Rozdział 6 - Nigdy nie jest łatwiej

738 71 33
                                    

      Tamto zdarzenie zmieniło między nimi wiele, a jednak wciąż pozostawali tacy sami. Jedli śniadanie w ciszy, czytali w bibliotece, i Dazai z dumą patrzył jak Chuuya sięga po coraz trudniejsze lektury. Omega wciąż uczył się tańca i gry na Shamisenie, a gdy znajdował się pod opieką nauczycielki muzyki, otwierał okno w pracowni lub przechadzał się po korytarzach, by móc słyszeć jego grę. Teraz jednak nastąpił problem. Od pół roku nie słyszał głosu ojca i matki, a gazety rozpisały się na temat choroby księcia. Nie zdziczał, ba, nawet więcej pracował, udało mu się zbudować działający model samolotu da Vinciego, działał pilniej i ciężej pod wpływem Omegi. Zacisnął palce na gazecie, sącząc kawę z filiżanki, ponieważ artykuł, który czytał, nie atakował jego, a właśnie Chuuyę.

- To niesprawiedliwe - warknął w końcu, odrzucając gazetę na stolik i podsuwając ją bliżej rudzielca, gdy ten z zaciekawieniem wyciągnął szyję. - Nie przejmuj się nimi. To nędzne pismaki.

- Napisali prawdę - mruknął, gdy dotarł już do artykułu, który tak wzburzył Osamu. - Zacząłeś warczeć przy wszystkich. - Uważał, że to urocze, ponieważ Alfa stanął w jego obronie, czego nie potrafiły nawet zamężne. Nigdy nie widział, by jego ojciec choćby spojrzał w stronę matki, gdy potrzebowała pomocy. Rozumiał jednak, że tak jak Dazai pilnował przebiegu informacji, tak samo cesarz pragnął wiedzieć jak poradziła sobie jego droga zabawka. - Czyżby to już dziczenie? - prychnął, lecz oboje wiedzieli, że nie. Ludzka natura była materialistyczna, pilnowała tego co należy do nich i niektóre Bety mogły walczyć nawet o coś bezwartościowego dla innych. Więc nikogo nie dziwiło, że nieco gwałtowniejszy gatunek odczuwał to silniej. Kiedy czuł, że Alfa traci kontrolę, wystarczyło jego imię, dotyk i pocałunek, by wrócić go do rzeczywistości.

- Dla ciebie byłem gotowy rozszarpać go na strzępy - powiedział ciepło, nieco ochryple, przesuwając się bliżej rudzielca. Przestali siadać osobno, jak nakazywała etykieta. Chuuyę to nawet bawiło, bo wcześniej, miał wiele miejsca, gdy Bety i Alfy gnieździły się z dala od niego, ale obecność Osamu mu nie przeszkadzała, zwłaszcza gdy byli sami. - Wolę, gdy nie masz makijażu - mruknął, gładząc kciukiem rumiany policzek Omegi, przysuwając go do słodkiego całusa. Robił to z pełną premedytacją, wiedząc, że Nakahara nie pozwoli na to przyszłemu mężowi, a nawet był pewien, że żaden z jego braci nie będzie próbował. Cóż, nie byli przygłupami, posiadali momenty, gdy naprawdę wierzył, że są rodzeństwem, lecz woleli walkę mieczem niż pędzlem. Gdy on wyrastał na wytrawnego polityka, oni, cóż, na tępych generałów pokroju ojca Chuuyi. Pocałunek stawał się gorętszy, odważniejszy i ustawał powoli, tak samo jak go rozpoczęli. Twarz Omegi była wspaniale zarumieniona, a usta rozchylone, czekając na więcej i wtedy oboje znieruchomieli. Drzwi jadalni otworzyły się, a oni wciąż znajdowali się nieprzyzwoicie blisko, co mogli robić jedynie w samotności. Brązowy wzrok zwrócił się ze wściekłością na przybysza i złączył się z ciemnym wzrokiem cesarzowej. - Matko - zawołał zaskoczony, oddychając z trudem, ponieważ jej wiedza była równie niebezpieczna co cesarza.

- Nie próżnujesz - warknęła, przechodząc przez pomieszczenie powolnym krokiem. - Wszyscy mówią o nieziemskiej urodzie księżniczki. Musiałam się przekonać czy to prawda - powiedziała, unosząc dół kimona, by opaść lekko na poduszkę przy rudzielcu. - Zdjęcia w gazetach są tak niedokładne - jęknęła teatralnie, chwytając w palce policzki Omegi, który do tej pory wbijał wzrok przed siebie. - Wciąż niewychowany - warknęła, ściskając rumianą skórę wystarczająco mocno, by powstały na niej białe ślady palców. Zacmokała niezadowolona, obracając głowę rudzielca, wyrywając z niego w końcu ciche syknięcie. - Nie nosi makijażu, włosy nie spięte - warknęła groźnie, z obrzydzeniem. - Wygląda jak dzikus, nic dziwnego, że chorujesz.

- Nie choruję - powiedział stanowczo, chwytając mocno nadgarstek kobiety, by ta puściła jego Omegę.

- Po tym co widziałam, nie sądzę, że dobrym rozwiązaniem będzie twoja obecność na zaślubinach - mruknęła, nie zaszczycając syna spojrzeniem. Wciąż obserwowała twarz rudowłosego i jej wzrok padł na zaczerwienionych ustach. - Myślisz, że możesz żyć z nim jak Beta? - Wiedział, że istniały przypadki, jednak te związki kończyły się raczej tragicznie. Partnerzy w końcu rozszarpywali się, zdradzali lub okaleczali, a ich szczenięta wyrastały na jeszcze dziksze niż Alfy opanowane chorobą Omeg, więc zdecydowano się na kontrolowany chów. Co doprowadziło do par nie spisanych. Wystarczyło, że Omega uciekła i urodziła w niewiedzy, a to z kolei sprawiło zaostrzenie prawa i traktowania gatunków.

[BSD] Ostatnia Omega - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz