Jersey, 13 stycznia 1985
- Tylko uważajcie na te kartony! - krzyczy Jon za siebie, kiedy ładujemy się przez klatkę schodową. Ja już resztkami sił trzymam pudło i wtaczam się po schodach. Nie wiem, jakim cudem zgodziłam się na chodzenie tyłem - to jest przecież absolutnie najgorsza pozycja.
- Przecież uważamy! - odkrzykuje Richie, który stoi na półpiętrze, trzymając samemu mniejszy karton - Nie zabiję twoich winyli, spokojnie.
- Ile jeszcze stopni? - jęczę, a nogą szukam kolejnego schodka, na którym mogę stanąć.
- Jeszcze trochę - mój facet uśmiecha się pokrzepiająco - Uważaj, ten jest z wgłębieniem - dodaje, ale mówi to za późno, bo ja już widzę śmierć w oczach, kiedy wchodzę w dziurę, jednak dalej kurczowo trzymam pudło. Oddycham płytko i nie jestem w stanie się uspokoić - Żyjesz?
- Średnio - staram się otrząsnąć - Nie mogłeś sobie wybrać nowszego bloku, a nie takiego, gdzie schody na trzecie piętro się rozpadają?
- Nie stać go - odpowiada za niego David, który ciągnie się z tyłu.
- Nie od razu mogę sobie kupić willę z widokiem na morze. Zresztą, widziałem gorsze - wzrusza ramionami - Pati, jeszcze jeden - Dzięki Bogu, myślę.
Udaje mi się wejść na piętro, a chwilę później Jon do mnie dołącza i kładziemy pudło, które nieśliśmy. Wypuszczam z ust całe powietrze, które w sobie trzymałam. Blondyn podchodzi do drzwi swojego nowego mieszkania i je otwiera.
- Braciszku - patrzę na Richa - Zamienimy się? Ty dokopiesz tamten karton z Jonem, a ja wezmę winyle.
- Teraz to nie ma znaczenia - stwierdza, ale i tak podaje mi swój karton - Specjalnie dla ciebie na ostatnie pięć metrów - szczerzy się, a ja już wchodzę do nowego lokum mojego chłopaka.
Jak sam uznał Willa z widokiem na morze to raczej nie jest. To jest największy eufemizm, jaki mogę powiedzieć o kawalerce z ledwo wydzieloną sypialnią. Największy plus, jaki w niej widzę to meble, które zostały, pewnie po poprzednim właścicielu. Nie chodzi o to, że są jakieś piękne. One po prostu są i jest szansa, że nie rozwalą się po tygodniu, więc nie trzeba kupować nowych.
Kładę karton z winylami obok szafki, która chyba jest przeznaczona na postawienie na niej telewizora i wracam do chłopaków. Cała piątka rozgląda się po mieszkaniu.
- Ja mam większy - odzywa się Alec.
- Ale ty nie masz mieszkania w centrum Jersey - kwituje go Jon i zaczyna się rozglądać po pomieszczeniu - Coś zostało w autach?
- Zawsze możesz iść sprawdzić - Tico wkłada ręce do kieszeni - Masz balkon jakiś?
- Zapal se gdzie chcesz - mój facet widzi zamiary perkusisty - Schodzi ktoś ze mną na dół? - patrzy na nas i chyba zna naszą odpowiedź - Dobra, tylko nie rozwalcie mieszkania po pięciu minutach - dodaje i niemalże wyskakuje na schody. Pozostała czwórka szuka swojego miejsca i gdzieś siada, a ja dalej chodzę po pokoju.
- Sprawdź wyrko - mówi nagle David.
- Co? - podchodzę do niego.
- Mówię, żebyś sprawdziła, czy łóżko będzie wygodne do robienia niektóry... - nie daję mu tego dokończyć, bo zaczynam czochrać mu włosy kostkami na zgięciach palców.
- Lemma, proszę cię - mój lokaty kumpel się odsuwa, a ja przestaję go czochrać - Chociaż w sumie, pomysł dobry - idę do przesuwanych drzwi i wchodzę do mikroskopijnej sypialni.
W zasadzie jest tutaj tylko podwójne łóżko, szafki nocne i jedyna w tym domu szafa na ubrania. Zaczynam wątpić, czy wszystkie ciuchy mojego chłopaka się tu zmieszczą, ale może on coś wymyśli.
CZYTASZ
Lifeline | Jon Bon Jovi
Fanfic[OSTRZEŻENIE 1] Pisany przede wszystkim dla rozrywki dość długi tasiemiec, którego akcja (xd) prawdopodobnie nie zmieści się w 100 rozdziałach. [OSTRZEŻENIE 2] Przed sięgnięciem po to coś, co chyba muszę nazwać fanfikiem, nie polecam sugerować się...