Rozdział 19

16.1K 481 5
                                    

Właśnie robiłam sobie śniadanie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a do mieszkania weszła przyjaciółka. Spojrzała na mnie i zaniemówiła.

- Jak ty wyglądasz. Jak trup.

- Miałam ciężką noc.

- Uuu.. braciszek jest?

- Nie. Raczej koszmary mnie odwiedziły. – pokiwała głową.

- Biedna. Musimy się Tobą zająć.

Takim sposobem założyłam szare dresy, pasujący top z odkrytym brzuchem, na to czarną skórzaną kurtkę i białe adidasy. Włosy związałam w luźnego koka i założyłam okulary przeciwsłoneczne. Złapałam w biegu telefon i klucze, a przyjaciółka zabrała do swojego samochodu.

- Gdzie jedziemy? – zapytałam, nie z ciekawości, tylko bardziej czy zaraz nie zwrócę wczorajszego wina.

- Zaraz będziemy. Cierpliwości.
Faktycznie. Podjechaliśmy pod spa. Wiedziała czego potrzebowałam.

- Kocham Cię.

- Wiem. Wiem. – zaśmiała się.
Takim sposobem dobre pięć godzin spędziłyśmy w spa.

- Pomogło?

- Tak. Stanowczo. – i faktycznie tak było. Właśnie odwoziła mnie do domu.

- Cieszę się. Wyszukuj się i widzimy o dwudziestej. – oznajmiła gdy podjechała pod mój dom. Uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.

- Do później.

Weszłam do środka i poszłam zrobić sobie kolejną kawę. Niedługo musiałam zacząć się ogarniać. Trochę mi to zajmie czasu. Znowu usłyszałam pukanie i poszłam otworzyć. Ciekawe kogo tam niesie. Otworzyłam zarówno drzwi jak i szeroko oczy. Stał w nich mój braciszek.

- Izi. – krzyknęłam i wpadłam w jego ramiona. Podniósł mnie i zamknął w silnym uścisku. Boże. Tak mi go brakowało.

- Hej malutka. - śmiał się już w najlepsze. Postawił mnie na ziemie i wszedł do środka, a ja zamknęłam drzwi.

- Co ty tutaj robisz?

- To ja znalazłem ochronę. Musiałem to sprawdzić, ojciec mnie wysłał. Przy okazji postanowiłem Ciebie odwiedzić.

- Odwiedzić czy sprawdzić? - zaśmiałam się, a on spuścił głowę.

- Nieistotne.

- Na ile zostajesz? - zapytałam podając mu kawę

- Do wesela, a potem wracam do domu. - spojrzał na mnie ostrożnie

- Przyjechałeś po mnie. - bardziej stwierdziłam niż zapytałam.

- Czyli już wiesz?

- Wczoraj wieczorem Tata mi powiedział. Wiesz kto to?

- Wiem. - pokiwał nieznacznie głową.

- Nie powiesz mi? - spytałam z nadzieją w głosie, chociaż doskonale znałam odpowiedz.

- Wiesz, że nie mogę.

- Powiedz mi chociaż czy to stary dziad? Chciałabym być przygotowana. - na moje słowa otworzył szeroko oczy, po czym wybuchnął śmiechem.

- Nie wariatko. Starszy od Ciebie, ale nie tyle.

- Troszkę mnie uspokoiłeś.

- Nie martw się. Tata ani ja byśmy Ci tego nie zrobili.

Siedzieliśmy jeszcze jakiś czas i wpadłam na szalony pomysł.

- Izy, potrzebuje Twojej pomocy. - zaczęłam, kończąc makijaż.

- Co ty znowu wymyśliłaś?

- Zostaniesz tutaj?

- Siostra wiesz, że to niebezpieczne. Nikt nie może mnie tutaj zobaczyć.

- Wiem. Właśnie o to mi chodzi. Chce pomóc Lucasowi i po części sobie.

- Jaśniej? - zmarszczył brwi.

- Chcę żebyś tu spał. Nikt i tak do mnie nie przychodzi. Proszę. Fajnie będzie z kimś pogadać.

- Dobra niech Ci będzie.

- Kocham Cię.

- Ja Ciebie też siostra, ale teraz już się szykuj. Zawiozę Cię, a potem odbiorę.
Tak tez zrobiłam. Właśnie stałam przed lustrem i pryskałam perfumem.

- Kurde. Wyglądasz seksownie siostra. - uśmiechnęłam się do niego.

- Dziękuję.

- Jedziemy?

- Tak.

Dałam mu zapasowe klucze i wsiedliśmy do jego samochodu. Zawiózł mnie pod sam klub.

- Miłej zabawy. Zadzwoń jak będę miał po Ciebie przyjechać.

- Dobrze.

Weszłam do środka i od razu przywitały mnie dziewczyny. Zaczęła się zabawa.
Tańczyłyśmy jak szalone i wypiłyśmy litry alkoholu. Dostałyśmy tylko zakaz striptizera. Cóż za strata. Właśnie zbierałyśmy się do domu, gdy zobaczyłam brat z oddali. Przytuliłam się do niego.

- Cóż to za przystojniak.

- Ale jesteś pijana. - zaśmiał się głośno.

- Troszeczkę.

- Layla. - Kurwa teraz już byłam trzeźwa. Odwróciłam się w stronę dobiegającego głosu.

- Lucas. - stał kawałek ode mnie.

- Santini. - warknął w stronę mojego brata.

- Evans. - ten miał taki sam ton.

- Skąd się znacie Layla? - jego głos był przeraźliwie spokojny. Był cholernie wkurwiony.

- Pomagałam mu wybrać koszule jakiś czas temu. Poprosił mnie o pomoc.

- Nie zamierzałaś mi o tym wspomnieć?

- O ile mi wiadomo, nie jesteśmy razem. Nie muszę Ci się spowiadać ze wszystkiego. Tylko się brzykamy. Zresztą sam masz narzeczoną, więc nią się zajmij. - oznajmiłam i odeszłam, ale nie daleko. Złapał mnie za nadgarstek.

- Mówiłem Ci do chuja już coś. Nie mam narzeczonej

- Nie? Nowość. Mówiłeś mi na samym początku, że nie możemy być razem, bo masz narzeczoną. Niedługo będziesz się żenił. Powodzenie. - chyba jednak alkohol dał o sobie znać. Odeszłam, a Izy ruszył za mną.

- A ty kurwa, gdzie Santini? - usłyszałam krzyk Lucasa, a mój brat zamknął wszystkich.

- Korzystać tam, gdzie ty nie potrafiłeś.

On jest nienormalny. Śmiać mi się z niego chciało. Wsiadłam szybko do jego samochodu i odjechaliśmy, udając do mojego mieszkania.

Obudziły mnie promienie słońca. Jezu, moja głowa. Wszystko mnie bolało. Otworzyłam ledwo oczy i od razu tego pożałowałam. Głowa napierdalała mnie niemiłosiernie. Leżałam w moim łóżku, więc musiałam usnąć w samochodzie. Spojrzałam na zegarek i zobaczyłam godzinę czternastą. Ładnie zaszalałam. Nagle wszystkie wspomnienia z minionej nocy, zaczęły do mnie wracać. Jezu. Wstałam gwałtownie, czego od razu pożałowałam. Jakoś udało mi się ustać na nogach, więc wyszłam z pokoju w poszukiwaniu brata. Znalazłam go w kuchni. Odwrócił się i zaczął śmiać.

- Pięknie wyglądasz. - teraz już się zwijał, a ja podeszłam szybko do lustra. Gdy zobaczyłam swoje odbicie zaczęłam krzyczeć.

- Jezu, jak ja wyglądam.

Wyglądałam jak rozczochrana panda, która dostała wpierdal. Wstyd. Szybko ruszyłam pod prysznic.
Dopiero teraz czułam się dobrze i nawet tak wyglądałam. Wróciłam do kuchni.

- Olśniewająca.

- Spadaj. - zaśmiał się i podał mi kubek z kawą, który przyjęłam.

- Pamiętasz końcówkę? - zapytał ostrożnie, a ja doskonale wiedziałam o co mu chodzi.

- Niestety. Przegiąłeś wiesz?

- Wiem, ale trudno.

- Tak będzie lepiej. Ja też powiedziałam za dużo.

- Masz rację, tak będzie lepiej. Na razie.
Resztę wieczoru spędziliśmy na oglądaniu filmów przy winie i pizzy. Tak bardzo mi brakowało mojego cudownego brata. Niedługo to wszystko się skończy i zostanę sama.

Kolejny dzień zaczęłam od treningu, bo w weekend sobie odpuściłam. Dałam sobie w kość, bo dzisiaj czekał mnie bardzo ciężki dzień. Postanowiłam wczoraj, że dam dzisiaj Lucasowi moje wypowiedzenie. Nie mogliśmy ze sobą więcej pracować, za trzy dni miała wyjechać i więcej nie wrócić.

Gdy wróciłam do domu, wzięłam szybki prysznic i ubrałam białą, koszule z przewiewnego materiału z dekoltem w serek, do tego spódniczkę w kolorze brudnego różu, przed kolano. Włosy zakręciłam i lekko pomalowałam. Przy wyjściu założyłam jeszcze cieliste szpilki i spryskałam się perfumami. Zabrałam pasującą torebkę do butów i żegnając się uprzednio z bratem wybiegłam z domu. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam do pracy.

Podjechałam pod firmę i zauważyłam, że samochód Lucasa już stoi. Będzie ciekawie. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i podeszłam do swojego biurka. Zostawiłam torebkę, po czym udałam się do gabinetu szefa. Zapukałam i weszłam, a to co zobaczyłam złamało mi moje serce do samego końca. Lucas pieprzący w szaleńczym tempie, tego glonojada, który podał się za jego narzeczoną. Jednak miała rację. Ustałam w progu, a wszystkie papiery które miałam w rękach jeszcze chwile temu, właśnie leżały na ziemi. Dopiero teraz zauważyli moją obecność. Lucas wyglądał jakby zobaczył ducha, a ta suka uśmiechała się szeroko. Wtedy mi coś zaświtało.
Podniosłam papiery, położyłam je na biurku i spojrzałam się jeszcze raz, na mężczyznę którego pokochałam. Potem zabrałam swoje rzeczy i wyszłam z tego przeklętego budynku. Wkładałam swoje rzeczy do bagażnika, kiedy zatrzymał się koło mnie samochód. Chwilę później zobaczyłam Ethana z Libi. Musiałam wyglądać strasznie, bo kobieta zakryła usta na mój wygląd. Domyśliłam się, bo dopiero w windzie pozwoliłam sobie na płacz.

- Jezu co się stało? - podbiegła do mnie.

- Nic. - uśmiechnęłam się sztucznie.

- Jasne. Przecież widzę, że płaczesz. Mój brat coś Ci zrobił?

- Idźcie do jego biura, tylko weźcie po drodze popcorn. - zaśmiałam się przez łzy. - Wiem, że przedwczoraj Izy nie powinien tak powiedzieć, ale ja nic złego nie zrobiłam. On jest dla mnie jak rodzina, a nie kochanek. - znowu uśmiechnęłam się sztucznie. - To co zrobił właśnie Lucas, skończyło wszystko, co nie powinno się nigdy zacząć. - wsiadłam do samochodu i jeszcze uchyliłam drzwi. - Do zobaczenia w sobotę.

- Przyjdziesz? - szok na jej twarzy był prze słodki.

- Oczywiście. Mimo wszystko zawsze zostaniesz dla mnie przyjaciółką. - po tych słowach odjechałam. Miała na dzisiaj dość. Wróciłam do domu i wypłakałam się w bezpieczne ramiona brata. Widziałam, że aż trząsł się ze złości. Zaopiekował się mną. Byłam mu cholernie wdzięczna i postanowiliśmy, że na wesele idziemy razem.





Bound by promise.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz