Mocniej chwyciłam żółtą poręcz, gdy autobus wszedł w zakręt. Kierowca był chyba niespełnionym rajdowcem. Ledwo stałam na nogach, a moje oczy przymykały się same, bo jazda wprowadzała w przyjemne kołysanie. Może i lepiej, że brał takie ostre zakręty i gwałtownie hamował na przystankach. Przynajmniej nie zasnęłam na stojąco.W sobotni poranek miasto powinno spać, ale gdzie tam. Wewnątrz autobusu unosił się zapach alkoholu wydobywający się ze wszystkich porów skóry pijanej młodzieży. Jakiś pan z wąsem patrzył w szybę, trzymając niewielką torbę na kolanach. Zapewne jechał do pracy, ja z niej wracałam. Nocna zmiana na taśmie produkcyjnej wykańczała mnie fizycznie. Osiem godzin stania i machania rękami. „Szybciej, efektowniej, produktywniej!" – mawiał mój kierownik, którego coraz mniej lubiłam. Niedawno był taki jak ja, pracował ze mną ramię w ramię. Wtedy był wesołym kolegą, opowiadającym kawały. Nagle stał się tyranem z plakietką „kierownik zmiany". A niech go szlag. Ludzie są fałszywi.
Jakiś młody chłopak wpadł na mnie na następnym zakręcie. Zamarłam. Wszystkie mięśnie napięły się gotowe do ataku. Chryste! Czy ja czuję na swoim pośladku jego erekcję?!
Odwróciłam się gwałtownie za siebie i syknęłam, że ma się odsunąć. Spojrzał na mnie z góry. Był totalnie naćpany, ledwo kontaktował. Żuł gumę z taką energią i zapałem, że zaraz mógłby zeżreć własny język. Na szczęście się odsunął, jakby wykonywał rozkaz zupełnie bez władzy umysłu. Ciekawa byłam, czy gdybym kazała mu zaszczekać, to by to zrobił, zanim zarejestrowałby, co właściwie powiedziałam. Westchnęłam, ciesząc się, że za chwilę wysiadam. Jeszcze tylko jeden przystanek.Chłodne poranne powietrze trochę mnie ocuciło, nawet rozbudziło. Bałam się, że zanim dotrę do domu, będę całkiem rozespana. Włożyłam klucz do zamka i, najciszej jak umiałam, otwierałam drzwi. Miałam nadzieję, że mój chłopak śpi i po szybkim ogarnięciu się w łazience też schowam się pod kołdrą.Marzenia prysły, gdy tylko przekroczyłam próg. Zanim wyszłam na nockę, w mieszkaniu panowała perfekcja. Mój facet był pedantycznie perfekcyjny, ale moimi rękami oczywiście. W przedpokoju przywitała mnie zaschnięta plama, chyba po jakimś soku. Ominęłam ją, robiąc większy krok i udałam się w stronę kuchni, żeby wziąć ścierkę.
– Witaj, kochanie. Skąd to spóźnienie? – Dorian siedział na taborecie w kuchni, rękę opierając o blat. Dumnie dzierżył w niej puszkę piwa.
– Nie spóźniłam się. – Spokojnie przeszłam obok niego i schyliłam się pod zlew w poszukiwaniu ścierki. Poczułam klepnięcie w pośladek.
– Spóźniłaś. Jest szósta czterdzieści pięć. Zawsze wracasz między trzydzieści pięć a czterdzieści. – Szukał powodu, żeby pokazać jak ważny był w tym domu.
– Autobus tak przyjechał, co poradzę? – Zmoczyłam ścierkę pod gorącą wodą. Bardzo chciałam wywinąć się sprzątaniem.
Poczułam, jak przylega torsem do moich pleców. Jego ręce zaczęły błądzić po moim ciele, a usta po karku. Czując na pośladku jego podniecenie, przypomniał mi się chłopak z autobusu.
Czy wszyscy faceci są palantami?
Wziął mnie na ręce i zaprowadził do sypialni. Dałam się nieść jak bezwładna kukła. Całował, dopieszczał, jednak ja nie czułam w tym uczuć. Od dawna tego nie czułam. Wiedziałam, jak będzie, bo tylko na początku naszego związku było inaczej. Nie robiłam sobie już nadziei.
Jeszcze miesiąc, wytrzymaj jeszcze miesiąc – powtarzałam w swojej głowie.
– Rób coś – wyburczał w moje ramię, bo leżałam w bezruchu, pozwalając mu korzystać z przyjemności. Stawianie się nie pomagało, wtedy było gorzej.
Graj. To tylko miesiąc. On nie może poznać planu. – Głos rozsądku sprowadził mnie na ziemię.
Przymknęłam oczy, całkowicie udając. Udawałam wszystko, bo Dorian nie miał już w sobie czułości, miłości, oddania. Osaczył mnie, zniewolił, uzależnił od siebie na każdej płaszczyźnie. Wmawiał, że jestem nikim i bez niego sobie nie poradzę. To on wyciągnął mnie z patologicznego domu. Dał dach nad głową, wyżywienie i pomógł skończyć liceum. A później zażądał zapłaty, ale nie od razu. Miał być księciem na białym koniu... Pobudka. Oni nie istnieją.
Powoli, małymi kroczkami, wymagał ode mnie więcej, zabraniając więcej, wydzierając więcej. Bałam się zrobić cokolwiek bez jego zgody, żeby go nie zezłościć. On wiedział, że nie mam gdzie wracać, więc wykorzystywał to przeciwko mnie.
