Chcę zasypiać i budzić się każdego dnia przy Tobie, Jin

279 20 45
                                    

Zawsze i wszędzie istnieje równowaga. Dwie rzeczy, choć skrajnie różne, bez siebie nie mają prawa istnieć. Przeciwieństwa, antonimy, kontrasty, przeciwstawności, dysonanse...

Dobro i zło. Yin i Yang. Dzień i noc.

Jin i Matthew.

* * * * * * *

Pov. Matthew Raynor

"Nawet jeśli obudzę się ze snu, nadal tutaj będziesz?"

Każdego poranka, którego otwierałem oczy, nie było cię przy mnie.

Aż do dziś.

Jin patrzył na mnie i uśmiechał się. W jego spojrzeniu jeszcze nigdy nie było tyle ciepła, radości i spokoju. Wczoraj przez większość dnia wyglądał na spiętego i zdenerwowanego. A dziś? Był Jinem, którego widziałem, gdy śmiał się z dildo, na którym trenowałem robienie "loda" albo jak uśmiechał się z satysfakcją, gdy zobaczył mnie w kupionym przez siebie garniturze.

Taki rozluźniony, taki prawdziwy.

Osoba, jaką zapamiętałem.

A czy się wyspałem?

Chciałem odpowiedzieć, że przy nim wcale nie zamierzałem zasypiać. Mając go w ramionach, nie mogłem przestać go dotykać, tulić do siebie, słuchać niskiego, stalowego głosu, który mnie pobudzał, ilekroć wypowiadał moje imię lub kiedy stawał się ochrypły, gdy się kochaliśmy. Chciałem wsłuchiwać się w jego oddech, gdy spał, dźwięczny śmiech, gdy uznawał moje słowa za dziecinne i zabawne. Nie przeszkadzało mi to, dopóki jemu pozwalało na uśmiech, a mi na jego ujrzenie. Moje serce przyspieszało, a dłonie same rwały się do przodu, by go dotknąć, poczuć pod opuszkami palców ciepło skóry na bladych policzkach, drgania mięśni, które potrzebne są do takiej żywej ekspresji. To mnie w nim fascynowało. Wszystko, co dotyczyło jego osoby, było jak zobaczenie pierwszego śniegu lub wschodu słońca po latach życia w ciemności. On dawał mi światło, od którego nie mogłem oderwać wzroku.

Zapach ciała Jina był specyficzny. Męski, silny, ale także słodki jak afrodyzjak. Dlatego nie potrafiłem przestać go całować i lizać. Każdy zakamarek jego ciała był nim przesiąknięty. Czasami dymem papierosów, czasami podnieceniem, zmęczeniem, frustracją, niecierpliwością. Zastanawiałem się, czy tylko ja to odczuwam, czy inni, z którymi sypiał, też nie mogą się powstrzymać przed zaspokojeniem go na tyle sposobów, aby jego oddech się rwał, twarz była czerwona, a blada skóra nosiła szkarłatne ślady. Wyglądał z nimi przepięknie. I wiedziałem, że, choć przez chwilę, jest tylko mój.

Nie lubiłem tego, ale nie raz wyobrażałem sobie, co inni mężczyźni z nim robili i jak go zadowalali. Sam chciałem wiedzieć, jak zrobić to najlepiej, w jaki sposób do niego mówić, które miejsca na ciele dotykać, co lizać, a co gryźć, żeby dostarczać mu najwięcej przyjemności. Czasami się gubiłem, zatracałem w tym, co on nazywał "pieprzeniem". Mnie coraz trudniej było nazywać uczucia tak wulgarnie, bo nie chciałem go mieć "na chwilę". Tak. Chciałem czegoś stałego i niezmiennego. Tego chłopaka, który nocami rzucał piłkę do kosza, który wchodził do kaplicy, a wychodził pobity, lecz nigdy nie złamany, który uśmiechał się do mnie, pocieszał, nakreślił linię mojemu życiu, drogę, którą podążam do dziś. Dał siłę, abym mógł żyć samotnie i nie poddawał się.

On jedyny mnie rozumiał, jego ramiona jako jedyne uchroniły mnie przed mrokiem, który w zamian ściągnął na siebie.

W moich oczach Jin był niczym anioł, lecz ukryty za skrzydłami, nie chcąc nikogo dopuścić do swojej duszy.

Zimna zieleń twoich oczu || Under The Green Light || Short FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz