XVI.
Plany Brendena to jedno, a to, że po raz kolejny nie dałam mu lekarstwa, to przewinienie, które dręczyło mi sumienie. Nie miałam pewności, czy zrobiłam dobrze, choć kiedy to analizowałam, wszystko było niby okej. Uwierzyłam mu – może byłam nikim więcej niż zwykłą naiwniarą.
Rozmawiałam z mamą. Bardzo żałowałam, że nie mogę jej zdradzić, jakie tak naprawdę dylematy nawiedzają moje serce... Fina się nie odzywała. Widocznie była strasznie zajęta pracą. Miałam pewność jedynie do tego, że zafundowałam bezpieczeństwo moim kotom. Zazdrościłam im, że nie są tak psychicznie ściśnięte jak ja. Moją kopułą ktoś przekręcił jak zakrętką od słoika. Wiedziałam kto, lecz nie orientowałam się, jak to zrobił. Jasne, że robił to specjalnie... Był miły, łagodny... To jego sposoby na to, bym uległa prośbie, ale nie zamierzałam tego zrobić. Za wiele ryzykowałam.
Miałam w sobie jeszcze resztki zdrowego rozsądku. Inaczej mogłabym się położyć na trawę i tu zostać. Oddać się w ręce tych wykwalifikowanych ludzi.
Najgorsze, że całe godziny prowadziłam ze sobą wewnętrzny monolog. Rozumiałam, co było złe, a jednocześnie nie łapałam, dlaczego czuję, że wszystko jest dobrze.
Może potrzebowałam rozmowy?
Przez te obowiązki mijałam się z dziewczynami. One robiły jedno, ja drugie. One ogarniały ogródek, ja latałam z mopem. One pomagały zmywać gary, ja czytałam Brendenowi, który chciał ze mnie zrobić pacynkę. Naiwna, czy nie naiwna (oto jest pytanie), nie byłam wcale taka głupia – wiedziałam, jakie metody stosują socjopaci i do czego są zdolni. Oczywiście Brenden mógł nim nie być. Nie był nim, dobra? Ale warto posiadać taką wiedzę. Za dużo czasu spędzałam w nocy z Meggie, która ufała horrorom.
Tak, rozmowa mi pomoże.
Po południu chodziłam krok w krok za Lisą. Spalała trzeciego papierosa.
– I rzecz w tym, że mieszkał daleko, a mi nie po drodze do takich typów... – opowiadała o swoim poprzednim związku. Nie trafiłabym, że będzie luźno zwierzać mi się z takich faktów. Tylko przytakiwałam i czekałam na swoją kolej.
– Co o nich sądzisz? – zagadnęłam wreszcie.
– O byłych? – Zadeptała peta.
– O nich.
– O pacjentach?
– Tutejszych. No wiesz... Czy ktoś zwrócił twoją uwagę albo... oceniasz kogoś za bardzo... Niebezpiecznego?
– Niebezpiecznego? – Ulokowała na mnie swoje duże, mądre oczy.
– Nie wiem, czego się po nich spodziewać.
– Mamy czterech ochroniarzy.
– Tak, ale... Wiem, że jesteś przyszłym psychiatrą... Gdybym planowała poznać twoje spostrzeżenia, to opowiedziałabyś mi o nich? – Chciałam brzmieć niewinnie, chciałam. Ale czy mi wyszło, czy sprowadzałam wyłącznie jej niepotrzebną uwagę prosto na swoją zakręconą osobę?
– Lincoln, ten wysoki... Kojarzysz go?
– Tak.
– Moim zdaniem potrzebuje zmiany. Zastanawiam się, czy nie szepnąć komuś słówka, z tego mogłaby wywiązać się ciekawa dyskusja. – Zacierała rączki.
No tak, Lisa rejestrowała to, co można poprawić; nie przejmowała się tą ciążącą aurą, która mnie obezwładniała. Współczucie momentami wypalało mi dziurę. Czy to było normalne? Przez ułamek sekundy pomyślałam, że może Lisa... Nie zrozumie mnie, to oczywiste, ale czy... Nie zerknęłaby na mnie swym chłodnym okiem i nie wysłuchała moich przemyśleń?
CZYTASZ
Chłopak z psychiatryka
Historia CortaOna empatyczna, on bezradny i w zamknięciu. Co z tego wyniknie? Opowiadanie jest inspirowane czasami, kiedy stawiałam pierwsze kroki w pisaniu; stąd narracja pierwszoosobowa.