Gdy był pijany i chodził po kolejne piwa do nocnego, podkradałam mu pieniądze. Udało mi się namówić go, żeby pozwolił mi pracować. I skłamałam, że zgubiłam portfel, po tym jak dostałam pierwszą wypłatę. Oberwałam za to, ale było warto.
Zamierzałam odebrać kolejną wypłatę i zniknąć. Planowałam to tygodniami, aktualnie byłam już prawie u mety.
Warknięcie przy moim uchu i mocne ruchy jego bioder wyrwały mnie z zamyślenia. Tak pięknego zamyślenia.
– A może po drodze z pracy pieprzyłaś się z innym? – Chwycił moją szyję, pokazując prawdziwą twarz. – Albo nockę odrabiałaś gdzieś indziej?
– Oczywiście, że nie. Jesteś tylko ty, kochanie – zapewniałam go bezuczuciowo. Już nawet łzy nie stawały mi w oczach, przywykłam. A myśl, że to nie potrwa długo, dodawała niezwykłej mocy.
Jego ręka zaciskała się coraz mocniej. Nie zauważał tego, bo był zbyt skupiony na swojej przyjemności. Ja się tutaj nie liczyłam, choć chyba on liczył na to, że jestem w siódmym niebie.
Ucisk na mojej szyi stawał się niebezpieczny. Chwyciłam jego nadgarstek, próbując zabrać rękę.
– Tylko ja mogę cię pieprzyć. Wszystko zawdzięczasz mi, więc nie próbuj nawet... – urwał, skupiając się na swojej ekstazie, w ogóle nie dbając o moją.
– Dorian, to boli. Puść. – Ledwo wydusiłam z siebie ostatkiem sił. Na szczęście już skończył, opadając na mnie ciężko. Wzięłam głęboki wdech, łapczywie pragnąc powietrza.
– Dobrze ci było, skoro brakło ci tchu. – Był tak bardzo zadowolony z siebie, że aż mnie zemdliło.
Nie odpowiedziałam, czując obrzydzenie do siebie i do niego. Gdybym mu zasugerowała, że wcale nie było mi dobrze, zrobiłby mi kilkugodzinną awanturę. Wykrzykiwałby, że mam innego, puszczam się i go nie doceniam. Do tego jestem niewdzięczna, bo gdyby nie on, nadal mieszkałabym na swojej wsi z rodzicami alkoholikami, którzy nawet nie przejęli się, że w wieku osiemnastu lat zniknęłam z domu.
Kiedyś mu wierzyłam. Wierzyłam, że jestem nikim bez niego. Dotarłam jednak do granicy, w której nie potrafiłam spojrzeć sobie w twarz w lustrze. Patrzyłam w swoje niebieskie oczy i czułam pogardę, że daję się tak źle traktować.
W końcu zszedł ze mnie. Byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Nie poruszyłam się nawet, a on zapadał w sen tuż obok. Kochałam go. Kiedyś naprawdę go kochałam. Kiedy on przestał kochać mnie? Kiedy przestałam kochać samą siebie?
Powieki robiły się cięższe. Kończyny wpadały w stan relaksu, klatka piersiowa zaczęła rytmicznie pracować. I nagle zmusiłam się do otworzenia oczu.
Cholerna plama w przedpokoju!
Resztkami sił podniosłam się z łóżka i zaczęłam sprzątać mieszkanie. Przy okazji włączyłam pranie i podsmażyłam już trochę mięso na obiad. Nie chciałam dać Dorianowi powodu do ściągnięcia mnie z łóżka, bo coś jest niezrobione. Musiałam jednak położyć się, zanim on wstanie, bo bałam się, że znowu coś wymyśli. Potrzebowałam tych kilku godzin snu. Nie mogłam się skarżyć na zmęczenie, bo kazałby mi się zwolnić, rzucając argumentem o zaniedbaniu obowiązków domowych. Taka była między nami umowa. Zadbam o wszystko albo będę musiała rzucić pracę. I miałam wrażenie, że wciąż przeciąga granice, czekając, aż się poddam. Wtedy dałabym mu kolejny argument do ręki: "Pozwoliłem ci pracować, nierobie. Wcale nie zamknąłem cię w domu. To ty jesteś leniwa, a ja muszę dbać o nasze finanse." Nigdy więcej. Nigdy więcej nie dam się zmanipulować.
Wyrzuciłam pustą puszkę do śmietnika, kierując się w stronę łóżka.
Miesiąc... Wytrzymaj jeszcze miesiąc, Maja.
^^^^^
Hej ;) Jak zwykle czuję stres publikując nową historię. Martwię się, czy przypadnie Wam do gustu. A do tego Wattpad coś nie chce ze mną współpracować, więc mam nadzieję, że nie ma problemów z tekstem ani z komentowaniem.
Witam serdecznie i stałych czytelników i nowych! <3
CZYTASZ
* Wydana * Słabosilna - Maja (zakończona)
Chick-LitMaja w wieku osiemnastu lat uciekła z domu ze swoim chłopakiem. Obiecał chronić ją przed złem zafundowanym przez rodziców. Wpadła z deszczu pod rynnę. Książę okazał się katem, który powoli szykował sobie ofiarę. Po pięciu latach wspólnego mieszkania...