Rozdział 20

239 13 0
                                    

Greyson

Gdy dwadzieścia minut później z impetem wpadam do domu, nie jestem już w nastroju do jakiejkolwiek miłej pogawędki. Jeszcze wczoraj nie znosiłem ojca. Teraz jednak nienawidzę go z całego serca. Zniszczył mi życie w każdy możliwy sposób. Wiem, że o tej porze jedzą kolację, więc ruszam prosto do jadalni. Jestem tak wkurwiony, że nawet nie orientuję się kiedy chwytam mężczyznę za kołnierz koszuli i podnoszę do góry, a krzesło z impetem odlatuje do tyłu i uderza o podłogę.

- Greyson – gdzieś w oddali słyszę przerażony głos matki, ale teraz nie myślę rozsądnie. Kurwa, walić rozsądek. Dzisiaj nawet ona nie odciągnie mnie od tego skurwiela.

- Całe szczęście, że nie jesteś moim ojcem, bo prędzej podciąłbym sobie żyły niż dzielił z tobą krew. Jesteś ohydnym gnojem – krzyczę mu prosto w twarz. Próbuje wyrwać się z mojego uścisku, ale ja nie daję za wygraną.

- Puść mnie, gówniarzu.

- Nie dosyć ci tego, że zabiłeś Beth i zniszczyłeś mamie życie? Co ja ci takiego zrobiłem? Zawsze starałem się być dobrym, odpowiedzialnym synem, a ty kurwa zniszczyłeś mnie. Gardzę Tobą, ty skurwielu – cedzę przez zaciśnięte zęby. Ojciec najwidoczniej wkurza się, bo na jego szyi zaczyna pulsować niebezpiecznie żyłka. Wyrywa się z mojego uścisku.

- O co ci chodzi?

- Pamiętasz tego mężczyznę, którego potrąciłeś osiem lat temu, a później porzuciłeś jak psa na ulicy? Powinieneś gnić w więzieniu, a tymczasem siedzisz tutaj jak gdyby nigdy nic i jesz sobie swoje cholerne steki – całe pomieszczenie wypełnia się moim histerycznym śmiechem. Tak, oficjalnie postradałem zmysły. Ale jak można być normalnym w takiej sytuacji? To pytanie za milion dolarów.

- Kurwa, dlaczego muszę płacić za twoje kurewskie błędy, co? – mój głos zaczyna się łamać, a oczy wilgotnieć. Zaciskam dłonie w pięści – I to właśnie teraz gdy w końcu czuję się naprawdę szczęśliwy – przegryzam dolną wargę by powstrzymać łzy napływające do oczu – Jak mam spojrzeć Rosie w oczy, wiedząc, że zabiłeś jej ojca? JAK? – czuję się tak jakby mój cały świat walił się jak domek z kart. Jestem bezsilny, bezużyteczny. Dłonią przejeżdżam po twarzy. Moje policzki nagle robią się wilgotne. Łzy są silniejsze ode mnie. Widząc mój ból, mama przerażona zakrywa usta dłonią. Jej oczy szklą się. Właśnie doszła do niej cała prawda.

Tak, mamusiu.

Twój syn zakochał się po raz pierwszy w życiu, a teraz będzie musiał z tej miłości zrezygnować, bo jak mam nadal być z Rosie wiedząc to co wiem teraz?

Najbardziej wkurza mnie reakcja ojca. Jest taka obojętna. Skurwiel. Nie jestem jego synem. Jestem zwykłym bękartem. Błędem. Dobrze wiem, że on mnie też nienawidzi. Jestem ciągłym przypomnieniem tego, że matka go zdradziła. Wypuszczam wcześniej wstrzymywane powietrze i bez słowa mijam ojca wychodząc z pomieszczenia. U progu matka łapie mnie za nadgarstek.

- Synku – kątem oka widzę, że z jej policzków spadają łzy. Zaciska usta. Wiem, że jest zszokowana. Wiem, że chce dla mnie dobrze. To jednak w tym momencie jest bez znaczenia. Wyrywam swoją dłoń z jej uścisku i tak po prostu wychodzę z domu.
Nie zamierzam już tutaj wrócić.
Nigdy.

*****

Gdy wchodzę do domu Rosie i widzę ją śpiącą na kanapie moje wnętrzności zaciskają się. Niepewnie podchodzę do niej i klękam naprzeciwko. Jej oddech jest równomierny. Śpi, ale widzę, że czekała na mnie, bo w tle leci jakiś film w TV. W dłoni ściska telefon.

Jak mam powiedzieć jej prawdę?
Jeśli dowie się kto stoi za śmiercią jej ojca, czy będzie w stanie mi wybaczyć?
Nie chcę jej skrzywdzić.

Zaciskam na chwilę powieki, bo moje serce krwawi. Czuję się jak śmieć. Jak gówno. Po moich policzkach mimowolnie spływają łzy. Tak bardzo ją kocham. Nie chcę by poznała prawdę. To ją załamie. Wyciągam dłoń w jej stronę, ale tuż przed jej twarzą moje palce zastygają. To ja chciałem być tym który ją uszczęśliwi. Chciałem być jej mężem, ojcem jej dzieci. Zamiast tego jestem nikim. Zwykłym zerem. Gdy dotykam jej policzka i opuszką palca przesuwam delikatnie po nim, ona uchyla powieki. Szybko, wierzchem dłoni wycieram łzy. Nie chcę by wiedziała, że płakałem. Biorę głęboki wdech i wydech by uspokoić szybko bijące serce. Potrzebuję tylko kilka dni, by nacieszyć się jej obecnością, a później odejdę. Tak bardziej najlepiej. Przynajmniej dla niej. W momencie gdy dostrzega mnie, na jej usta wkrada się leniwy, zaspany uśmiech. Siada na kanapie.

- Jesteś – obejmuje mnie rękami za szyję i przyciąga do siebie, a ja nie mogę niczego zrobić. Nie mam siły by odsunąć się. Gdy gładzi mnie po włosach, zaciskam powieki by powstrzymać kolejne napływające do oczu łzy. Ona jest taka dobra, taka bezinteresowna. Nie zasługuję na nią. To nie powinienem być ja. Gdy odsuwa się ode mnie i dostrzega moją twarz, marszczy brwi.

- Coś się stało? – z wymuszonym uśmiechem na ustach kiwam przecząco głową.

- Nic. Po prostu miałem zły dzień – wstaję z podłogi, a ona idzie w moje ślady.

- Nie zostaniesz u mnie?

- Nie, przepraszam. Dzisiaj chcę pobyć sam – mruży oczy podchodząc do mnie. Lustruje mnie z zaciekawieniem.

- Na pewno wszystko dobrze? – dotyka mojego policzka i opuszkiem palca gładzi go. Zaciskam na chwilę powieki. Nie wiem czy wytrzymam. Jeśli zaraz stąd nie wyjdę, to w końcu wygadam się.

- Tak. Śpij dobrze, jutro zobaczymy się – muskam ustami jej skroń i wychodzę stąd jak najszybciej.

Gdy docieram w końcu do swojego domu, wchodzę do pokoju i zostaję sam ze sobą, nie wytrzymuję.
- Kurwa – z moich ust wyrywa się dziki ryk. Z rozmachu chwytam szklankę ze stolika i ciskam ją w ścianę. Gdy widzę jakie ukojenie mi to przynosi, zrzucam całą zawartość stolika na podłogę, łącznie z naszym wspólnym zdjęciem, które zrobiliśmy sobie na naszej pierwszej randce. Później daje upust już całemu gniewowi i jak szaleniec zaczynam uderzać pięściami w szafę, zostawiając na niej wgłębienie i ślady krwi. Czuję pieczeni na knykciach, bolą mnie dłonie, ale mam to gdzieś. Już nic mnie nie obchodzi. Gdy udaje mi się w końcu choć trochę uspokoić, opieram się plecami o ścianę, zjeżdżam po niej i ląduje na zimnej podłodze. Z moich oczu znów zaczyna lecieć potok łez. Dosłownie. Przegryzam dolną wargę, by uspokoić się, ale nie mogę.
Zakrywam twarz dłoniami.
Może jednak mam coś wspólnego z ojcem.
Oboje nie umiemy zapanować nad gniewem.
I oboje ranimy najbliższych.

1# Pragnienie serca [+18] {ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz