❣ Rozdział dodatkowy 2. Evan Rosier ❣

1.4K 98 20
                                    

— Tak właściwie to czemu nie jedziesz do domu? — Spytał Evan Rabastana. Wypuścił z dłoni kilka podręczników, które niedbale opadły na dno kufra. Nauczyciele bez litości zadawali im prace na święta.

— Po pierwsze, nie mam ochoty odwalać tej całej szopki z pakowaniem. — Odparł, na chwilę odrywając wzrok od listu. — A po drugie nie mam ochoty oglądać durnej mordy mojego brata. Ma swój dom, ale nie, i tak musi przyjechać do nas. 

Evan poczuł jak coś ścisnęło go za serce. Ile on by dał, żeby oglądać tę jego durną mordę. Nie mógł pokazać, że jakkolwiek go to dotknęło. Parsknął pod nosem. 

— Nie zdziwiłbym się, gdyby było odwrotnie. Ciekawe kto czyjej mordy nie chce oglądać. — Wymamrotał złośliwie. Rabastan zignorował tę uwagę, wracając do czytania listu. Evan spojrzał w stronę okna, żeby zdołać opanować emocje, które powstały w wyniku wspomnienia o Rudolfie. Spojrzał na jezioro, u jego góry utworzyła się gruba tafla lodu, na dnie dalej toczyło się życie. Idealna okazja, żeby zwrócić uwagę wszystkich na coś innego. — Ha! Dobrze im tak. — Oznajmił zadowolony. — Mam nadzieję, że Wielka Kałamarnica zamarznie. To cholerstwo ostatnio zaglądało nam w szybę, wyobraźcie sobie jak się przestraszyłem, kiedy obudziłem się w nocy. — Wzdrygnął się, przypominając sobie wielkie ślepia.

— Dlatego trzeba zasuwać zasłony na noc. — Odezwał się Rabastan. Evan powstrzymał się przed westchnięciem.

— Bla, bla, bla, pierdol pierdol tam sobie. — Nie wiedział czemu czuł taką potrzebę robienia mu na złość. To chyba była próba odreagowania. Podszedł do swojej szafki nocnej i wyciągnął z szuflady eyeliner, po czym przeskoczył przez swoje rzeczy i usiadł na krześle obok parapetu, przysuwając sobie lusterko. Zaczął malować sobie kreski. Rozległo się pukanie do drzwi, które zupełnie zignorował. Gdyby tego nie zrobił, nie wyszedłby mu już pewnie makijaż.

— Proszę! — Zawołał Augustus. Drzwi zaskrzypiały cicho, a po chwili Evan usłyszał głośne stukanie butów o podłogę.

— Dzień dobry, chłopcy. — Usłyszał swoją matkę i podskoczył w miejscu, wypuszczając eyeliner z dłoni, który odbił się od parapetu i spadł na podłogę. Obrócił się i spojrzał na kobietę. 

— Mamo? — Spytał, z zaskoczeniem unosząc brwi. Wstał, idąc w jej stronę i prawie potknął się przy tym o własne nogi. Zestresował się i miał wrażenie, że policzki mu poróżowiały. — Co tu robisz? — Spytał, pochodząc bliżej, a ona odgarnęła mu włosy do tyłu. Bał się tego jak zareaguje na kreski, ale na razie nie wyglądała na zdenerwowaną. 

— Porozmawiajmy na osobności. — Szepnęła do niego. Obróciła się i wyszła, a Evan podążył za nią, rzucając wszystkim w pokoju ukradkowe spojrzenie. Drzwi się za nim zamknęły. Przez kilka chwil na nią nie patrzył.

— Jesteś zła? Za makijaż? — Spytał cicho, unosząc wzrok. 

— Czy jestem zła za to, że zabrałeś moje kosmetyki? Trochę. Ale nie jestem na ciebie zła za to, że zrobiłeś sobie makijaż. — Objęła go na chwilę, a Evan wtulił się w nią. Podejrzewał, że gdyby był zdrowy nie zaakceptowałaby tego tak łatwo. — Zabiorę cię wcześniej do domu. Pójdziemy do twojego ojca, dobrze? — Znów poczuł jak coś ścisnęło go za serce. Pokiwał głową, odsuwając się od niej. 

— Dokończę się pakować. — Mruknął. 

Ale ona nie wypuściła go tak łatwo i zalała jeszcze masą pytań. Jak się czuł? Całkiem znośnie. Czy wziął leki? Wziął, jak najbardziej. Czemu opuszczał zajęcia? Popatrzył na matkę.

— Naprawdę staram się chodzić. Ale czasem po prostu nie mam siły. — Wyznał. Szczerze robił co mógł i ile był w stanie. Próbował walczyć, ale to nie było takie proste.

Nie pozwolę ci odejść || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz