholery był?- Brunetka wskazała ręką na plecy odchodzącego chłopaka.

- Chłopak z twoich snów kruszyno!- Krzyknął, będąc już daleko od nas.

- Wróć tu, to skopię ci tyłek!- Odkrzyknęła Sophia. Gdy chłopak nie zatrzymał się ani na chwilę brunetka pomogła mi wstać. Spojrzałam na torbę, która stała przed domem. Muszę o wszystkim powiedzieć przyjaciółce. To nie będzie zbyt łatwe, ale ten chłopak..a raczej mężczyzna, nie znalazł się tu przypadkiem. Jestem tego pewna. Te pieniądze mogą mieć z nim coś wspólnego, tak samo jak są powiązane z tajemniczym H.

___________________________________________________________________________________

No to mamy 2 rozdział :D Mam nadzieję, że podoba się Wam, czekam na gwiazdki i komentarze :DDD Dziękuję, że to czytacie :***


Odcienie Chłodu/ H.S. ✒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz