„K jest dla Kate, trafionej toporem,
L jest dla Leo, co kilka gwoździ połknął,
M jest dla Maud, poniesionej przez morze,
N jest dla Neville'a, co z powodu nudy zmarł."
Edward Gorey, „The Gashlycrumb Tinies"Harry nie może wiecznie uciekać od pracy. Kto niby nadał mu taki przywilej? Posiada mnóstwo pieniędzy, z których mógłby utrzymywać się jeszcze przez wiele lat, a nawet przez resztę życia. Jest bogaty, nie musi zarabiać. Poza tym, jego współpracownicy już dawno zrezygnowali. Przez jakiś czas zatracał się w papierkowej robocie, ale teraz tego nie potrzebuje. Niby po co?
Cóż, najwyraźniej nieustanne spędzanie czasu w mieszkaniu razem ze swoim byłym kochankiem, mającym teraz umysł dziecka oraz nieszukanie jakiegokolwiek kontaktu ze światem zewnętrznym nie jest oznaką stabilności sfery psychicznej znerwicowanego weterana wojennego.
- Oczywiście, w ten sposób brzmi to nieco przerażająco... - mówi Harry Hermionie. - I to nawet nie jest do końca prawdą. Mam kontakt ze światem zewnętrznym. Czasem. Kto inny przynosiłby nam zakupy?
Mimo tego powinien wychodzić. Warto robić to dla Draco, który wita go, gdy Harry wraca do domu, oplata go mocno ramionami i chowa twarz w zagłębieniu jego szyi.
Skrzat domowy nie jest wystarczającym towarzystwem dla małego chłopca-upośledzonego mężczyzny-małego chłopca.
Stworek dobrze się z Draco dogaduje, a Draco czuje się z nim jak w domu. Harry'ego uderza myśl, że właśnie w ten sposób spędził swoje dzieciństwo. Jedynie ze skrzatami.
Harry może mu zapewnić coś lepszego.
Być może Luna mogłaby się nim zająć. Od zakończenia wojny tu i tam szuka jakiejś dostatecznie dziwnej pracy. Gdy przychodzi mu na myśl, marszczy brwi. Lubi ją, w końcu jest jego przyjaciółką, a ona i Draco mogliby się dogadać - oboje mają ze sobą coś wspólnego. Nie ufa jednak Lunie na tyle, by powierzyć jej opiekę nad swoim kotem, a co dopiero nad Draco.
Prawdopodobnie w tym przypadku najlepszym rozwiązaniem będzie profesjonalista.
Zamieszcza więc ogłoszenie w gazecie.
Dobrą chwilę zabiera mu dobranie odpowiednich słów. „Niania" brzmi źle. „Opiekunka do dzieci" jeszcze gorzej. „Au pair" raczej niepoprawnie. W „umyśle dziecka" jest coś niepokojącego, a „guwernantka" (Draco kiedyś mógłby taką mieć, choć z drugiej strony niekoniecznie, kto wie, jak to jest w czarodziejskich rodzinach?) nie jest osobą, której szuka. Z kolei „pielęgniarka" brzmi już po prostu niedorzecznie.
W końcu ogłoszenie przybiera ostateczny wygląd:„POSZUKIWANA: gosposia/niania do bardzo specyficznego przypadku. Pożądane doświadczenie pielęgniarskie (choć niekonieczne)."
Dopisuje wysokość wynagrodzenia, dni, w których kandydatka będzie przychodziła do pracy oraz numer kontaktowy. Nic poza tym. Ostatnią rzeczą, jakiej chce, jest stado ludzi, którzy daliby się zabić za pracę dla Harry'ego Pottera. Dla lepszego efektu zamieszcza ogłoszenie również w mugolskiej gazecie.
Zgłasza się do niego mugolska dziewczyna. Mówi, że jest domową pielęgniarką. Nie odstrasza jej fakt, że Draco, pomimo swoich dwudziestu czterech lat, zachowuje się jak pięciolatek. Harry sądzi, że odebranie należytego wychowania, bez nauki złych słów w stylu „szlamy", miałoby na niego pozytywny wpływ.
Przez pierwsze kilka dni wszystko idzie jak po maśle. Draco ją lubi, ponieważ ładnie pachnie i mówi, że jest słodki. Mimo to, gdy Harry wraca do domu, nadgorliwie odsyła dziewczynę do domu, głównie dlatego, że chce nadrobić cały ten czas, kiedy przebywał z dala od Draco.
Wszystko wskazuje na to, że się ułoży, aż do dnia, w którym opiekunka napotyka na swojej drodze Stworka.
Mindy Miver jest obiecująca. Ma dziewiętnaście lat i związuje sznurkiem wszystkie małe zabawki, tworząc z nich łańcuch.
Dziewczyna sądzi, że Draco powinien nauczyć się gry w klasy, co jest w porządku do momentu, w którym ten decyduje się podpalić jej włosy. To nie wina Mindy. Skąd mogła wiedzieć, że Draco nienawidzi gry w klasy?
Mary Lee. Ma jasnopomarańczową czuprynę i uwielbia Fasolki Wszystkich Smaków Bertiego Botta. Nie pozwala ich jednak jeść Draco, z wyjątkiem tych najobrzydliwszych.
- Ta jest naprawdę pyszna, będzie ci smakować! - zapewnia go, po czym wręcza mu fasolkę o smaku wymiocin bądź woszczyny.
W przeciągu tygodnia Mary dopada tajemnicza choroba i prosi Harry'ego o urlop zdrowotny. Mówi, że to jakiś wirus żołądkowy. Nie może przestać wymiotować i biegać do toalety. Nigdy nie wraca.
Harry nie liczy już tych, z którymi rozmawiał i które odesłał, zanim jeszcze zobaczyły Draco. Zadaje im pytania o zaangażowanie w wojnę i o hipotetyczny stosunek do śmierciożerców. Obserwuje, jak wiercą się na krześle, a potem oznajmia im: „Dziękuję za poświęcony czas, zadzwonię do ciebie."
Następna kandydatka pachnie śliwkowym sokiem. Jeszcze inna przypomina mu o pani Figg i mimo iż Harry osobiście nie ma nic przeciwko niej, nie posiada jednak o kobiecie miłych wspomnień, a chciałby, aby Draco miał kiedyś tylko dobre wspomnienia.
Młode dziewczęta zdają się wypadać lepiej niż inne kandydatki, a przynajmniej przez jakiś czas. Milutkie, pełne entuzjazmu opiekunki chcą pracować dwa razy ciężej, żeby mu zaimponować, ponieważ jest Harrym Potterem. Prawdopodobnie przyczynił się do tego również fakt, że Draco jest atrakcyjny oraz to, że raczej nie są na bieżąco z wiadomościami oraz polityką, więc dopóki Harry był w stanie sam opatrzyć drobne zranienia Draco, wszystko jest w porządku.
Angie Holt. Nie wierzy, że Draco nie pamięta podstawowych rzeczy. Przynosi dla niego książki do nauki. Podczas gdy Draco czyta, ona z zafascynowaniem wpatruje się w telewizor. Pewnego dnia potyka się o dywan w przedpokoju i rozbija głowę o ścianę. Trafia do Świętego Munga. Nie wraca do pracy.
Lynn Craig. Tajemnicza dziewczyna ubrana w czerń od stóp do głów posiada nieco zbyt entuzjastyczną opinię na temat śmierciożerców. Z drugiej strony, wydaje się miła i opiekuńcza, więc Harry decyduje, że dostanie szansę. Kończy poparzona przez kuchenkę. Nikt nie wie, co się wydarzyło.
- A... A jest dla A-amy, kt-która spadła ze schodów - recytuje Draco. - B j-jest dla B-bazyla, rozszarpanego przez n-niedźwiedzie...
Harry posyła w jego stronę spojrzenie, które w zamierzeniu miało być surowe.
- Przestanę czytać ci tę książkę, jeśli dalej masz zamiar czerpać z niej pomysły.
Draco wpatruje się w niego wzrokiem niewiniątka.
Dana Hayner wysyła mu swoje zgłoszenie przez sowę i robi na Harrym wrażenie. Posiada wykształcenie zarówno w mugolskim pielęgniarstwie, jak i magomedycynie. Była wolontariuszką na tym piętrze w Świętym Mungu, a wszyscy, którzy pracują na oddziale zjaw, muszą mieć dobrą duszę.
Kocha dzieci i małe zwierzątka. O co więcej mógłby prosić?
Harry nie ma wątpliwości, że Dana jest idealna. W końcu jednak okazuje się, że osoba, stojąca na jego wycieraczce przed domem, nie jest miłą kobietą z kokiem, a muskularnym, owłosionym mężczyzną z tatuażami.
- Jesteś pielęgniarzem?
- Masz z tym jakiś problem? - pyta gość burkliwym tonem, grubym od irlandzkiego akcentu.
- Cóż, panie Hayner... - zaczyna Harry.
- Mów mi Dana.
- W porządku, eee, Dana...
Draco z jakiegoś powodu zdaje się go lubić. Harry sądzi, że zawsze gustował w silnych, grubiańskich mężczyznach, którymi może rządzić. Myśli o Crabbie i Goyle'u, dwóch górach mięśni, po których nie ma teraz śladu.
Bezzwłocznie zatrudnia Danę.
CZYTASZ
SŁOWIK
Hayran KurguAutor: Michi Chu Paring: Harry/Draco Gatunek: angst Raiting: NC-17 Beta: Kaczalka Konsultacje językowe: Yami-no Zgoda: jest Kanon: w charakteryzacji postaci jak najbardziej, tam gdzie jest to możliwe Ostrzeżenia: pomijając sprawy typowo raitingowe...