16

169 19 9
                                    

-Myślę, że powinienem Cię odprowadzać - odezwał się Louis, stojąc naprzeciwko Harry'ego. -I tak wystarczająco dużo czasu siedziałem u Liama. 

-Nigdy nie byłeś problemem, Louis - zapewnia szatyn, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.

-Dziękuję - uśmiecha się do niego i wraca wzrokiem na bruneta. -To co, mogę? - pyta niepewnie, przecierając mokre oczy i doprowadzając się do normalnego stanu. Harry jest podważeniem tego, jak ten szybko ukrywa swoje emocje. 

-Oczywiście, że możesz. 

Dziękuję jeszcze raz Liamowi i jego dziewczynie, po czym opuszczają ich dom. Harry dobrze widzi jednak szatyna zerkającego na nich z okna, kiedy wychodzą na ulicę. Louis ma na sobie tę samą jeansową kurtkę i naciągnięty kaptur na głowę od bluzy pod nią. Styles domyśla się, że jego włosy są przetłuszczone, dłonie nieco bardziej zaniedbane a ciało zdaje się mniejsze niż wcześniej. Nie jest przekonany, czy Louis jadł przez ostatnie dni. 

-Wiem, że powiedziałem, że nie będziesz musiał nic mówić, ale chciałbym wiedzieć, czy dbałeś o siebie przez ostatnie dni.

Tomlinson prycha smutno obok niego. 

-Nie udawaj, że tego nie widać - mówi kpiąco, kopiąc kamień na drodze i zmierzając powoli w stronę domu bruneta. -Powiedziałeś, że nie muszę się tłumaczyć, fakt. Ale co, jeśli chce? 

Harry zatrzymuje się, przyglądając dokładnie sylwetce Louisa. 

-Nie zmuszam do niczego, jeśli czujesz, że chcesz powiedzieć, słucham Cię - zapewnia delikatnie, chwytając go za dłoń i splatając ich palce. Oboje mają delikatne dłonie, lecz to szatyn sciska tę Harry'ego jakby w przekonaniu, czy aby na pewno ten chłopak istnieje. 

Louis więc mu opowiada, co sprawia, że buzia młodszego zamyka się na całą ich drogę. To była ta chwila, gdzie szatyn powierzył mu cząstkę siebie, swój mały sekret, swoją drogę, niekoniecznie szczęśliwą. Przez moment czuł się fatalnie, ponieważ właśnie o to chodziło, prawda? Aby Louis był z nim szczery, dzięki czemu Gia wróci do domu. Jednak prawdomówność chłopaka jeszcze bardziej zdołowała bruneta, ponieważ nie mógł on wyznać swojej tajemnicy, nie, bez zgody przyjaciółek, które również zaplątane były w świat magii. On zwyczajnie na nią zasługiwał, zwłaszcza po tym co przeszedł. 

Tomlinson był z małej wioski w Anglii. Wyprowadził się, poszedł na studia i czuł się nawet okej, aż do czasu, kiedy jego mama nie zachorowała. Podczas któregoś spontanicznego badania, poniewaz czuła się gorzej, wykryto raka, który powolutku przejmował jej drobny organizm. Dzięki szybkiemu wykryciu i wolnemu rozwijaniu, mogli zacząć działać. Jednak to cholerstwo mimo wszystko wracało po krótkim czasie ze zdwojona siłą, chemia w końcu przestawała wiele dawać, a organizm kobiety słabł z każdym dniem. Louis miał siostry, całą czwórkę, najmłodsze, mające po dziewięć lat nie do końca świadome jeszcze tego, że któregoś dnia ich mamy po prostu zabraknie. Zrezygnował ze studiów, aby skupić się na siostrach i pomagać w domu, na osiedlu, przy którym poznał Harry'ego. Zaczął pracować w klubie za marne pieniądze, ale dzięki nocnym zmianom i krótkim drzemkom, mógł spędzać z rodzeństwem więcej czasu. Zabierał siostry do szpitala i odwiedzali mamę, często siedzącego przy niej Marka i służbę szpitalną, już na tyle znaną, że przeszli na "ty". Louis wiedział, że koniec nadejdzie, że wszystkie smutki w końcu go przerosną, ponieważ dojdzie do tego cholernego końca. 

-Zmarła we wtorek, Harry - mówi w końcu, a po policzkach spływa pojedyncza łza. Myślał, że kiedy będzie to opowiadał, będzie płakał więcej, ale ostatnie dni spędził w rodzinnym domu wypłukując się do ostatniej łzy. -Zostawiła nas wszystkich, po prostu jej już nie ma. Mark nie czuje się na siłach, więc to ja muszę teraz wszystko załatwiać. Wiesz, jak straszne jest organizowanie pogrzebu swojej własnej mamie, najwspanialszej kobiecie pod słońcem? - wybucha, a jedyne co Harry może zrobić, to przyciągnięcie go do siebie. Nawet nie zdają sobie sprawy z tego, że są już pod mieszkaniem chłopaka. Po prostu stoją i kołyszą się w rytm wiatru, a Louis cicho pociąga nosem przy jego ramieniu. -Nawet nie zdążyła Cię poznać - mamrocze słowa, które łamią serce bruneta jeszcze bardziej. 

-Cichutko, kochanie - próbuje go uspokoić. Zerka na okna od swojej sypialni kilka pięter wyżej. -Chodź, dziewczyny nie będą nam przeszkadzać, a nie zostawię Cię teraz samego. 

-Nie, Harry, wrócę do siebie. Po prostu musiałem Ci to powiedzieć, zasługujesz na prawdę. 

Ty też na nią zasługujesz. 

-Nawet nie myśl, że pozwolę Ci spać w tamtym burdelu - rzuca, grożąc mu palcem, ale Louis tylko parska. 

-Jakoś nie widziałem tam nigdy prostytutek, chociaż nie zdziwiłbym się.

Daje się namówić na zostanie na noc, dlatego wchodzą razem do mieszkania. W salonie siedzi Jasmine i Vic, więc Louis próbuje jak najszybciej pozbyć się śladów jakiejkolwiek słabości z twarzy, aby przywitać się tym razem poprawnie. Harry kręci na to głową, ale prowadzi go do salonu i przedstawia przyjaciółkom. 

-W końcu mogę poznać naszego kopciuszka - śmieje się Jasmine, ściskając dłoń szatyna, który posyła tylko niezrozumiałe spojrzenie Harry'emu, a ten wzrusza ramionami, układając usta w "później". 

-Będziemy w sypialni - informuje Vic, ciągnąc Louisa w stronę swojego pokoju, kiedy Jasmine krzyczy jeszcze. 

-Tylko nie bądźcie za głośno, śpimy za ścianą!

Harry kręci głową, kiedy Louis uśmiecha się jak głupek. 

-Wydają się w porządku - komentuje, siadając na materacu, kiedy brunet zamyka drzwi. 

-Nie są najgorsze - przytakuje. -Jestem pod wrażeniem tego, jak szybko zmienia Ci się humor - siada obok niego łapiąc w swoją dłoń tą zmniejszą. 

-Zażartowałbym może o hormonach, ale nie lubię udawać przed Tobą - wyznaje, bawiąc się palcami chłopaka. Podnosi wcześniej zagubiony wzrok na Harry'ego i spotyka zielone tęczówki. -Na pewno mogę zostać? 

-Tak - zapewnia. -Dodam tylko, że jesteś pierwszym facetem, z którym sypiam - zauważa, chcąc wywołać uśmiech na twarzy Louisa. 

-To faktycznie cudowne uczucie, móc kogoś rozdziewiczyć. 

Uśmiecha się. 

Harry osiągnął swój mały cel. 

Uwielbiam Twój uśmiech. 

W ciągu godziny szatyn trochę markotnie. Styles wysyła go do łazienki aby mógł wziąć prysznic i spokojnie czeka, aż nie wróci do niego pięknie pachnący, w samych bokserkach i koszulce, którą mu pożyczył. Zostawia go samego na piętnaście minut w ciągu których sam szybko obmywa swoje ciało. Lądują w łóżku, przykryci kołdrą i ze zgaszonym światłem, więc w całym pokoju ponownie panuje ciemność. Harry słyszy jak dziewczyny w salonie oglądają jeszcze coś na telewizorze, ale jest to zapewne spowodowane jego dobrym słuchem. 

W którymś momencie ma dosyć tego, że oboje leżą nieruchomo obok siebie na plecach. Przewraca się na bok przytulając do ciała Louisa, przekładając jedną rękę nad jego brzuchem, a nogę splatając z tą jego. Słyszy śmiech obok swojej twarzy na poduszcze i potrafi wyczuć szeroki uśmiech na twarzy sympatii. 

-Od razu lepiej, prawda? - upewnia się Louis, całkowicie okej z dotykiem drugiego ciała na swoim. 

-Prawda - przyznaje, po czym następuje chwila ciszy, zanim nie odzywa się ponownie. Wie, że starszy jeszcze nawet nie zamknął oczu. -Dziękuje, że mi ufasz. 

-Dziękuje, że jesteś przy mnie. 

-Myślisz, że zmierzamy w dobrą stronę? 

-Myślę, że to bardzo dobrze - zapewnia poważnie, po czym przekręca głowę, aby spojrzeć na Harry'ego. -A ty? 

-Niczego nie żałuję - a jestem w tym tak cholernie nowy, więc to totalnie dziwne - zapewniam, że to dobry znak. 

-Dobranoc, Harry. Porozmawiamy jutro - obiecuje i całuje go w usta. 

-Dobranoc, Lou. 

Zanim zasypia, ustanawia sobie cel. Chce, żeby Louis był szczęśliwy. 

A Louis… Louis jest szczęśliwy przy nim.


Wstawiam pamiątkowy rozdział z okazji 2 rocznicy Walls.

Do wszystkich czytelników, którzy przeżyli utratę któregoś z rodzica lub opiekuna: jesteście wspaniali i dzielni, kocham was całym sercem i życzę wytrwałości.

For a piece of happiness | LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz