Rozdział 10

730 45 4
                                    

Obudziło mnie uporczywe dzwonienie mojego budzika. Nie otwierając oczu wyłączyłam urządzenie mocnym uderzeniem po czym przeciągnęłam się ziewając przeciągle. Otworzyłam oczy przypominając sobie wczorajszą "rozmowę" z Louisem. Od razu na mojej twarzy zakwitł i pełna nowej energii wyskoczyłam z łóżka. Nie czułam niewyspania mimo, że do tak późnej godziny siedziałam gapiąc się w ekran telefonu. Sama myśl o wszystkich wiadomościach, które wysłał mi Tomlinson sprawiała, że całe zmęczenie znikło. Zabierając po drodze potrzebne ubrania pobiegłam w podskokach do łazienki gdzie po szybkim prysznicu ubrałam się i doprawiłam poranną toaletę. Ciągle szczerząc się głupio zbiegłam na parter zeskakując po dwa schodki i wpadłam do kuchni.

- Ktoś tu ma dobry humor - zauważyła mama podsuwając mi pod nos talerz z tostami. Usiadłam koło Danielle, która z zapałem wiosłowała łyżką pochłaniając sporej wielkości porcję mleka z płatkami i zabrałam się za moje śniadanie. 

- Mogę wiedzieć co się takiego stało? Chodzi o Louisa? - spytała siadając na przeciwko mnie i przyglądając mi się uważnie. Pokiwałam entuzjastycznie głową po czym szybko nabazgrałam: "Pisaliśmy wczoraj i było bardzo fajnie! Jestem taka szczęśliwa". Evelyn po przeczytaniu zaśmiała się szczerze i pokręciła głową z pobłażliwym uśmiechem. "Co?" - nie wiedziałam o co jej chodzi.

- Zakochałaś się słonko - westchnęła śmiejąc się ponownie. Mało brakowało, a zadławiłabym się tostem, którego akurat miałam w ustach. CO?! Czy ona myśli, że jestem zakochana w Louisie Tomlinsonie?! Nigdy w życiu! Podoba mi się to fakt, ale nic więcej! Bardzo go lubię, ale to przecież nie miłość. To, że ciągle o nim myślę to... To tylko... To nic nie znaczy. Nie jestem zakochana i już! Nie dość, że to absolutnie absurdalne to jeszcze wtedy Lou wygrałby zakład, a zostało tylko 12 dni do końca naszego zakładu o rację. Westchnęłam poirytowana i napisałam: "Wcale się w nim nie zakochałam! Koniec tematu.".

- Jak chcesz, ale ja i tak wiem swoje - odparła powodując we mnie coraz większą złość.

- Mówicie o Louisie Tomlinsonie? - zainteresowała się pięciolatka z zamachem odkładając pustą miskę.

- Tak. Samy ostatnio dużo z nim pisze i nie chce się przyznać, że się zakochała - oznajmiła moja rodzicielka co natychmiast skomentowałam słowami: "Bo się nie zakochałam!" i nie widząc sensu w dalszej kłótni z mamą wstałam od stołu. Pobiegłam na górę do pokoju gdzie spakowałam plecak, a potem znów znalazłam się na dole żeby następnie założyć buty i trzaskając lekko drzwiami opuścić dom. Nasunęłam na uszy słuchawki włączając jedną z piosenek 1D i szybkim krokiem zmierzając w kierunku szkoły. Mimo, że miałam dużo czasu do początku lekcji przemierzałam drogę w bardzo szybkim tempie żeby wyładować siedzącą we mnie złość. Wysiłek od zawsze był moim jedynym sposobem na wyładowanie emocji. Nie mogłam krzyczeć ani za bardzo się złościć bo nie miałam jak. Przyśpieszyłam jeszcze i prawie biegnąc weszłam na parking przed wielkim budynkiem. Dookoła mnie jak zwykle kręciła się cała masa ludzi, ale dzisiaj zupełnie mnie to nie obeszło. Nie patrząc na nikogo znalazłam się przed masywnymi drzwiami, a właśnie w chwili gdy miałam je otworzyć poczułam mocne uderzenie w ramię. Tym razem wiedziałam kto to. Odwróciłam się gwałtownie mierząc Ashley nieprzyjaznym spojrzeniem.

- Cześć - przywitała się, a mój dociekliwy mózg już zaczął zastanawiać się co ta jędza knuje - Gdzie twoja przyjaciółka? Bo tym razem ci nie pomoże.

Udawałam, że nie słyszałam co powiedziała i tylko mocniej zacisnęłam zęby. Wiedziałam, że powinnam jak najszybciej od niej uciec, ale byłam ciekawa o co jej chodzi.

- Tak właściwie to nawet mi ciebie żal Young - westchnęła teatralnie machając przy tym swoimi długimi rzęsami - Ciesz się swoją słodką tajemnicą puki możesz.

Szukając zrozumienia || 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz