X.
Na stołówce z samego rana było głośno, pomimo że o tej porze powinno się ziewać i tulić nos do poduchy. Meggie gadała z Lisą oraz jeszcze jedną dziewczyną, która zapewne robiła za „Finę numer trzy". Nie poszłam do nich; zatrzymałam się w drugiej sali. Moją uwagę przykuła wiadoma osoba. Zyskałam okazję do podpytania o tatuaż.
Brenden nie siedział sam. Ponownie miał na sobie kaftan (czy oni mu go w ogóle nie zdejmują?), a jego spojrzenie usytuowane było na koledze, który zajmował się kartkami. Przykładał się do zamaszystych ruchów ołówkiem. Jak się zaraz okazało, był pacjentem; lekarka zachęciła go do zaprzestania i udania się z nią na zewnątrz. Jak gdyby wyśniona okazja dla mnie, choć wcale nie wyglądałam na chętną, by podchodzić.
Rozejrzałam się wpierw wokoło, po czym powolnie zbliżyłam się w kierunku Brendena. Nie widział, że idę – był zwrócony do mnie plecami.
– He... Hej – zaczęłam niepewnie.
Chłopak poruszył nieznacznie głową. Jego włosy były bardzo gęste i ciemne.
– Ma talent, co? – wypowiedział jedynie. Ledwo go usłyszałam przez mętlik rozmów.
Nachyliłam się lekko ku niemu. Zobaczyłam rysunek, a na nim... cierpienie. Linie wykonane ołówkiem przypominały człowieka, który chce sobie wyrwać włosy z głowy.
– To ja.
– Ty...? – wymamrotałam.
– Wiesz, jaki tytuł nosi? Bezradność – mówił spokojnie.
Niełatwo mi się to przyswajało. Postanowiłam usiąść obok. Na krześle ulokowanym dość blisko.
– Mogę ci zadać pytanie? – Właśnie zadałaś, bystrzaku.
– Jedno w tę czy w tę nie robi różnicy.
Posmutniałam, jednak brnęłam w swoje.
– Skąd wiedziałeś o moim tatuażu?
Zwlekał z odpowiedzią.
– Siedziałaś wczoraj koło mnie.
– Wcześniej. Wiedziałeś... wcześniej – plątałam się.
– Nie wiem, o co ci chodzi. – Prawie na mnie nie spoglądał.
Wątpiłam, że mówi prawdę. Chyba że to sprawka ochroniarza? Albo doszukiwałam się czegoś, czego nie ma. Machinalnie spojrzałam na oparcie wózka. Od razu to wyczuł.
– Zastanawiasz się, czemu nie chodzę?
– Nie... To znaczy... – Jeszcze tego brakowało!
– Chodzę. – Uff! – Ale moja noga jest lekko potłuczona. – Nie zmieniał barwy głosu. – Jak idę, to kuleję. Musiałbym opierać się o kulę, a jak widzisz, nie mam czym.
Było mi cholernie głupio. Patrzyłam już tylko prosto w jego profil.
– Rozumiem. – Weź się w garść, Fancy!
– Dlaczego tu przyszłaś?
– Nie chcę się narzucać... – paplałam bez pomyślunku.
– Do tego miejsca – poprawił i przekręcił delikatnie głowę ku mnie, jednak jego źrenice ciągle taksowały stół i smętne rysunki.
CZYTASZ
Chłopak z psychiatryka
Short StoryOna empatyczna, on bezradny i w zamknięciu. Co z tego wyniknie? Opowiadanie jest inspirowane czasami, kiedy stawiałam pierwsze kroki w pisaniu; stąd narracja pierwszoosobowa.