Rozdział 4.

75 3 2
                                    

X.

Na stołówce z samego rana było głośno, pomimo że o tej porze powinno się ziewać i tulić nos do poduchy. Meggie gadała z Lisą oraz jeszcze jedną dziewczyną, która zapewne robiła za „Finę numer trzy". Nie poszłam do nich; zatrzymałam się w drugiej sali. Moją uwagę przykuła wiadoma osoba. Zyskałam okazję do podpytania o tatuaż.

Brenden nie siedział sam. Ponownie miał na sobie kaftan (czy oni mu go w ogóle nie zdejmują?), a jego spojrzenie usytuowane było na koledze, który zajmował się kartkami. Przykładał się do zamaszystych ruchów ołówkiem. Jak się zaraz okazało, był pacjentem; lekarka zachęciła go do zaprzestania i udania się z nią na zewnątrz. Jak gdyby wyśniona okazja dla mnie, choć wcale nie wyglądałam na chętną, by podchodzić.

Rozejrzałam się wpierw wokoło, po czym powolnie zbliżyłam się w kierunku Brendena. Nie widział, że idę – był zwrócony do mnie plecami.

– He... Hej – zaczęłam niepewnie.

Chłopak poruszył nieznacznie głową. Jego włosy były bardzo gęste i ciemne.

– Ma talent, co? – wypowiedział jedynie. Ledwo go usłyszałam przez mętlik rozmów.

Nachyliłam się lekko ku niemu. Zobaczyłam rysunek, a na nim... cierpienie. Linie wykonane ołówkiem przypominały człowieka, który chce sobie wyrwać włosy z głowy.

– To ja.

– Ty...? – wymamrotałam.

– Wiesz, jaki tytuł nosi? Bezradność – mówił spokojnie.

Niełatwo mi się to przyswajało. Postanowiłam usiąść obok. Na krześle ulokowanym dość blisko.

– Mogę ci zadać pytanie? – Właśnie zadałaś, bystrzaku.

– Jedno w tę czy w tę nie robi różnicy.

Posmutniałam, jednak brnęłam w swoje.

– Skąd wiedziałeś o moim tatuażu?

Zwlekał z odpowiedzią.

– Siedziałaś wczoraj koło mnie.

– Wcześniej. Wiedziałeś... wcześniej – plątałam się.

– Nie wiem, o co ci chodzi. – Prawie na mnie nie spoglądał.

Wątpiłam, że mówi prawdę. Chyba że to sprawka ochroniarza? Albo doszukiwałam się czegoś, czego nie ma. Machinalnie spojrzałam na oparcie wózka. Od razu to wyczuł.

– Zastanawiasz się, czemu nie chodzę?

– Nie... To znaczy... – Jeszcze tego brakowało!

– Chodzę. – Uff! – Ale moja noga jest lekko potłuczona. – Nie zmieniał barwy głosu. – Jak idę, to kuleję. Musiałbym opierać się o kulę, a jak widzisz, nie mam czym.

Było mi cholernie głupio. Patrzyłam już tylko prosto w jego profil.

– Rozumiem. – Weź się w garść, Fancy!

– Dlaczego tu przyszłaś?

– Nie chcę się narzucać... – paplałam bez pomyślunku.

– Do tego miejsca – poprawił i przekręcił delikatnie głowę ku mnie, jednak jego źrenice ciągle taksowały stół i smętne rysunki.

Chłopak z psychiatrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz