Pamiętnik Zofii
Był to niesamowity, ale także przerażający dzień!
Szłam przez opustoszałą Warszawę.
Widok miejsca w ruinach, które niegdyś tętniło życiem, było przerażające.
Zadawałam sobie bardzo wiele pytań na temat tego, jak wojna musi być brutalna?
W alejach, gdzie się nie spojrzeć, były krzyże.
Gdy mijałam posterunki Niemców, czułam przeszywający mnie strach.
Przed moimi oczami było prawdziwe pobojowisko.
Wiele razy ledwo uniknęłam patroli niemieckiego wojska.
Straciłam poczucie czasu.
Nie pamiętam, od kiedy tak idę w przód. Moim celem było dostać się do Domeczku.
Córka jest młoda i nie wiem, czy jeszcze żyje.
Mijałam szybkim krokiem, kiedyś ludne miasto.
Podróż ta jest jak wielka mordercza ruletka, nigdy nie byłam pewna, czy zaraz nie trafie oddział żołnierzy.
Skwar mi doskwierał dzień w dzień.
W oddali słychać było strzały oraz wybuchy. Zapasów mam coraz mniej, a odór nie do zniesienia.
Dzisiaj po południu przyłapał mnie patrol. Kazali mi oddać moje racje żywnościowe.
Potem poszłam dalej, zostałam z niczym, dalszą drogę odbyłam w totalnym strachu.
Gdyby mnie jeszcze raz złapali, nie miałabym za co opłacić wolność.
Szłam tylko z paszportem bez prowiantu.
Dzień się kończył.
Pora na postój w pobliskich ruinach.
Z rana trzeba ruszać dalej w stronę rodzinnego domu.
Oczekuje, że budynek dalej tam jest i że nie na marne tam idę.