Rozdział 3. Mavra

181 11 9
                                    

Galopowałam przez górzyste tereny, wiatr rozwiewał mi włosy, a czarny kruk szybował zaraz koło mnie. Słońce, mimo że coraz bardziej kierowało się ku zachodowi, świeciło mocno.

Od południowej strony Wioski Szarości, gdzie mieszkałam, parę dni zajęło mi dotarcie do Wioski Bieli, położonej zaraz przy Morzu Czarnym. To była chyba moja ulubiona Wioska ze wszystkich czterech znajdujących się na Wyspie Odcieni. Morskie powietrze było orzeźwiające, owoce morza miłą odmianą od jedzenia, jakie jadłam na co dzień i miałam wrażenie, że ludzie tam są milsi niż gdziekolwiek indziej. Kobiety rozwieszały pranie na ciągnących się sznurach między domami, mężczyźni naprawiali dachy i płoty, a dzieci grały w piłkę na ulicach, pokrzykując do siebie wesoło. Mimo panującej zimy śnieg na razie tu nie spadł i ludzie żyli zwykłym życiem. Atmosfera wioski ogrzewała mnie od środka.

Zwolniłam i napawałam się przez chwilę urokiem tamtego miejsca. Ludzie przy straganach nawoływali głośno, zachęcając do zakupu ich produktów. Drogie materiały, niespotykane przyprawy czy perłowa biżuteria i wiele więcej. Wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Od kolorów aż bolały oczy.

Poprowadziłam konia pod jeden ze straganów, Lucas wylądował mi na ramieniu. Kobieta siedząca na stołku po drugiej stronie miała na sobie niebieską sukienkę, a pulchne policzki pokrywały się różowymi rumieńcami. Uśmiechnęła się szeroko, poprawiając się na siedzeniu.

- Co mogę ci podać, kochanie? - spytała. Ja w tym czasie przyglądałam się buteleczkom wystawionym na ladzie.

Wzięłam jedną do ręki i przeczytałam etykietkę. KREW POTWORA Z GŁĘBIN. Potwór z głębin to była legenda. Ponoć północne wody zamieszkiwała ogromna kreatura, większa od dziesięciu domów, długa jak najdłuższe pasmo górskie w Wiosce Czerni i wiecznie głodna. Jej zapach przyciągał marynarzy, każdy czuł coś innego. Potrawę z dzieciństwa przygotowywaną przez matkę czy ulubione danie, które nigdy się nie nudzi. Kiedy głupcy na morzu zbliżali się do niej, połykała statek w całości. Nie było szans do odwrotu. Zęby miała wielkie i ostre, oczy niezbyt duże, ale dostrzegały pożywienie z wielu kilometrów. Straszono nią niegrzeczne dzieci, mówiono, że kiedy wypłynie się za daleko w morze, można na nią trafić. Ukazywana pod różnymi postaciami na ilustracjach w księgach, czasem miała pięć głów, innym razem po dziesięć kończyn, zawsze jednak przyprawiała o gęsią skórkę i niechęć do zagłębiania się w wodę.

Nie wierzyłam w to.

- Prawdziwa? - spytałam, patrząc kobiecie w oczy.

- Oczywiście - odpowiedziała, wytrzymując moje spojrzenie. - Nie widziałam martwego cielska, ale moje źródła nigdy się nie mylą - dodała, z pewnością w głosie.

Nauczono mnie, że krew potwora wypala dziury w najtwardszym metalu, jedna kropla wystarczy, by pozbawić kogoś życia.
Wyciągnęłam z pasa saszetkę i popatrzyłam wyczekująco na kobietę.

- Pięćdziesiąt dolarów.

Wyjęłam banknot i rzuciłam go na stoisko.

- Proszę ostrożnie się z tym obnosić.

Mruknęłam coś tylko w odpowiedzi i kiwnęłam jej głową na pożegnanie. Schowała pieniądze do szkatułki, a ja odjechałam.
Lucas zakrakał cicho.

- Oczywiście, że w to nie wierzę, ale być może, kiedy będę chciała kogoś postraszyć, ten uwierzy.

Schowałam buteleczkę do torby zwisającej przez bok konia, łapiąc się na tym, że wykonuję ruchy powoli, jakbym naprawdę bała się, że mogę ją zbić. Mimo że fiolka była wykonana z jedynego materiału, który nie reagował na tę krew, było to tak samo łatwo stłuc, jak zwykłe szkło. Umieściłam ją pomiędzy innymi buteleczkami pełnymi przeróżnymi składnikami. Starałam się, kiedy gdzieś wyruszałam zawsze mieć przy sobie torbę. Miód, tymianek, sól, kurkuma, skórka cytryny, pył grzybowy... To był tylko początek. Większość tych rzeczy potrafiła zabić lub unieszkodliwić jakieś stworzenie, wystarczyło tylko wiedzieć, co do jakiego użyć. Reszta mogła wyleczyć rany lub służyła jako odtrutka.

Odcienie czerniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz