CZĘŚĆ PIĄTA

70 5 0
                                    


"Pospolite cierpienia są znacznie silniejsze niż pospolite radości."
Alphonse de Lamartine

Snape to wszystko zainicjował, twierdził Malfoy, a cały plan był diabelnie genialny.
Tym razem Harry musiał przyznać mu rację.
Z tego, co powiedziała McGonagall wywnioskował, że będą mieli szlaban przez długi, długi czas.
Odtrzymali listę zadań:

1. Zebrać skrzydła komarów.
2. Rozgnieść żuki.
3. Zeskrobać brud ze słoików.
4. Skatalogować składniki do eliksirów.
5. Uporządkować magazynek ze składnikami.
6. Wyszorować kociołki.
7. Nawinąć na szpulkę pajęczą sieć.
8. Zmiażdżyć rogi byka na proszek.
9. Uporządkować alfabetycznie receptury eliksirów.
10. Rozplątać syrenie włosy.
11. Wypolerować oczy traszki.
12. Poporcjować żaby i kurczaki.

- To dwanaście prac Herkulesa - zrzędził Malfoy, podciągając jeden rękaw do łokcia, a drugi tylko do przedramienia. - Tyle, że te nie są niemożliwe do wykonania, jedynie niemożliwie irytujące. - Harry musiał się z nim całkowicie zgodzić. - Jesteś Gryfonem - dodał - więc możesz przebrać się za lwa.*
- Masz robotę do wykonania - odpowiedział Harry. - Naprawdę, pomóż mi. Dla własnego dobra.
Gdy wylewali z siebie siódme poty i powoli pokrywali się najróżniejszymi paskudztwami, Snape, siedząc przy biurku i sprawdzając stosy esejów, obserwował ich od czasu do czasu świdrującym, sokolim wzrokiem.
Nie mogli nawet powalczyć, by uprzyjemnić sobie czas.
Szlaban stał się interesujący dopiero wtedy, gdy Harry spróbował rozejrzeć się za czymś, czym mógłby skleić włosy Malfoya tak, by ten nie zauważył, wyobrażając sobie jego późniejszą reakcję. Niewielka smuga ślimaczego szlamu zlepiła razem blond pasma sprawiając, że cały wysiłek okazał się tego wart.
- Z czego tak chichoczesz, Potter? Merlinie, straciłeś rozum, prawda? Opary z eliksirów zniszczyły ten mały móżdżek, który posiadałeś.
Podczas czyszczenia kociołków ich łokcie zetknęły się ze sobą. Łokieć Malfoya był ostry, taki, jaki Harry znał, ponieważ wielokrotnie dźgał go nim w brzuch albo w bok.
- Uważaj, ty głupia niezdaro! - wysyczał Ślizgon, co oczywiście sprawiło, że Harry chciał zderzyć się z nim ponownie.
Malfoy odegrał się na nim, gdy znaleźli się na zapleczu z ingrediencjami. Popychał Harry'ego dalej i dalej, dopóki ten nie znalazł się pod zakurzoną ścianą, a jego skóra i szaty nie pokryły się brudem. Harry'ego kusiło, by wylać na Ślizgona cały słój z oczami traszek, choć powstrzymał go fakt, że później musiałby to posprzątać. Malfoy się jednak nie przejmował i cały czas próbował odbijać oczy od głowy Harry'ego (były naprawdę skoczne, jak te Superskoczne Piłki, którymi Dudley zachwycał się przez tydzień, gdy mieli po osiem lat).
Gdy tylko skończyli jedno zadanie, do listy dodawane było kolejne.
- Nienawidzę tej LISTY - stwierdził Malfoy stanowczo. Trzymał w dłoni nieszczelny słoik, a gdy go odłożył, znalazł na palcach śliską substancję. - Uhh... ohyda... nienawidzę tego tak samo, jak Granger nienawidzi produktów do włosów i jak Weasleyowie nienawidzą celibatu. Nienawidzę tego prawie tak samo, jak ciebie.
Mimo tego, że tak bardzo go nienawidził, nawet on musiał przyznać, że nos Harry'ego wygląda ostatnio całkiem nieźle.
Żaden z nich nie miał pozwolenia na trening quidditcha, ale Malfoy, co można było przewidzieć, wymknął się tego dnia ze szlabanu, przyrzekając Snape'owi, że odrobi go później, choć to „później" nigdy nie nadeszło. Harry nawet nie zawracał sobie głowy prośbami, nie chcąc ujrzeć podłego uśmieszku na twarzy profesora, gdy ten będzie omawiał mu raz za razem.
Zadziwiające było, gdy Ślizgon wspaniałomyślnie przekonał Snape'a, by ten pozwolił Harry'emu na jeden trening.
- Nie mów, że nigdy nic dla ciebie nie zrobiłem.
- Tak... łał... dzięki - odpowiedział Harry, szczerze wdzięczny. Zastanawiał się, co mogło wywołać ten przejaw dobrej woli.
- A w zamian możesz wykonywać za mnie wszystkie te obrzydliwe zadana przez najbliższe cztery dni - kontynuował Ślizgon. - Spójrz, zostawiłem dla ciebie brudne, paskudne kociołki.
Och, no tak, inspiracją mogło być właśnie coś takiego.
- Jakież to miłe - stwierdził Harry sucho.
- Widzisz, wcale mnie nie rozumiesz - odpowiedział Malfoy, wkładając w zdanie pełnię uczuć i umieszczając swoją czystą dłoń na sercu. - Oceniłeś mnie dość niesprawiedliwie. Ja nie jestem twoim wrogiem. Już raczej przyjacielem, który stara się ciebie zabić.
Były takie dni, kiedy Harry chciał pobić Malfoya jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Były też takie, w których jego knykcie mrowiły od pragnienia uderzenia czegoś bądź na namacalne wspomnienie otarcia się o łokieć Malfoya poprzedniego wieczora. Innym razem był zszokowany tym, jak dużo czasu spędzał w jego towarzystwie bez myśli o pobiciu go.
Kiedy tylko tego chciał, szukał go - posiadanie mapy Huncwotów było szczególnie przydatne. Malfoy przysyłał mu władcze sowy o niemal formalnym charakterze, pisząc w nich tylko lokację i czas:
„Boisko quidditcha o północy."
„Drugie piętro w łazience prefektów. Za piętnaście dziesiąta."
"Przed głównym wejściem, pierwsza w nocy."
Za każdym razem Harry zastanawiał się, czy będzie tak, jak na pierwszym roku, kolejne ustawione spotkanie. Malfoy prawdopodobnie nie mógł być zadowolony z niewykorzystania wszystkich możliwości, aby go pogrążyć. Mimo to Draco pojawiał się o umówionej godzinie i czekał, aż Harry się pokaże.
Ślizgon miał okazję, żeby go poważnie zranić, gdy Harry stracił przytomność, ale nie zrobił tego. W zamian uleczył go i nawet zrobił to przyzwoicie. Cały dzień Harry rozmyślał nad wieloma rzeczami, jak i dlaczego, choć bardziej dlaczego, ale potem zdecydował, że Malfoy potrzebuje tych bójek tak bardzo, jak on sam.
Mimo wszystko, nie mógł tego robić z nikim innym.
Od tamtej pory wymykał się, by walczyć ze Ślizgonem. Jeśli Hermiona pytała, gdzie się wybiera, mówił jej, że idzie do biblioteki - to zawsze gwarantowało przychylną reakcję. Na tyle przychylną, iż czasami myślał, że przyjaciółka nie ma nic przeciwko byciu okłamywaną. Uczył się o czarnomagicznych rzeczach, choć naprawdę nie było to nic groźnego, a jeśli to jej nie zadowalało, dodawał, że spędza wolny czas na śledzeniu Malfoya, który z pewnością był śmierciożercą. Jeśli pytanie zadał Ron, mówił, że chce polatać samotnie, idzie nad jezioro lub gdzieś, gdzie może pomyśleć. Przyjaciel wyglądał na uspokojonego, ponieważ każda oznaka emocji przerażała go i w żaden sposób nie był w stanie poradzić sobie z rozpaczą Harry'ego po stracie Syriusza. Nie liczyło się dla niego to, skąd Harry otrzymuje pomoc, dopóki w ogóle ją otrzymywał.
Po bójce, gdy siedzieli obok siebie, wszystko było zazwyczaj bardzo niezręczne. Za każdym razem, gdy głogowa różdżka wymierzona została w jego twarz, Harry wstrzymywał oddech i składał swoje życie i zdrowie w ręce kogoś, kogo nawet nie lubił.
Koniec różdżki ocierał mu się o twarz, gdy palce Malfoya spoczywały na jego policzku, przytrzymując go. Ślizgon nigdy nie rzucił na niego klątwy.
Zaufanie to skomplikowana rzecz. Patrzył prosto w szare oczy, gdy zwracał przysługę, obserwując, jak purpurowe sińce z powrotem stawały się nieskazitelną, bladą skórą niczym kwiat, który kwitnie, tyle że proces był odwrotny. Malfoy wpatrywał się w niego bezczelnie, i nawet jeśli się bał, nie mógłby o tym powiedzieć.
Z drugiej strony nie był taką podstępną żmiją, jak Malfoy, a więc oczywiste było to, że Ślizgon bał się mniej.
- To wszystkie? - zapytał Malfoy, przeciągając głoski, gdy zniknął ostatni widoczny siniak.
- Tak - odpowiedział Harry. Często rozmyślał nad tymi wszystkimi sińcami i zranieniami, których nie widział. Czasem zachowywał je, głównie dlatego, że znajdowały się we wstydliwych miejscach bądź potrzebował ich jako dowodu na to, co się działo.
- Tak, a więc w porządku. - Potem Malfoy wstawał i wracał do ślizgońskich lochów. Jeśli miałby dobry humor, dodałby „na razie", a gdyby zachowywał się szczególnie dziecinnie, powiedziałby „do powąchania, GłuPotter".
Naprawdę niemądrze było myśleć, że mógłby za cokolwiek podziękować.
Harry zastanawiał się, dlaczego w ogóle oczekuje to usłyszeć.

SŁOWIKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz