Rozdział 1 "Beautiful stranger"

24 1 0
                                    

|Meghan|

Szłam przez Manhattan całkowicie wkurzona. Ludzie usuwali mi się z drogi. Gdyby moje oczy mogły ciskać gromy... robiły by to.Powód mojego gniewu był prosty a zwał się Adam Bane. Od piętnastu minut mój były narzeczony.Który po raz drugi zdradzał mnie z swoją koleżanką z pracy. Wiem że mogę wyjść na wredną jędzę przez to że podjęłam taką a nie inną decyzję, ale nie miałam ochoty dawać mu kolejnej szansy do poprawy gdyż tą drugą którą mu dałam zaprzepaścił swoim zachowaniem patrz: wchodzę do naszego mieszkania i widzę ich w sypialni w niedwuznacznej sytuacji,chyba nie muszę dalej tłumaczyć o co chodzi? Co nie?

                                ****

Po jakimś czasie znalazłam się w Central Parku. To miejsce od zawsze mnie uspokajało. Siadłam pod drzewem i wsłuchałam się w śpiew ptaków. Przesiedziałam tak z dwie godziny zastanawiając się nad tym co zrobię. Rozmowę o pracę mam za pięć dni. Czyli zostało mi tylko kupienie nowego mieszkania i wzięcie ze starego swoich rzeczy.Ponieważ tamten apartament choć nasz to zapisany jest na niego. Nowe mieszkanie które znalazłam było przytulną kawalerką, w centrum Manhattanu.Zobaczyłam że się ściemnia, więc wstałam i ruszyłam w drogę powrotną.

            ****

Wysiadłam z mojego czarnego volvo i zaniosłam ostatnie pudło ze swoim dobytkiem do nowego lokum. Moja przyjaciółka zadbała o to by kawalerka była umeblowana i gotowa do zamieszkania. Będę jej za to musiała podziękować osobiście bo wyniki prac są genialne. Całe mieszkanie jest utrzymane w starym klasycznym stylu. Białe ściany współgrają z meblami wykonanymi z ciemnego drewna. Postawiłam rzeczy na stole i zaczęłam je układać na przeznaczonych im miejscach.Po skończeniu, ruszyłam zjeść kolację na mieście.

                                ****

Dotarłam do niewielkiej restauracji  prowadzonej przez moją  przyjaciółkę ze studiów, weszłam i zobaczyłam ją  przy kasie.

-Cześć Meg! Kawy?
-Witaj Lou. Tak, poproszę. 
- I jak się podoba kawalerka?
-Jest genialna, dziękuję.
-Nie ma za co.

Siedziałyśmy tak rozmawiając o wszystkim, i o niczym. Po nie wiem jak długiej chwili wymiany zdań, popatrzyłam na zegarek 19:30 do mnie szło się około pół godziny.

-Lou, przepraszam cię ale muszę się zbierać.

-Jutro zaczyna się praca, co?

-Tak. A nie mogę się spóźnić, oraz nie chcę chodzić ciemną nocą po Manhattanie. Dziękuję jeszcze raz za kawę.

-Nie ma za co. Leć.

-Do widzenia.

-Pa.

Byłam w połowie drogi do domu, gdy  jakiś rowerzysta mnie potrącił. Upadłam. Po chwili ktoś wyciągnął do mnie rękę i pomógł wstać.

-Nic się pani nie stało?

Uniosłam wzrok by zobaczyć kto mi pomógł i ujrzałam przystojnego, wysokiego mężczyznę o czarnych włosach i oczach brązowych niczym gorzka czekolada. Minęła chwila zanim przypomniałam sobie jak się mówi. 

-...Tak, wszystko w porządku... Dziękuję.
-Nie ma za co.

Odrzekł. Popatrzył się na zegarek, a gdy zobaczył godzinę stwierdził.

- Już późno, może panią podwiozę?
-  Nie dziękuję,pójdę sama. Mam niedaleko.Do widzienia, i jeszcze raz dziękuję.
- Do widzenia. Proszę na siebie uważać.

Uśmiechnął się do mnie, a ja odpowiedziałam tym samym.
             ****

Gdy weszłam do domu sciągnęłam płaszcz, i się ogarnęłam. Zasnęłam na kanapie rozmyślając o dzisiejszym dniu i pięknym nieznajomym.

Meghan's storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz