Rozdział 2

1.7K 65 1
                                    

Jeśli ktoś kiedykolwiek powiedziałby mi, że ucieszę się na spotkanie z bratem, to bym go z miejsca wyśmiała.

To, że razem pracujemy wynika jedynie z zaufania jakim się darzymy. Jesteśmy za bardzo do siebie podobni, żeby żyć ze sobą w zgodzie. W końcu ogień plus ogień równa się ogromy pożar, który może przynieść ogromną liczbę ofiar i strat. Z tego powodu zazwyczaj rozmawiamy ze sobą przez telefon, gdy chodzi o interesy, to używamy do tego WhatsAppa, którego większość ludzi używa do różnego rodzaju machlojek. Szkoda tylko, że te czasy minęły i ta aplikacja, jak już wcześniej wiele innych nie będzie już bezpieczna. A podobno mafia jest ta zła, tymczasem to rządy wielu tzw. cywilizowanych państw podsłuchują rozmowy telefoniczne swoich obywateli.

Przez takie coś byliśmy zmuszenii do wymyślenia, coraz to kreatywnijszych nazw na poszczególne narkotyki, jak i nazw miejsc na ich przekazanie.
Ale wróćmy do mojej aktualnej sytuacji, która nie zapowiada się zbyt ciekawie.

- Dlaczego pochylasz się nad moją siostrą, szefie? - zapytał wyraźnie zdziwiony, tym w jakiej pozycji nas zastał, Lucas.

- Twoją siostrą?

- Tak, na stoprocent to jest ona. W końcu wyglądmy niemalże identycznie. Te same ciemnobrązowe włosy i niebieskie oczy. - na chwilę zamilkł, po czym z westchnieniem i miną wyraźnie zrezygnowaną dodał. - Czym cię zdenerwowała?- Nim ten zdążył cokolwiek powiedzieć, odparł. - Przepraszam za jej zachowanie Silvia, ma niewyparzony język i jej mózg nie nadąża przetwarzać wyraźne sygnały kiedy ma milczeć.

Gdy skończył swój wywód, spojrzał na mnie srogim wzrokiem, a Dex w końcu mnie puścił. Rozmasowując obolałe nadgarstki, czekałam aż sytuacji się rozwinie.

- Zapraszam cię szefie do mojego gabinetu. - ręką wskazał na schody, dlatego nie czekając ani chwili dłużej odwróciłam się do nich tyłem i ruszyłam w stronę z której przyszłam czyli do wyjścia. Nie zdążyłam jednak zrobić nawet jednego kroku, gdy odezwał się mój irytujący braciszek.

- A księżniczka dokąd się wybiera? Ty też masz być na tym spotkaniu i nawet nie próbuj ze mną dyskutować. - prychnęłam na jego beznadznadziejne groźby i jak zwykle dodałam swoje trzy grosze.

- Oczywiście wredna mendo, już idę do tej twojej klitki. - jak powiedziałam tak zrobiłam, zostawiając za sobą tych dwóch. Przystanęłam jednak na schodach by dodać. - A i zapomniałabym z moim mózgiem wszystko w porządku i mogę zapewnić cię, że potrafię myśleć szybciej niż ty.

Mój brat nawet nie był zdziwiony moim zachowaniem, za to szef mafii wydawał się rozbawiony. Oklaski dla mnie, rozbawiłam jednego z najniebezpieczniejszych ludzi w kraju. Powinnam chyba pracować w kabarecie, chociaż może lepiej w stand upie.

Gdy weszłam go pomieszczenia byłam zaskoczona panującym w nim porządkiem. W końcu kolejną rzeczą łączącą mnie z bratem jest bałaganiarstwo. Mamusii nigdy nie udało się to zmienić, a trzeba przyznać, że próbowała. Z uśmiechem położyłam się na moim miejscu, czyli skórzanej kanapie, w końcu Luc musiał zrobić to osobiście, gdyż nikt poza nami niema tutaj wstępu.
Kiedy dwójka mężczyzn dołączyło do mnie, Lucas zajął miejsce w fotelu, zaś Dex po drogiej stronie. Ten drugi przez chwilę dziwnie na mnie patrzył.

- Co cię szefie sprowadza w nasze skromne progi? - odparł Luc, nieudolnie próbując ukryć swój strach.

Wcale mu się nie dziwię. W końcu każdy wie, że Dex nie cierpi opuszczać Nowego Jorku. Jest bardzo prawdopodobne, że dostanie kulkę, a ja zaraz potem. Sęk w tym, że każdy z nas ma inny sposób panowania nad strachem. Ja zaczynam pyskować i atakować przeciwnika, on za to uśmiecha się i udaje kulturalną osobę, co w spotkaniu z szefem jest chyba bezpieczniejszą opcją, dowodem jest to co się stało na dole.

- Nie wiedziałem, że współpracujesz z siostrą, sam nie dajesz rady? - stwierdził zgryźliwie. Ten tylko z trudem przełknął ślinę. Gdy jego wzrok spoczął na mnie, usiadłam na kanapie i tak jak Luc czekałam na rozwój sytuacji. - Nic nie powiesz Lex?

No tak to ksywka mojego brata, która zawsze mnie śmieszyła, gdyż zawsze wyobrażałam sobie tego łysego wroga Supermana, jednak tym razem nawet to nie było w stanie poprawić mi humoru.

- Macie miny jakbyście czekali na ścięcie. - mężczyzna zaczął się śmiać, jakby opowiedziała jakiś naprawdę dobry żart. Szkoda tylko, że nam jakoś kurwa nie było do śmiechu. - No dobra możecie się uspokoić, nie przyjechałem was zabić, a wam pogratulować.

- Pogratulować? - spytał Lucas słabym głosem.

- Tak w końcu macie najlepszą sprzedaż w stanie. Od wielu lat nikt nie miał takich wyników. Jestem ciekaw jak tego dokonaliście?

- To akurat moja siostra to wymyśliła, może lepiej niech ona się wypowie na ten temat.

Co za padalec, wrobił mnie w rozmowę. Przebiegły wąż. Niestety nie miałam jak się od tego wymigać, dlatego odchrząknęłam i zaczęłam mówić.

- Wymyśliliśmy niekonwencjonalne nazwy dla narkotyków, a także określenie ich ilości. Dzięki czemu każdy diler zabiera określoną ilość, której od razu się pozbędzie, więc nie będzie z towarem szwendał się po mieście. Mamy też dwadzieścia sprawdzonych miejsc, w których towar jest odbierany, więc nie ma przypału z policją. No i standardowo mamy pod sobą czterech zaufanych ludzi i tylko oni wiedzą, kto zarządza tym miastem. - specjalnie użyłam tego słowa, przecież wiadomo, że to on rządzi. - Każdy z nich ma ludzi nad którymi sprawuje piecze. Jeśli ktoś zacznie sypać, to nie wspomni o nas. - wskazałam na siebie i Lucasa.

Wzięłam głęboki oddech, gdyż całą wypowiedź go wstrzymywałam. Dziwę się, że nie zemdlałam, w końcu tak dużo powiedzieć na jedynym wydechu, to jest naprawdę wyczyn. Spojrzałam na szefa, który wyraźnie nad czymś się zastanawiał.

- To dobrze. Byłoby ogromną stratą, jeśli by coś wam się stało. - nie mam pojęcia dlaczego mówiąc to patrzył na mnie. Mam wrażenie, że coś kombinuje, pytanie brzmi co?

Potrząsnęłam głową w końcu, już pracujemy dla niego, więc o co więcej może chodzić. Najwyraźniej jestem przewrażliwiona, zawsze tak mam gdy zbliżają się mi te dni.

- Przyjechałem was też uprzedzić, że sprzedaż takiej ilości dragów nie przemknie niezauważona. Policja prędzej czy później znacznie bardziej będzie węszyć. Macie tego świadomość?

- Już zaczęła. - jak zwykle w porę nie zdążyłam ugryźć się w język. Czy ja musze paplać. Na moje nieszczęście, obaj mężczyźni doskonale mnie słyszeli.

- Możesz rozwinąć myśl Silv? - niechętnie pokiwałam bratu, lecz nim zaczęłam mówić, wstałam i oparłam się o ścianę, ta pozycja pomagała mi być bardzo pewną sobie i opanowaną.

- Axel dzwonił i mówił, że jeden z ludzi Maxa zaczął sypać. Kazałam być im bardziej ostrożnymi.

- Coś jeszcze? - jak zwykle mnie ponaglał, dupek.

- Tak, policja stworzyła specjalną grupę, która ma między innymi nas dopaść. Jednak już myślę, jak sprawić, żeby się odczepili.

- Co wymyśliłaś?

- Naprawdę, jesteś głuchy czy głupi?! Czego z słowie myślę, nie rozumiesz. Oznacza ono, że jestem w trakcie. Poza tym dowiedziałam się o tym niecałe dwie godziny temu, więc się ode mnie odczep. - natychmiast zrobiłam minę obrażonego dziecka. Ten nie mając najwyraźniej ochoty na kłótnie, co muszę szczerze przyznać jest naszym wspólnym hobby, westchnął tylko i odparł.

- Jak coś wymyślisz to daj mi znać. - po czym zwrócił się do naszego gościa. - Jak długo szef planuje zostać w naszym wspaniałym mieście.

- Chyba zostanę tu dłużej niż na początku zakładałem, jest tu bardziej interesująco niż wcześniej przypuszczałem. - uśmiechnął się, patrząc prosto na mnie.

Z trudem przełknęłam ślinę i spojrzałam na Lexa, który był wyraźnie na mnie wściekły. Przewróciłam tylko oczami na jego zachowanie, jakby to było moim celem, bo przecież wiadomo, że świetnie pracuje się mając przysłowiową gilotynę nad głową.

N.A.R.A

Nie Przegrywam #1 [ZAKOŃCZONA] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz