Epilog
Trzy miesiące później...
Mika od kilku dziwnie się dni zachowywała. Była lekko przygaszona, choć kiedy pytałem, czy wszystko w porządku, odpowiedziała z wymuszonym uśmiechem.
- Tak, wszystko ok. Tylko nie uśmiecha mi się ten wyjazd tuż przed świętami.
Ostatnio wyjazdów było mniej. Zaczął się sezon zimowy i świąteczny. Ludzie mieli inne rzeczy na głowie. I ja również. I myślę, że to mógł być prawdziwy powód posępnego zachowania Mariki.
Jechałem na tydzień do Krakowa do Lusi. Miałem zatrzymać się w jej domu. Oczywiście próbowałem się wymigać spaniem w hotelu, ale Luśka podobno bardzo nalegała. Przez ostatnie miesiące widzieliśmy się zaledwie dwa razy. Raz zabrałem Mikę na dłuższy weekend, a raz młoda przyjechała do nas. Zabraliśmy ją do rodziców mojej dziewczyny, gdzie spędziliśmy bardzo przyjemne dwa dni wypełnione grami, filmami, śmiechem i pysznymi wypiekami pani Krysi.
Praktycznie całe nasze trzy miesiące wyglądały podobnie. Dużo śmiechu, dużo przyjemnych rzeczy, a jedną z nich było budzenie się obok Miki. Tego dnia, kiedy bezczelnie się do niej wprosiłem, skleiliśmy się ze sobą na kanapie. Zasnęliśmy mocno w siebie wtuleni, ale gdy tylko się obudziliśmy, nie mogliśmy się siebie nasycić. Igraszkom nie było końca. Nie wychodziliśmy z łóżka całe dnie i noce, aż w końcu Mika musiała pójść do pracy, gdyż szykowała się do kolejnego wyjazdu. W te długie dni, gdy jej nie było, tęskniłem jak szalony. Bez przerwy do siebie pisaliśmy i dzwoniliśmy do siebie na kamerkach, ale to nie to samo. Brakowało mi jej i to się nigdy nie zmieni.
Nie wiem, jak mogłem być tak głupi. Chciała mnie taka kobieta, od początku chciała tylko mnie, a ja ją od siebie odpychałem. Im bardziej wnikała w moją duszę, tym bardziej i bardziej ją od siebie odtrącałem. Sądziłem, że tak będzie dla niej najlepiej. I dla mnie też. Przede wszystkim dla mnie. Nie chciałem już nigdy więcej nic czuć. Ale czy można uciec przed miłością? Czy można uciec przed jakimkolwiek uczuciem?
Brak Miki okazał się najtrudniejszym doświadczeniem w całym moim życiu. Chodziłem ulicami Tarnowa i szukałem jej wśród mijających mnie przechodniów. To było głupie, bo wiedziałem, że mogła wyjechać. Zacząłem wystawać pod jej domem, byle tylko być bliżej niej. Kilka razy ją zobaczyłem. Moje serce chciało wyskoczyć z piersi. Przeklinałem się w duchu i odchodziłem. Przełomem były rozmowy z Iloną. Okazało się, że tylko ona mi została. Miałem w Tarnowie nowych znajomych, ale daleko było jeszcze do tego, żeby im zaufać i się przed nimi otworzyć. Był jeszcze Franek. Początkowo się ode mnie odwrócił, ale domyślam się, że Ilona go naprostowała. Tylko, że wyjechał. Siedział w Anglii. Nasz kontakt ograniczał się do sporadycznych telefonów, podczas których ograniczyliśmy się do podstawowych wiadomości.
Ilona zaprosiła mnie do siebie i zaczęła wypytywać o Mikę. Tama puściła. Nie od razu. Spędziliśmy na rozmowie całą noc. To była noc oczyszczenia. Rano, a w zasadzie po południu po kilku godzinnym odespaniu, byłem innym człowiekiem.
Nim jednak podjąłem próbę odzyskania ukochanej, pojechałem do rodziców. Chciałem, a w zasadzie musiałem skonfrontować się z nimi i z Moniką. Pierwszy raz to ja miałem mówić. Nawet, gdyby nie chcieli słuchać. I nie chcieli, ale i tak im wszystko wygarnąłem. Wykrzyczałem wszystkie żale, patrząc im w twarze. Odchodząc, choć wiedziałem, że do nich nie dotarłem, czułem się lżej. Nie chcieli mi wierzyć? Ich pieprzony problem. Teraz przynajmniej wiedzieli, ile krzywdy mi wyrządzili, jak mnie złamali, jak przyczynili się do tego, że moje życie po raz kolejny legło w gruzach. Już więcej im na to nie pozwolę.
Teraz liczy się tylko Mika.
*
- Na pewno nie chcesz, żebym został? Spokojnie mogę jechać jutro po tym, jak odprowadzę cię do autokaru - mówię, nim biorę się za pakowanie torby do Krakowa.
CZYTASZ
"Współlokator mimo woli"
RomanceONA - żyjąca na pełnych obrotach, impulsywna, rodowita Tarnowianka, która nigdy nie wyjechała dalej niż 50 km, choć pracuje w biurze podróży. ON - cichy i gburowaty trzydziestoparolatek. Czy zyskuje przy bliższym poznaniu? Przyjechał właśnie do ob...