Rozdział 6

57 5 11
                                    

"Tell me it gets easier, tell me it gets easier
 Tell me it gets easier, that I'll figure it out"

- Mansionair, "Easier"

WTEDY

Problem z seryjnymi mordercami jest taki, że dobrze się ukrywają. Są mili, uczynni albo przystojni. A może wszystko naraz - wtedy jest najniebezpieczniej. 

Kiedy byłam mała, zastanawiałam się ilu potencjalnych morderców mijam na ulicy i nie mam o tym pojęcia. Co zrobili ludzie, którzy uśmiechają się do ciebie w metrze albo ci, którzy odwracają wzrok kiedy zorientują się, że czujesz na sobie ich spojrzenie? 

Ludzie to chodzące historie. Lubiłam tę myśl, choć była tak prosta i logiczna... Każde z nas ma swoje życie, pracę, rodzinę, obowiązki, przeszłość. I nic nie jest w stanie przekazać komuś z zewnątrz choć cząstki tego kim jesteśmy. Prawda jest taka, że nie trzeba wcale dużo ukrywać, oni i tak nie zwracają na nic uwagi. 

Ale kiedy jest się cichym obserwatorem świata, tak jak ja, dostrzega się naprawdę sporo rzeczy. Na przykład to, jak co dzień ktoś skręca w ten sam zakręt o podobnej godzinie albo to, że ktoś zamawia ciągle tę samą kawę. Nawyki dużo mówią o tym, kim jesteśmy. 

Dion na pewno miał jeden stały nawyk - patrzenia głęboko w duszę swojego rozmówcy, nawet jeśli rozmowa jest błaha, a temat bezsensowny. Uważałam nawyk patrzenia w oczy za ten z kategorii dobrych. Niewielu ludzi umiało dzisiaj to robić, chociaż sądziłam też, że jest to trochę niesprawiedliwe zagranie, bo musiał zdawać sobie sprawę z tego, że te jego spojrzenia naprawdę robią różne rzeczy z człowiekiem.

- Więc przeprowadziłaś się jesienią?

Kiwam głową, wlokąc się za chłopakiem. 

- Czemu? - pyta odwracając się do mnie i zatrzymujemy się na chwilę. 

Droga do mojego mieszkania wcale nie jest długa, ale nie przemyślałam jeszcze tego, czy aby na pewno chcę by znał mój adres. Zastanawiam się nawet czy nie skręcić w równoległą ulicę i powiedzieć mu, że dalej poradzę sobie sama, ale to byłoby idiotyczne. Przecież się zgodziłam z nim iść, a jeśli jest psychopatą, to tylko siebie mogę winić za moje potencjalne zaginięcie. 

Właściwie nie wyglądał na kogoś, kto mógłby kogoś zabić, jeśli mogę to stwierdzić po dwóch razach kiedy go spotkałam. Chyba wolę się o tym zapewnić żeby nie panikować z powodu durnych myśli. 

- Connie?

- Co? - mamroczę zdezorientowana. Oh, zadał mi pytanie. Jasne. - Czemu się przeprowadziłam? Chyba chciałam po prostu... być samodzielna.

- I co, fajnie być samodzielnym?

- Nie. Wcale. 

Śmieje się pod nosem, a ja nie wiem jak to odebrać. 

- A ty od zawsze tu mieszkasz?

- Często się przeprowadzaliśmy - mówi po chwili zastanowienia. - Czasami... trzeba próbować wszędzie zanim znajdzie się odpowiednie miejsce.

- A czemu to jest odpowiednie?

Nie odpowiada, idzie blisko mnie i patrzy się zamyślony w chodnik.

No tak, życie na walizkach nie może być przyjemne, ale nie każdego stać na to, żeby "próbować". Zanim się tu sprowadziłam, miałam nadzieję zobaczyć trochę świata, a teraz mam szczęście jeśli uda mi się odwiedzić rodziców raz na kilka miesięcy. 

Chociaż niezbyt lubię tam wracać. 

Kiedy już się wyprowadziłam, dotarło do mnie, że dom o mnie zapomina. Ludzie o mnie zapominają. Książki na moich półkach się kurzą, moje plakaty odklejają się od ścian i wcale nie czuję się tam tak jak kiedyś. Za każdym razem kiedy się pojawiam, rzeczy są jakieś inne, a niełatwo jest się pogodzić z tym, że twój świat pędzi bez ciebie. Mogłam tylko do tego przywyknąć. 

Nothing To SaveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz