*Draco*
- Powstańcie moi wierni przyjaciele - Do komnaty, w której trwały obrady wkroczył Czarny Pan.
Wszyscy zgormadzeni podnieśli się. Ja jednak spojrzałem na ojca, a gdy ten skinął w moją stronę głową, podążyłem ociężale w ślad za pozostałymi. Stałem przysłuchując się ciszy jaka zapadła. Skupiłem swój wzrok na świetlę, który igrał w okiennych witrażach. Byłem znudzony, a jedyne czego teraz pragnąłem to udać się z dala od tego drętwego otoczenia i wypić coś mocniejszego w bardziej doborowym towarzystwie.
- Mimo, iż ostatnie kilka spraw nie poszło po naszej myśli... - ciągnął chłodnym głosem Voldemort. - Jesteśmy bogatsi o doświadczenie, a przy okazji udało nam się wzbudzić strach w naszych wrogach.
Wśród zebranych przeszedł pomruk. Spojrzałem z ukosa na siedzących tuż obok mnie śmierciożerców, zupełnie odcinając się od prowadzonego przez Czarnego Pana monologu. Przyglądałem się ich ohydnym twarzą, zastanawiając się nad tym, czy czuli się silniejsi stojąc u boku tak potężnego czarnoksiężnika. Musieli mieć powód, aby się nimi stać. Nurtowała mnie myśl czy zrobili to, aby wesprzeć jakąś ważną sprawę, czy może jednak tylko dlatego, by poczuć władzę i wzbudzić w innych strach. Większość z nich była po prostu kryminalistami, a więc władza i strach...
Spuściłem na chwilę wzrok, gdy myśli te zaprowadziły mnie do mojej osoby. Czy byłem taki jak oni? Z pewnością nie. Kochałem władze i wzbudzanie respektu wśród innych, ale nie pragnąłem śmierci, bo przecież nie byłem mordercą. A więc czy nadawałbym się na jednego z nich? Sam nie byłem tego pewny.
- Medalion... - Wydusił wściekle, a ja podniosłem wzrok w jego w stronę. - Miałem go już prawie jak na tacy... - Syknął, a wtedy nawet szepty ucichły. - Ta wstrętna dziewucha. Zabiłbym ją... - Zaśmiał się chrapliwie. - Pozbawił tego nędznego życia, tak samo jak zrobiłem to z jej bezwartościowym i gołosłownym ojcem. Jednak wszystko w swoim czasie. Niech tylko dostanę ją w swoje ręce, pożałuje każdej ze swoich decyzji, a szczególnie tego, że ode mnie uciekła.
W tamtej chwili poczułem gniew, a przez moje ciało przeszedł przeraźliwy dreszcz. Każda wzmianka o tej dziewczynie wzbudzała we mnie odrazę. Bo przecież była tak głupia i naiwna. Dała się złapać w sidła wroga tylko dlatego, że zagrali na jej uczuciach.
Widziałem jej poniżenie. Pamiętam doskonalę każdą z zadanych jej na moich oczach ran. Czułem gniew, bo przecież jak można być, aż tak głupim. I może z początku było mi jej żal, gdy ujrzałem ją pierwszy raz w sali obrad. Była słaba i taka... krucha. Nie zraniłem jej tego dnia gdy on mi nakazał, bo przecież była taka żałosna. W mojej głowie wciąż powracały wspomnienia tego co czułem tamtego dnia, te myśli i jakaś idiotyczna nadzieja, że zawalczy, a jej rozsądek zwycięży. Tylko dlaczego w ogóle o tym pomyślałem? Nienawidziłem jej, a ona mnie również.
- Wiem, że ktoś pomógł jej w ucieczce... - Kolejne słowa odbiły się w mojej głowie.
Stłumiłem śmiech, wymuszonym kaszlem. Uciekła im i może gdyby mi zależało zdołałbym ją schwytać. Stanęła na mojej drodze, a nawet w pewien sposób możliwe, że mi ufała, a więc jaka to przyjemność z polowania, kiedy ofiara sama się do ciebie zbliża. Zresztą w tamtej chwili nie obchodziło mnie to, nie chciałem grać według zasad Czarnego Pana, nikt mnie o to nie poprosił.
- Chcę w tej grze rozdawać karty. - kontynuował gniewnym tonem. - A więc pozwólmy wierzyć tej nędznej istocie, że zaprzestaliśmy polowań na nią, a prędzej czy później doprowadzi nas do medalionu. Dzięki temu upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu. - Na jego twarzy pojawił się złowrogi uśmiech. - Tymczasem zajmijmy się kilkoma innymi sprawami. Jednym z nich jest ministerstwo.
Minęła kolejna godzina, a gdy Czarny Pan zakończył spotkanie rozkazał zgromadzonym opuścić komnatę. Wstałem i w milczeniu zbliżyłem się do ojca. Zabierał mnie na te spotkania, abym zrozumiał wielkość spraw dla których się poświęca. Oczekiwał ode mnie, że stanę się taki jak on. I mimo iż nie zgadzałem się do końca z jego poglądami to pragnąłem, aby był ze mnie dumny. Kiedy udaliśmy się w stronę wrót, zatrzymał nas beznamiętny ton głosu.
- Lucjuszu... - Spojrzałem się w stronę skąd dobiegał, mimo iż doskonale wiedziałem do kogo należy.
- Tak mój Panie. - Ojciec zbliżył się do niego i skinął głową.
- Długo nad tym myślałem... - Przeciągał, każdą sylabę. - Chciałbym zaproponować coś, co być może mogłoby cię zadowolić.
- Zamieniam się w słuch. - W głosie mojego ojca rozbrzmiało zaciekawienie.
- Chodzi o twojego syna... - Spojrzał na mnie i machnął ręką, abym się zbliżył. - Chciałbym, aby wkroczył oficjalnie w moje szeregi. Miałbym dla niego bardzo interesujące i ogromnie ważne zadanie.
- Draco... - Ojciec spojrzał na mnie, a ja stanąłem obok niego. - To rozsądny i odpowiedzialny chłopak.
- Też tak myślę... - Przyznał spokojnym głosem. - Dlatego chciałbym, aby był moim szpiegiem za murami Hogwartu. Jest szansa, że ta dziewucha tam wróci, a wtedy on będzie moim informatorem. Chcę, aby dla mnie szpiegował.
Spojrzałem na niego, próbując ukryć zaskoczenie obojętnością wymalowaną na mojej twarzy. Nie chciałem tego. Nie miałem najmniejszej ochoty uganiać się z nią. Chciałem wyprzeć ją ze swojej głowy. Miała stać się dla mnie zupełnie obojętna.
- To zaszczyt mój Panie... - Odrzekł z dumą mój ojciec. - Draco, z pewnością cię nie zawiedzie.
- Mam taką nadzieję, mój drogi przyjacielu. - Wiedziałem doskonalę, że tymi słowami połechtał ego mojego ojca.
- Draco... - Ojciec szturchnął mnie ramieniem.
Milczałem przez moment. A gdy ojciec ponownie mnie ponaglił, przełknąłem ciężko. Musiałem podjąć decyzję.
- Zgadzam się. - Tylko tyle zdołałem wydusić.
- To cudownie... - Powiedział przeciągle. - Przy następnym posiedzeniu, oficjalnie dołączysz do grona moich najbliższych sprzymierzeńców.
Gdy wróciliśmy do naszej posiadłości, udałem się do swojego pokoju, aby zabrać kilka rzeczy przed powrotem do szkoły. Przekroczyłem próg ciemnej komnaty i zamknąłem za sobą drzwi. Zostałem sam, a myśli kłębiły się w mojej głowie. Kilka z nich wystarczyło, by wzniecić mój gniew. Uderzyłem z całej siły pięścią w ścianę, aby rozładować napięcie. Bo przecież pragnąłem się od niej uwolnić. Pragnąłem o niej zapomnieć, a teraz gdy zniknęła miałem na to szanse. Chciałem, aby ojciec był ze mnie dumny, a jednocześnie pragnąłem uwolnić się od tego koszmaru. Nienawidziłem jej za to, że mieszała mi w głowie, a jeszcze bardziej, że nawiedzała mnie nawet w snach. Za każdym razem gdy była blisko, a ja czułam to niebezpieczne pożądanie, byłem na siebie wściekły. Wierzyłem przez chwilę, że zdołam to ugasić, a ona będzie dziewczyną na jedną ulotną noc. Czułem gniew na wszystko co ze mną robiła. Czułem go bo widząc jaka była słaba i naiwna było mi jej żal, w sposób jaki nie powinno się tego czuć do wroga. Nienawidziłem jej za to, że była wciąż w mojej głowie.

CZYTASZ
The enemy | Draco Malfoy/OC, Mattheo Riddle/OC |
FantasyMedalion o potężnej mocy, stworzony z żywego ognia... Gdy odnajduje go Madeleine, nie ma pojęcia, że jest nosicielką sangre de fuego, ognistej krwi. Istnieje jednak dziennik, w którym zapisane są tajemnice, lecz, kiedy sekrety te poznaje ktoś, kto p...