Rozdział 7

360 17 2
                                    

Greyson

Kurwa. Jestem zwykłym pajacem.
To potwierdzony fakt.
Dlaczego zachowałem się jak ostatni palant? Po co otwierałem tę swoją cholerną paszczę? Mógłbym przecież powiedzieć jej, że z całą przyjemnością zagram rolę jej chłopaka. Że będę udawał jaki to jestem z nią szczęśliwy. W sumie, nie musiałbym nawet udawać. W gruncie rzeczy to byłaby świetna możliwość, bo gdyby udało mi się przepędzić tego obłąkanego złamasa, to i możliwe, że udałoby mi się w końcu skończyć między jej nogami. W niej, nad nią, pod nią. Gdziekolwiek, byleby nie z dala od niej. A takim właśnie trafem przekreśliłem tę możliwość. Z własnej głupoty. Nie mogę zapomnieć jej słów. Jej rozczarowanego i zdenerwowanego wyrazu twarzy. 

Kuźwa.

Moja pierwsza złota zasada, którą przed chwilą wymyśliłem? Mniej odzywać się. Od dzisiaj muszę wprowadzić ją w życie. Nerwowo przeczesuję włosy palcami.
- Dlaczego Rosie wyszła stąd taka wkurwiona? – do domu wchodzi Lucas, wskazując na miejsce w którym przed chwilą stała Rosie. Wzdycham zirytowany.
- Nie pytaj. Na przyszłość muszę się mniej odzywać, a wszystko będzie cacy – prycha.
- Też mi nowość. Idziesz w końcu? – szczerze mówiąc straciłem ochotę na cokolwiek, a zwłaszcza na wypad do tego cholernego klubu. Rzucam się na kanapę i opieram głowę o jej zagłówek.
- Już mi się odechciało. Idź sam – blondyn tłumi jęk siadając obok mnie.
- Ale z Ciebie cipa. Przecież wiesz, że samemu nigdzie nie chce mi się iść – uderza mnie w brzuch ramieniem, a ja odskakuje od niego udając, że jego cios zranił mnie. I tak właśnie wyglądał nasz dzisiejszy wieczór. Miało zacząć się w klubie z shotami, a później z jakimiś ślicznotkami, a tak skończyło się na tym, że we dwójkę siedzimy na mojej kanapie jak jakieś staruszki na emeryturze, pijemy piwo i oglądamy jakiś tępy film. Chyba faktycznie staje się miękki i to bardzo, ale to bardzo mi się nie podoba.

*****

Mimo, że nie chodzę do siłowni w niedzielę, zmuszam się do wstania wcześnie rano pójścia tam. Dzwoniłem do Rosie dwa razy, pisałem do niej mnóstwo sms'ów, ale ona do tej pory nie daje znaku życia. Nie mogę powiedzieć, że nie spodziewałem się tego. Gdybym był na jej miejscu też nie odebrałbym ode mnie telefonu. Dlatego też zwlekam się z mojej oazy spokoju, przemywam twarz i wybieram się na siłownie, mając nadzieję, że tam będzie. Moje szczęście okazuje się duże większe niż myślałem, bo po dwóch godzinach biegania na bieżni, ona w końcu pojawia się. Śliczna jak zawsze. Wyłączam na chwilę bieżnię, bo boje się, że tak bardzo skupię się na jej ślicznej twarzy, że w końcu spadnę z niej i połamię się, a to jest absolutnie wykluczone. Chociaż, gdy widzę siebie na wózku, a obok mnie Rosie ubraną w strój pielęgniarki, mój penis unosi się ku górze wypychając materiał spodenek. Wydaje mi się, że z dnia na dzień jest coraz ładniejsza. Dzisiaj ubrana jest w długie przylegające legginsy i bluzkę sięgającą do jej pępka. Włosy ma związane w wysoki koński ogon. Zaraz zdechnę na miejscu. 

Mój oddech przyśpiesza i jestem pewny na sto procent, że to nie przez to, że przez dwie godziny biegałem jak szalony. Gdy schodzę z bieżni, mrużę oczy zdenerwowany, bo ni z gruchy ni z pietruchy podchodzi do niej ten sam gość, który bezwstydnie przytulał ją dwa dni temu.
- Kurwa – opuszkami palców przeczesuję już wystarczająco zmierzwione włosy. Nie ma opcji, żebym pozwolił jej wrócić do tego złamasa. Nie wiem co zrobił, że zerwali, ale ewidentnie coś jest z nim nie tak. 

Kto o zdrowych zmysłach chciałby kiedykolwiek zerwać z taką laską?
Na pewno nie ja.

Robię krok w przód by podejść do niej i porozmawiać o tym co wydarzyło się wczoraj, ale zastygam gdy widzę, że on bezwstydnie kładzie rękę na jej ramieniu.
Spadaj debilu!
Teraz to już mnie uruchomił gnojek. Bez namysłu podchodzę do nich i oplatam Rosie ramieniem w talii. Zdziwiona odwraca głowę w moją stronę.
- Kochanie, co tak szybko? Wczoraj mówiłaś, że spóźnisz się – posyłam jej swój najbardziej uroczy uśmiech, na jaki mnie stać. Po jej pytającym wyrazie twarzy, wnioskuje, że nie bardzo wie co się dzieje.
- Rose, kto to? – ledwo co znam gościa, a już wiem, że moją rolą jest nie cierpienie go z całego serca. Nie wygląda na osobę, która uprawia jakikolwiek sport, więc po jaką cholerę tutaj przylazł?
- To jest ...
- Greyson Collins. Chłopak Rosie, a ty to ..? – patrzę na niego wyczekująco. Wyciągam dłoń by użyć swojego uścisku mocy, ale cofam ją niemal natychmiast gdy widzę jego twarz. Jest pełna irytacji i gniewu. Przez kilka sekund lustruje mnie z wyższością, po czym odwraca się w stronę brązowowłosej piękności.
- Nie żartowałaś? – mówi z niedowierzaniem w głosie, a moja dłoń zaciska się mocniej na talii Rosie. Najprawdopodobniej później zabije mnie i zakopie moje zwłoki w swoim ogródku, albo wywiezie gdzieś do lasu i mnie tam zostawi, ale co mi tam. Jest tego warta.
- A dlaczego miałaby żartować? Dużo facetów chciałoby ją mieć na wyłączność, ale to MNIE wybrała, więc to ja jestem tutaj największym szczęściarzem – jego szczęka sztywnieje, a ja w myślach przybijam piątkę samemu sobie.

1# Pragnienie serca [+18] {ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz