CZĘŚĆ DZIEWIĄTA

67 6 1
                                    


„Nie uprawiaj seksu. Prowadzi do pocałunków i niebawem zmusi cię do rozmowy."
Steve Martin

Seks, jak wszystkie sprawy, w które zamieszany był Malfoy, stał się rywalizacją.
- Całujesz jak ryba - zarzucił mu pewnego razu. Trochę lekceważąco i niesprawiedliwie, pomyślał Harry.
- Jak ja całuję? - odpowiedział. - Nie każ mi nawet mówić, jak ty całujesz.
To prowadziło do sprzeczek, zniewag, przepychanek i nie całowania, więc Harry stwierdził, że nie jest to zbyt mądra taktyka. Choć trudno było to jednak przewidzieć, gdyż czasami przepychanki istotnie prowadziły do całowania. Od tego, w jakim nastroju był Ślizgon w danym dniu zależało, czy Harry skończy z opuchniętymi od pocałunków wargami czy z opuchniętym od pięści okiem.
Przynajmniej całe to skradanie się po zamku, które praktykowali na początku roku, stanowiło wspaniały trening do... skradania się po zamku.
W ciemnościach pustej sali lekcyjnej w życie weszła kolejna fantazja. Dłoń Harry'ego zawisła w powietrzu nad obnażoną erekcją Malfoya, którą na dobrą sprawę widział pierwszy raz. Nagle wydało mu się to onieśmielające. Poza szatniami niemal w ogóle nie widywał członków innych chłopców, nie mówiąc już o konfrontacji z nimi. Z drugiej strony każda część ciała Malfoya była konfrontacyjna.
- To nie gryzie - powiedział powoli Ślizgon. - Choć teraz właściwie żałuję, że nie.
- Jest... eee...
- Tak, tak, cudowny i zachwycający. Ty też masz taki. Oczywiście twój nie jest tak wspaniały jak mój, ale nie wszyscy możemy być najlepsi.
Harry nakazał sobie przestać się bać, przecież to go nie zrani. Ostrożnie oplótł palcami erekcję Malfoya i zaskoczyło go, jak bardzo było to jednocześnie i znajome, i inne. Być może Ślizgon po prostu posiadł umiejętność bycia innym, a jednocześnie wciąż tym samym człowiekiem. Niczym yin i yang albo coś równie poetyckiego.
Odpowiedź na dotyk nadeszła natychmiast - urwany wdech, zaciśnięte oczy, nieznaczne drżenie. Niesamowitym było, jak w ten sposób można przejąć nad kimś kontrolę.
- No i...? - zapytał Malfoy tylko nieznacznie drżącym głosem. - Będziesz tak trząsł łapami czy masz zamiar coś z tym zrobić?
Harry powoli przesunął dłoń w stronę podstawy, gdzie piękne, jasne włoski połaskotały go w palce, po czym niespiesznie cofnął ją do siebie, trochę mocniej zacieśniając uchwyt i wpatrując się w twarz Malfoya, spijając wzrokiem każdą zmianę w jej wyrazie.
Patrzenie czyniło to innym. Rzeczywistym.
Gdy już przywykł do nowości, okazało się to zaskakująco łatwe. Czuł, jakby dotykał samego siebie, a jednocześnie kogoś innego. Po pierwsze, różny był kąt nachylenia, a sam Malfoy zdawał się szczuplejszy od niego. Miał także pewność, że on sam nigdy nie wydawał takich dźwięków i nigdy tak nie wyglądał. Ślizgon nie zaskoczył Harry'ego, gdy przyciągnął go do siebie i pocałował, wgryzając się w jego wargę.
Podczas zmiany szybkości i siły nacisku wokół erekcji Malfoya, Harry zastanawiał się, czy mógłby nauczyć go całować lepiej, tak, by nie zderzał się z nim ustami jak ktoś pijany i niepanujący nad swoimi ruchami. Wydał z siebie odgłos, a może to znów Malfoy? Smakował krwią, ale niebardzo się tym przejął. Wcisnął język pomiędzy wargi Ślizgona, drugą ręką oplatając jego talię, przyciągając go bliżej i powstrzymując tym od odsunięcia się.
Oczywiście Malfoy nie pozostawał bezczynny i, pomijając rozproszenie, zdołał rozpiąć spodnie Harry'ego i wsunąć dłoń do środka.
W myśl ich niepisanej zasady, kto dojdzie pierwszy, przegrywa.
Harry pomyślał, że to było lepsze niż ciągłe bijatyki, choć zdarzało się, że wciąż chciał rzucić się na Malfoya i zranić go. Czasami jednak uważał, że to było lepsze niż cokolwiek.

***

„Jeśli zaczynasz rozmyślać nad swoją psychiczną i moralną kondycją, zazwyczaj dochodzisz do wniosku, że jesteś chory."
Johann Wolfgang von Goethe

Następnego ranka Harry budzi się z kołatającym bólem w głowie i Draco tuż obok, przytulonym do niego mocno.
Wstaje z łóżka i idzie do łazienki. Próbuje zwymiotować, trzymając się porcelanowej toalety, ale nie udaje mu się. Wciąż czuje mdłości i nie bardzo wie, jaka ich część wywołana jest przez kaca. Ostatnia noc jawi mu się feerią uczuć i kolorów, doznań i smaków. Nie może sobie ufać, gdy Draco jest blisko. On też nie powinien mu ufać. A jednak to robi.
Harry nie chce robić tego ponownie, nigdy. Pomijając fakt, że tak naprawdę jednak chciał, ale nie w tym rzecz. Wraca do łóżka, gdzie Draco śpi dalej, zrelaksowany i zadowolony. Nie wygląda na skrzywdzonego. Nie tak jak kiedyś, w szkole, gdy Harry go ranił i pozostawiał ślady na całym jego ciele.
Draco wydaje się być w porządku.
W końcu podobało mu się, poddawał się dotykowi Harry'ego, a jego ciało błagało o więcej. Nie, nie, nie może pozwolić sobie na takie myślenie, wykorzystanie go w ten sposób było złe. Draco prawdopodobnie nie mógł tego wiedzieć. Chyba że jakaś jego część wie? Pamięta, a może nawet tęskni?
Harry'emu kręci się w głowie.
Draco budzi się, otwiera szare oczy. Harry chce go przeprosić, ale nie wie, od czego zacząć. Prawdopodobnie i tak nigdy nie zostanie zrozumiany.
- H-harry?
- Draco, wczorajszej nocy... - Potrząsa głową. Draco patrzy na niego ze zdziwieniem (zdziwieniem samym w sobie i zdziwieniem pomieszanym z ciekawością), z głową lekko przechyloną na bok. Nigdy wcześniej tak na niego nie patrzył. W szkole żądał umycia zębów, zanim rano pozwolił na pocałunki, bo przecież „ohyda, poranny oddech i w ogóle", ale ostatecznie i tak im się poddawał. W szkole powiedziałby: „Oczywiście poranne obciąganko też nie jest złe". - Podobało ci się - mówi. Nie brzmi to jak pytanie. Bierze jego dłonie w swoje i ściska je. - Podobało ci się - powtarza i przytakuje, przypominając sobie, jak piękny i spragniony był Draco. Przecież mimo wszystko go nie skrzywdził.
Draco obserwuje, jak gorliwie kiwa głową i w końcu sam powoli przytakuje. Jego skóra pachnie piżmem, podobnie jak ich pościel. Ich pościel. Harry wdycha głęboko powietrze i wypuszcza je z ulgą.

SŁOWIKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz