Prolog

344 21 2
                                    

Czarny płaszcz utrzymywał się w powietrzu jeszcze parę sekund, zanim znalazłam się na ziemi. Kucnęłam na zimnym śniegu, nieprzyjemnie szczypał mnie w palce, kiedy położyłam rękę na okrytej białym puchem ziemi.

Wstałam na równe nogi i przebiegłam niewielki odcinek, by schować się za ogromnym drzewem. Serce biło mi mocno, ale wyregulowałam oddech. Zaciskałam łuk mocno w jednej ręce, w drugiej trzymałam strzałę. Jej ostry koniec zamoczony był w miodzie, który powoli skapywał na ziemię.

Cień zasłonił mi słońce, okrywając mnie na chwilę ciemnością. Ogromne szare stworzenie, pokryte szorstką skórą z dwoma wielkimi skrzydłami na grzbiecie, przeleciało nade mną i wylądowało na ziemi parę metrów obok. Bez dłuższego zastanowienia naciągnęłam strzałę na łuk, wycelowałam i strzeliłam, trafiając kreaturę prosto w bok. Zwierzę zaskomlało tylko raz, po czym padło na ziemię. Fioletowa strużka krwi wypływała mu z rany, wypalając sobie drogę. Kilka ptaków poderwało się z wysokiej sosny i skrzecząc głośno, odleciało, przestraszone hukiem, jakie wywołało upadające zwierzę.

Wyjęłam strzałę z martwego cielska, po czym dokładnie obmyłam ją w śniegu. Nie chciałam, żeby pozostała na nim krew w jakiś sposób mnie zraniła. Schowałam przedmiot do kołczanu, wiszącego mi na plecach i rozejrzałam się dookoła. Z gałęzi zwisały sople lodu, drzewa tworzyły dach i osłaniały mnie przed świecącym wysoko słońcem, które jednak nie dawało ciepła. Było na tyle zimno, że każdy oddech tworzył obłoczek w powietrzu.

Po chwili usłyszałam kraknięcie i czarny, jak najgłębsza otchłań, kruk podleciał do mnie, po czym spoczął mi na ramieniu.

- Widzisz? Mówiłam, że to będzie łatwizna - rzuciłam, wskazując na martwego zwierzaka.

Ptak zaskrzeczał głośno.

- Tak, tak, wiem. Teraz będzie ta trudniejsza część. Ale pomyśl o pieniądzach, jakie zarobimy.

Worek był duży, ale i tak obawiałam się, że kreatura się do niego nie zmieści.

- Jak już tylko dostarczymy go do kupca - mówiłam, w trakcie, kiedy próbowałam naciągnąć materiał na ogromne cielsko. - On da nam pieniądze. - Nie było to zbyt łatwe, worek wcale nie chciał ze mną współpracować i ani trochę mi to nie wychodziło. - A wtedy będę mogła kupić sobie coś ładnego.

Kruk wydał z siebie dwa kraknięcia.

- Nie, ty nic nie dostaniesz. Ewentualnie kupię ci ziarno.

Zwierzak przekręcił główkę lekko w bok, wyrażając tym swoje niezadowolenie.

- Dobrze, to może kupię ci kaganiec.

Dziobnął mnie w głowę.

- Ała -rzuciłam, odtrącając go na bok. - Przecież żartowałam.

Ciężki worek udało mi się wciągnąć na sanie. Dwa konie, oba czarne, stały dokładnie tam, gdzie je pozostawiłam. Pogłaskałam jednego po łbie, po czym wsiadłam i chwyciłam w dłonie lejce.

- Ruszamy! - krzyknęłam, mój głos rozniósł się pośród drzew. Kruk podleciał i przykucnął obok. - Droga do domu trochę nam zajmie, proponowałabym się zdrzemnąć.

Ptak wydał z siebie tylko jedno kraknięcie i zamknął oczy, układając się wygodniej. 

- Dobranoc, Lucas - szepnęłam i ruszyłam przed siebie.

Odcienie czerniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz