Siedziałam na mokrym asfalcie wpatrując się w nią. Idealna. Taka była ,w taki sposób ją oceniałam. Leżała właśnie na moich kolanach. Bezbronna. Przecież zawsze była odważna ,przygotowana i niczego się nie bojąc biegła do przodu. Wiatr rozwiewał jej długie włosy koloru jesieni. Tak mi się kojarzyły. Przypominały liście spadające z drzew ,powrót do domu aby zaparzyć herbatę. Zawsze mi się podobały.
Spojrzałam w jej oczy. One były jeszcze piękniejsze. Las. To było pierwsze co przychodziło mi na myśl ,gdy coraz bardziej zatapiałam się w ich widoku. Ścieżka pośrodku drzew. Niby zwyczajna ,każdy przez nią przechodzi zwracając uwagę tylko na naturę występującą wokół. W tym tkwiła jej specjalność. Mało dostrzegana ,lecz to dzięki niej przechodzimy spokojnie wpatrując się w przyrodę. Potrzebna. Właśnie to słowo idealnie do niej pasuje. Tak samo jej tęczówki. Były niezbędne w moim życiu. Niczym powietrze. Przy każdym spojrzeniu napawała mnie życiem ,radością. Mogłam błagać ,aby na mnie patrzyła ,lecz ona robiła to tak po prostu. Nasze oczy spotykały się niemal cały czas.
Moją uwagę przykuwały także jej smukłe dłonie ,którymi dotykała mnie wieczorami. Nie wiem jak to robiła ,że zawsze paliły przyjemnie moją skórę. Sunęły po moich biodrach i talii ,tam gdzie najbardziej lubiłam. Rozpływałam się pod jej dotykiem ,a ona doskonale o tym wiedząc dawała mi go jeszcze więcej ,jak narkotyk. Chciałam go coraz więcej. Przejechałam po jednej z nich wyczuwając mały pierścionek z serduszkiem. Miałam taki sam. Przepiękny i minimalistyczny jednocześnie. Lubiłam to ,że nigdy go nie zdejmowała. Czułam się wyjątkowa ,mogąc jeździć palcami po jej ciele jako jedyna.
Gdy usłyszałam ciche zaciągnięcie nosem ,przypomniałam sobie o małych kropeczkach zdobiących jej nos. Nigdy ich nie lubiła. Używała podkładu ,korektora i wiele innych kosmetyków tylko po to by je przykryć. Mogłam mówić codziennie jak to one nie są piękne ,ale ona i tak nigdy w to nie wierzyła. Nie rozumiem tylko dlaczego? Dodawały jej uroku. Osobiście lubiłam ją bez makijażu ,gdy piegi były widoczne ozdabiając jej twarz.
Pierwsza łza spłynęła po moim policzku.
Lekko się zaśmiała przez co na moją twarz także wpłynął uśmiech.
Skupiałyśmy się na sobie. Byłyśmy tylko my ,mimo że przez ulicę wpływało wiele aut ,starsza kobieta siedziała na balkonie słuchając muzyki ,ludzie wokół spacerowali z psami ,a obok nas znajdowała się jej mama. To się nie liczyło ,ich nie było.
Odgłos nadjeżdżającej karetki wydawał się być coraz głośniejszy. Dopiero wtedy lekko zdezorientowana spojrzałam na jej rodzicielkę. Kobieta płakała. Nie ,ona szlochała głośno zatapiając się we własnych łzach. Nie patrzyła na córkę. To było dla niej za trudne. Zrezygnowana runęła na ziemię brudząc swój beżowy płaszcz. Jej włosy za ramiona były w kompletnym nieładzie ,a makijaż rozmazał się po całej jej twarzy.
Dlaczego więc po mojej twarzy nie lały się litry łez? Przecież tak powinno być prawda?
-Nie płacz ,Rosie. - wydusiła z siebie i mimo ,że dalej się uśmiechała można było gołym okiem dostrzec jaki trud sprawiła jej ta czynność. Nigdy nie pokazywała słabości i mimo najgorszego bólu starała się być silna. Uparta ,lecz to w niej lubiłam.
Starając się nie wypuścić żadnej kropli z moich oczu znów się uśmiechnęłam. Może nie było to szczere ,ale kto potrafiłby siedzieć z bananem na twarzy w takiej sytuacji?
- Nie zasypiaj teraz, proszę. Pamiętasz ,miałyśmy dzisiaj iść do domku nad jeziorem? - powiedziałam ,mimo iż wiedziałam ,że nie otrzymam odpowiedzi. Zacisnęłam mocno palce ,błagając niebiosa ,żeby był to głupi żart. Przecież to nie mogło się wydarzyć. Nie teraz.
Przymknęła oczy. Pierwszy nóż wbił się w moje serce niemiłosiernie je kalecząc. Nie widziała już nic ,więc kolejne łzy rozmazywały mój tusz do rzęs. Nie potrafiłam dłużej. Pogrążyłam się w płaczu a obraz przede mną nie mógł się wyostrzyć przez zaszklone oczy. Każdy dźwięk się wyciszył. Nie potrafiłam spojrzeć na jej piękną sylwetkę ani twarz. Skierowałam wzrok w stronę nieba tracąc czucie w kończynach.
To się nie dzieje prawda?
Jej ręka powoli zsunęła się z mojego ramienia. Kolejny sztylet wbił się we mnie całkowicie przecinając moje ciało. Czułam jakby wyrywano mi dusze pozbawiając emocji. Z mojego gardła wydobył się głośny krzyk. Byłam pewna ,że słyszało go pół kraju. Moje gardło zdzierało się coraz bardziej. Wiedząc o tym wydobyłam z siebie resztę energii wykrzykując wszystkie emocje. Mnie już nie było. Może fizyczne ciało zostało ,lecz zobaczenie w nim chociaż szczątki mojej duszy było niemożliwe. Niebo zdawało się być coraz ciemniejsze ,a budynki oddalały się ode mnie. Jacyś ludzie szturchali mnie próbując wybudzić mnie z amoku ,ale każde ich działanie było na nic.
Myślałam ,kiedyś jakim uczuciem jest śmierć. Czy poprostu odchodzi się z tego świata znikając? Nie ma już niczego? Może istnieje reinkarnacja ,piekło ,niebo lub nawet coś innego? Moją głowę często nawiedzały takie myśli. Teraz już wiem jak się umiera. W tamtym momencie umarłam.
Czas całkowicie się zatrzymał. W tych czasach jest on bardzo cenny ,mija tak szybko pozostawiając wszystkie wspomnienia za nami. Nie zwracałam uwagi na to jak bardzo powinno się go szanować. Wtedy ,gdy już nic wokół nie istniało dałabym pokroić się na kawałki prosząc Boga o jedną dodatkową minutę. Sześćdziesiąt sekund ,które zabrało życie dwójce ludzi. Jedna z nich nie potrafiła jednak opuścić swojego ciała ,więc egzystowała. Tak po prostu. Istniała powoli się krusząc. Tą osobą byłam ja widząc jedynie ciemność zbliżającą się do mnie w zamiarze pochłonięcia mnie całkowicie. Czułam jakby mijały godziny ,dni lub nawet tygodnie ,lecz w rzeczywistości były to sekundy. Sekundy w których całkowicie przepadłam. Dzień w którym zabrano mi wszystko. Cholerny 16 stycznia.
Tego dnia na niebie pojawiła się kolejna gwiazda ,świecąc mocniej niż każda inna na niebie. Sophia ,tak miała na imię.