Rozdział I
– Mówiłem, że to szaleństwo.
– Nie płacę ci za gadanie.
– Wiem. – Zaśmiał się. – Płacisz mi za ochronę, nie będę jednak powstrzymywał się od mówienia tego, co myślę. – Zerknął na nią bursztynowymi oczami. – Jesteś pewna, że jest tego wart?
– Morderczej jazdy przez Pustkowia w twoim towarzystwie? – spytała złośliwie.
– Chociażby.
– Dziwi mnie, że cię to interesuje.
– Dotyczy mojego zlecenia. Po prostu przykładam się do jego wykonania.
Czasem wolałaby, by przykładał się nieco mniej. Potrząsnęła głową.
– A mogłam opłacić innego najemnika – mruknęła do siebie, popędzając klacz.
– Mogłaś to zrobić w Avadorze – stwierdził obojętnie. – Jednak na tym pustkowiu trudno będzie ci znaleźć kogoś, kto wykona zlecenie, nie próbując cię obrabować i zgwałcić.
Eurein spojrzała z ukosa na mężczyznę na karym ogierze.
– Mam więc szczęście, że najęłam ciebie?
– Najęłaś mnie, bo jestem najlepszy. I wykonuję zadania, za które mi płacą, nawet jeśli są szalone czy głupie.
– I nie spróbujesz mnie obrabować ani zgwałcić? – zakpiła.
– Nie krzywdzę kobiet – odparł spokojnie. – A pieniądze zarabiam uczciwie. Powinnaś to już wiedzieć nie tylko dzięki swojemu ojcu.
Wiem, pomyślała, zaciskając dłonie na wodzy. Odkąd zdecydowała się go wynająć, przekonywała się o tym niemal każdego dnia.
* * *
Znalazła go w podłej tawernie w Avadorze, gdy sączył kwaśne piwo za pieniądze z ostatniego zlecenia i po cichu liczył na kolejne. Podłe tawerny świetnie się do tego nadawały – były kopalnią informacji o tym, który władyka akurat pożarł się z sąsiadem, a który kupiec wybiera się z karawaną w podróż przez pół świata i potrzebuje eskorty.
Avero an Daar podejmował się rozmaitych zadań, wymagających czujnego oka, pewnej ręki oraz umiejętności przeżycia. Swoje usługi wyceniał wysoko, jednak wypracowana przez lata reputacja sprawiała, że na ogół nie narzekał na brak klientów. W chudych latach sam ich szukał, zasięgając języka w karczmach i tawernach.
Tym razem zlecenie przyszło do niego samo. Wpadło z impetem burzy przez wykoślawione drzwi, wzdymając materiał ciężkiej, adamaszkowej sukni barwy butelkowej zieleni. Złotorude włosy zajaśniały w półmroku jak pochodnia, ściągając uwagę setki oczu, zdumionych niecodziennym zjawiskiem. Smukłe dziewczę, jakiego za cholerę nie powinno się spotykać w portowej spelunie, rozejrzało się po zadymionym wnętrzu i zdecydowanym krokiem przemierzyło klepisko, po czym zatrzymało się przed czarnowłosym mężczyzną ze żmijunem na ramieniu. Gad zasyczał na jej widok i rozpostarł skrzydła. Dziewczyna cofnęła się odrobinę, zadarła piegowaty nosek i spojrzała z góry na najemnika.
– Avero an Daar?
– To ja. – Mężczyzna niespiesznie wysączył łyk kwaśnego trunku.
– Chcę cię wynająć. Podobno jesteś najlepszy.
Wzruszył ramionami.
– Jeśli cię na mnie stać...
Na stole wylądowała wypchana sakwa. Wypadło z niej kilka złotych monet.
CZYTASZ
Patrycjuszka. Choćby na koniec świata (DEMO)
FantasyRycerz zaginiony na Pustkowiach. Kobieta, która nie uwierzyła w jego śmierć. Najemnik, na którego niewielu stać, oraz żmijun: jego zwierzęcy kompan i... broń. Co jest warte morderczej wyprawy choćby na koniec świata? Demo pierwszego tomu trylogii "P...