Byłem już w swoim domu i łóżku. Mogłem odpocząć, bo jutro czeka mnie milutka rozmowa. Usłyszałem pukanie i po chwili w drzwiach zobaczyłem mojego ojca. Wszedł do środka i usiadł na łóżku.
- Pamiętasz coś?
- Niewiele. Laylę z bronią, zapłakaną, a później proszącą mnie, żebym jej nie opuszczał. Nic nie rozumiem. - pominąłem jeszcze jeden mały fakt.
- Jak straciłeś przytomność, to właśnie Layla złapała twoją broń i strzeliła w koła, przez to dachowali i teraz są w piwnicy
- No i kurwa bardzo dobrze. Powiedzieli coś?
- Nie, ale to nie jest teraz ważne. - zmarszczyłem brwi.
- Jak to nie jest ważne? Kurwa oni..- nie zdarzyłem dokończy, bo mi przerwał.
- Gdyby nie Layla, nie byłoby Cię tutaj teraz. Nie rozmawialibyśmy teraz. - jego słowa wprowadziły mnie w osłupienie. Głos miał nieobecny i wyglądał o wiele starzej. Wcale mu się nie dziwiłem. Najpierw postrzelenie Nathana, później pościg za Libi i na końcu ja. Niby byliśmy dorośli, ale dalej się o nas martwił, jak każdy rodzic.
- Jak to? - wyszeptałem.
- Zatrzymałeś się synu i zaczęła Cię reanimować. Płakała i walczyła o Twój oddech. Patrzyła na Ciebie tak jak, Twoja mama na mnie. - oznajmił, a ja wiedziałem co to znaczy. Z miłością. Zawsze im tego zazdrościłem. Pomimo tylu lat razem, dalej patrzyli na siebie jakby nie istniał świat dookoła. - Ethan trzymał Libi bo tak strasznie płakała. Reszta stała i się patrzyła. Nikt nawet nie ruszył palcem. Niestety sam do nich należę.- wyglądał na zbulwersowanego, wcale się kurwa nie dziwię. Jebani idioci. Sam już nie wiedziałem co mam powiedzieć. Ona mnie uratowała. Moje nędzne życie.
- Tato. Nie mam do Ciebie pretensji. Mogę się założyć, że jeśli ona by tego nie zrobiła, to byś to zrobił. - przerwałem na chwilę. Pierwszy raz widziałem w oczach mojego ojca łzy. Pierwszy raz widziałem jak spuszcza głowę. Wielki Egzekutor. - Gdzie ona jest? - na moje słowa podniósł wzrok.
- Pojechała do domu. Później ma przyjechać.
- Widzę, że moi ludzie chcą mojej śmierci. Wychodzi na to, że wiedzą więcej niż to potrzebne. Zabawimy się niedługo. Tylko trochę dojdę do siebie.
- Wierzę, że zrobisz z tym porządek.
Oj zrobię. Chyba leki zaczęły działać, bo moje powieki stały się ciężkie. Odpłynąłem w sen.
Layla.
Znowu chciałam go zobaczyć. Gdy dzisiaj rano Pan Anthony zadzwonił do mnie, że już jest Lucas w domu, od razu kamień spadł mi z serca. Cudownie. Właśnie szykowałam się, żeby do niego pojechać. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam je, uprzednio patrząc w wizjer. Nikogo nie było, lecz na wycieraczce leżał list. Złapałam go oczywiście przez szlafrok, żeby nie zostawić śladów, ale raczej nie byłoby wtedy tam innych. Zamknęłam drzwi i poszłam do kuchni. Założyłam rękawiczki i wzięłam kopertę. Delikatnie ją otworzyłam i wyciągnęłam kartkę. Gdy zaczęłam ją czytać zdębiałam.
„Mam nadzieję, że dobrze się bawisz suko. Korzystaj póki możesz, niedługo twoje szczęśliwe życie się skończy. Wiem kim jesteś. "
Stałam i nie wierzyłam własnym oczom. Obstawiałam, że chodzi o Lucasa. Wzięłam telefon i wykonałam połączenie.
- Co się stało? - tradycyjnie.
- Tato. Dostałam bardzo ciekawy list i potrzebuje sprawdzić odciski.
- Jaki list? - dałabym sobie rękę uciąć, że właśnie zmarszczył brwi. Przeczytałam mu. - Kurwa. Obstawiam, że chodzi o Lucasa?
- Tak. Też tak sądzę.
CZYTASZ
Bound by promise.
Storie d'amoreLayla Vitalle (Santini). Przez tragiczne wspomnienia, znika z mafijnego półświatku i działa od tej pory, jako płatny zabójca. Nikt nie zna jej tożsamości. Kobieta widmo, uznawana za zaginioną. Pewnego dnia, postanawia wyjechać do Chicago i zaczyna p...