Kolejny słoneczny dzień w Los Santos, słońce wbijające swoje promienie w budynki, plaże, ocean, wszędzie gdzie się da. Bezchmurna pogoda i żar lecący z nieba był ogromnym powodem dlaczego ludzie tłumami szli na plaże czy na basen - chcieli odsapnąć. Lecz odpoczynek nie jest dla każdego, napewno nie dla tych których zawód jest ,,Niewidzialny w aktach". Dorobki pieniężne, chęć wzbogacenia się i popyt za kasą do rzecz która ciągnie w przestępczy świat. Każdy chce kasy - bo bez kasy nie ma jedzenia, nie ma ubrań, samochodu, domu, wszystko się opiera na nich, oprócz ludzkich cech charakteru, przyjaźni, dobroci, nawet egoizmu i miłości. Każdy człowiek ma w sobie takie cechy, każdy chociaż raz powiedział ,,przepraszam" czy ,,lubię cię".
Cała grupa siedziała przy okrągłym stole na zapleczu baru ,,HeVen", budynku na przedmieściach, nowego, ładnego, i miłego w posiedzeniu w nim. Siedzieli tak i czekali na tego który miał dzisiaj mówić - na Erwina. Który jak zwykle się spóźniał.
Lecz Nicollo Carbonarę interesowała inna osoba, nieznajoma twarz siedząca naprzeciw jego po drugiej stronie stołu, brunet o brązowych oczach, z czarną koszulką i czapką założoną na odwrót.
Białowłosy spoglądał na niego, lecz niznajomy ignorował wszystko dookoła i patrzał się w telefon pod stołem. Sprawdzał coś lecz Nicollo nie miał jak tego sprawdzić.
Zainteresowało go.
Nagle huk zamykanych drzwi orzeźwił Carbonarę który spojrzał w stronę szarowłosego stojącego i opierającego się o stół.
- Więc, na ten tydzień nic ciekawego się nie działo, poza tym że Carbo znów postanowił pościgać się z SEU. - Odparł Erwin patrząc na młodego.
- Wpadłem na nich to poczuli gumę opon. - Powiedział lekko roześmiany Nicollo po czym spojrzał kątem oczu na nieznajomego mężczyznę, schował telefon i patrzał się na Erwina.
- Yhm... chciałbym też wam kogoś przedstawić. - Odparł złotooki patrząc w stronę nieznajomego bruneta. - Poznajcie Davida, nasz nowy przyjaciel i współpracownik, umie strzelać, umie jeździć, i do tego jest w chuj przystojny jak wszyscy.
Ładne imię... kurna Carbo uspokój myśli.
David podniósł zwiewnie dłoń witając się.
Był skromny.
- Dobra... to na tyle, poznajcie się bliżej i widzimy się za tydzień jak zawsze. - Odparł Erwin po czym wyszedł z pomieszczenia a za nim wszyscy.
Vasquez, San i David wyszli z baru, reszta siedziała i obgadywała nowego ,,przybłędę". Carbo nie chętnie słuchał swoich kolegów. Nie znali go i już zaczyanają plotki, pogłoski i żart o nowym fajnym członku ich grupy.
Głupie ich te pogłoski... poznam go jak cywilizowany człowiek.
Caebonara zszedł ze stołka barowego i poszedł na zewnątrz. Rozejrzał się po okolocy szukając ubranego na czarno mężczyzny. Lecz nie zauważył go. Lecz usłyszał pokasłiwanie w alejce obok, podszedł tam i zajrzał zza rogu zauważając stojącego plecami do niego chłopaka.
- Cholerne papierosy... - Powiedział David rzucając peta do śmieci.
Carbo podszedł do niego patrząc jak krztusił się i pokasłiwał.
- Wszystko okej? - Zapytał Carbo na co wyższy, o nie dużo, obrócił się i spojrzał na młodszego stojącego przed nim.
- T-tak. - Powiedział jeszcze pokasłując. - Wszystko okej... chcę rzucić palenie ale... nałóg nałogiem. - Powiedział kompletnie szczerze.
- Nie wyglądasz na palacza.
- Bo dbam o siebie... i jakoś mi się udaje to zamazać, a tak w ogóle. - Wyjął dłoń na przywitanie. - David Glikenly.