- Czemu mnie tu trzymacie?
- Co masz na myśli, Wayne?
- Co? Nie wiem kim myślisz że jestem, ale jesteś w błędzie. Jestem Dave!Strażniczka poważnie spojrzała na chłopaka. Był piętnastoletnim nastolatkiem z ciemnymi, dość długimi i rozczochranymi włosami. Jego twarz była blada, a jego oczy mocno wyblakłe. Jego wzrok utkwił na twarzy strażniczki, a jego poważny wyraz twarzy wywoływał u niej przerażenie. Było jednak coś ludzkiego w tym spojrzeniu.
- Przestań udawać Wayne! Oboje wiemy, że nie możesz stamtąd wyjść
- O czym ty gadasz? Jestem Dave, nie poznajesz mnie? Jeśli mi nie wierzysz, zadaj mi jakiekolwiek pytanie chcesz, aby się upewnić, że to ja.Strażniczka pomyślała przez chwilę, po czym zadała pytanie
- Kiedy mam urodziny?
- 16 kwietnia - odpowiedział chłopak bez zastanowienia.- Wayne, Wayne, Wayne... - powiedziała po chwili niekomfortowej ciszy strażniczka.
- Przestań mnie nazywać Wayne! Nie widzisz, do kurwy nędzy, że rozmawiasz ze mną? - wykrzyczał mocno podirytowany chłopak.Strażniczka uśmiechnęła się pod nosem. Z chwilą odpowiedzi z jej oczu automatycznie uciekł strach, a w jego miejsce wkroczyła pewność siebie.
- Dobra próba, prawie się nabrałam. Ale zapomniałeś o jednym - mówiąc to zbliżyła twarz do krat oddzielających ją od niego, a jej ton głosu zmienił się na cichszy i cieplejszy - Dave starał się być dobrym chłopakiem... Ale zawsze zapominał o moich urodzinach
Mówiąc to na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech. Odsunęła twarz od krat, jednak dalej utrzymywała kontakt wzrokowy z chłopakiem
- Ale... - powiedział niepewnym głosem chłopak, po czym przez chwilę zaczął się zastanawiać nad całą tą sytuacją
- Kurwa mać - powiedział po chwili zirytowanym i zdołowanym głosem
- Coraz bliżej, Wayne - zaśmiała się strażniczka - Jeszcze tak ze sto albo dwieście prób i może ci się uda sprawić, że sięgnę po klucz
- Pierdol się - odpowiedział Wayne, rzucając w stronę strażniczki spojrzenie, z którego czuć było chęć zemsty
- Ojej... - odpowiedziała wysokim, piskliwym wręcz głosem strażniczka, chcąc ponaigrywać się jeszcze z więźnia - Tak zwracasz się do swojej dziewczyny? Nie ładnie, nie ładnie
W jednej chwili Wayne przestał wykonywać jakiekolwiek ruchy i w zgarbionej pozycji zaczął powoli obracać głowę w stronę strażniczki. Gdy zobaczył że ta nie jest pewna co robi i że zaczyna odczuwać niepokój, rzucił się do okna by w jednej chwili złapać kurczowo obiema rękami za kraty i przystawić twarz tak blisko nich jak tylko to było możliwe, w taki sposób, aby strażniczka perfekcyjnie czuła odór jego oddechu. W istocie zapachu gnijących już zębów i dziąseł z przynajmniej zapaleniem nie można było nie poczuć.
- Zginiesz, suko - powiedział niskim, sykliwym głosem. - Zdechniesz. Rozszarpię cię na kawałki, zarżnę, wypruję wszystkie flaki i pozwolę ci gnić zanim ktoś nie znajdzie twoich zwłok aby następnie zastanawiać się przez kolejny miesiąc czy to coś właściwie mogło kiedykolwiek być człowiekiem!
- Powodzenia życzę! - powiedziała strażniczka z pogardą, po czym nacisnęła przycisk na ścianie który wywołał szybki, kontrolowany szok impulsem elektrycznym przepływającym przez kraty trzymane przez więźnia. Ten po chwili upadł na podłogę, aby następnie podnieść się z niej i spojrzeć jeszcze w oczy strażniczce wzrokiem człowieka, który właśnie doznał silnej ekstazy.
- To nie jest koniec, suko - odpowiedział wycieńczonym głosem - To dopiero pierdolony początek!
- Zgadza się, Wayne - odparła strażniczka - Początek twojej wiecznej, dożywotniej mieszanki agonii z apatią.
Ruszyła w stronę wyjścia. Zazwyczaj wychodząc nie wolno jej się było odwrócić do niego, aby rzucić ostatnie słowa danego dnia prosto w jego bezsilną twarz, lecz tym razem pokusa była zbyt silna.
- Witaj w piekle, Wayne - dodała, po czym wyszła, zostawiając Wayne'a w zamknięciu.
* * * *
Coś przerwało jej sen. Jakiś dźwięk. Bardzo głośny i drażniący dźwięk. Był on wysoki i nieznośnie wręcz pulsujący.
Towarzyszyły mu światła. Czerwone. Połączenie tak drażniące, że w żaden sposób nie dało się spać. Co mogło je wywołać?
Nagle do niej dotarło. Ocuciło ją to natychmiastowo. To był kod czerwony. Jedyny kod, który włącza się automatycznie. Mógł to zrobić w dwóch przypadkach. W sytuacji, gdy dla strażników istniało zagrożenie życia, albo...
Zerwała się natychmiast z łóżka. Założyła na szybko buty nie wkładając nawet pięt i po prostu je przydeptując. Ale nie było przecież na to czasu. Pobiegła w stronę pomieszczenia wejściowego, a stamtąd do korytarza z celami. Wszystkimi pustymi - poza jedną.
Wbiegła do korytarza rzucając się niczym Ghostface z szafy. W ten sam sposób rzuciła się do krat wiadomej celi. Niestety jednak - przybyła za późno. Na miejscu zastała tylko martwe ciało Wayne'a z jedną ręką prawdopodobnie brutalnie wygryzioną i wyrwaną z rękawa psychiatrycznego, a drugą tylko z niego wyrwaną. Obie miały wielkie czerwone ślady. Obie na nadgarstkach. Każdy jeden paznokieć Wayne'a był równie czerwony co jego nadgarstki.
Łzy napłynęły jej do oczu. Nie wiedziała co zrobiła źle, nie wiedziała jak się to stało, jak do tego doszło. Nie wiedziała jakim cudem mu się to udało. Ale jednak. On uciekł.
Ze łzami w oczach spojrzała na całą celę. Jej białe ściany, które miały napełniać pustką i niepokojem, były jednak w tej sytuacji niczym z pozostałością, którą zostawił na nich Wayne. Strażniczka schowała twarz w dłoniach i zaczęła szlochać, mając nadzieję że ten wielki, czerwony, spływający napis "Szykuj się suko" przestanie być realny. I miało się tak za chwilę stać. Wcześniej jednak nastąpiło coś innego.
- Mówiłem ci, suko! - niski głos zaczął się zlewać z echem, które zaczęło się coraz bardziej nasilać. Strażniczka nie wiedziała czemu to się dzieje, ale czuła niesamowity wręcz ból z tym związany. A może nie był on jednak związany z tym echem. Przecież to byłoby logiczne że ból nie może być związany z echem jeśli czuje się go w gardle. Chwila moment. Głos Wayne'a zza pleców, przeszywający ból w gardle...
Ostatnim, co zobaczyła, zanim osunęła się na ziemię i nie zamykając oczu uderzyła twarzą o podłogę, był zakrwawiony nóż kuchenny, którego wszyscy używali do robienia sobie śniadań. Trzymała go znajoma dłoń, której jednak nie była ona w stanie rozpoznać...
Chwilę potem z korytarza słychać było tylko donośny śmiech Wayne'a. Trwał on nadzwyczaj długo i był bardzo głośny.
- Wróciłem, skurwysyny - dodał Wayne kończąc swój demoniczny śmiech. Wtedy spojrzał na zwłoki strażniczki z pogardą, tylko po to aby po chwili spojrzeć w stronę drzwi prowadzących do głównej hali.
- Trzymali mnie tu od dwóch lat, wegetującego, jakbym zrobił coś złego - stwierdził, po czym ponownie się zaśmiał - Chcą wojny z Wayne'em? Będą ją mieli, szmaty!
Mówiąc to, skierował się w stronę drzwi.
CZYTASZ
Bloody Wrist - Opowieści
HorrorKontynuacja jeszcze nieukazanej historii z serii "Bloody Wrist".