Rozdział 12

47 6 0
                                    

*Lorenzo

Trzeci dzień bez kontaktu z żadnym człowiekiem? Tak, dziś jest ten dzień, trzeci. Nie kontaktowałem się ani z Perrie ani z Anthonym, choć oboje próbowali skontaktować się ze mną. Jestem od trzech dni zamknięty w swoim domu, bez chęci wyjścia z niego choćby na chwilę. Nawet wysłałem SMS do pani Meyer, że jestem chory i nie dam rady dziś stawić się w pracy. Złamas. Dobrze, że chwilę później wróciła mi zdolność racjonalnego myślenie i wysłałem jej drugą wiadomość, że jednak się pojawię, bo już mi lepiej. Tak zwana magia.

Jestem w dupie. I to głębokiej i czarnej. Takiej, z której już kurwa nie wyjdę. Nie po raz drugi. Myślałem, że razem z opuszczeniem bram więzienia, razem z przeprowadzką i zostawieniem tamtego życia, zacznę nowe, lepsze, dobre. A tymczasem nie dość, że moje życie wraca do stanu agonalnego, to również ciągnę za sobą życie Perrie.

Nie jestem głupi. Dobrze wiem, że tak jak zagraża jej Mike, tak zagrożenie teraz może czekać na nią zewsząd. Mike nie odpuszcza, Perrie sama nie da rady przed nim chociażby uciec , a co dopiero się obronić i tu wchodzę ja. Nie mam innego wyjścia, zgodzę się na warunki Mike'a stawiając swoje. Nie będzie ze mną łatwo, ze mną nigdy nie jest.

–Okradliby cię.

Odwróciłem głowę, mój wzrok przestał być wbity w zegar, który co chwilę zmieniał położenie swoich wskazówek, a palce rozluźniły się na kubku z kawą, który trzymałem.

–Co tu robisz? –zapytałem od razu. Spojrzałem na zegarek znów, cholera, zaraz będę spóźniony do biblioteki.

–Drzwi były otwarte, więc weszłam. Pukałam dwa razy, nie odpowiadałeś, pomyślałam, że coś się stało– wytłumaczyła się. Kilkoma krokami weszła wgłąb kuchni i z tym swoim promiennym uśmiechem podeszła do mnie. –Coś się dzieje, Lorenzo? Wyglądasz jak zbity pies.

–To nic co by ciebie dotyczyło– uśmiechnąłem się delikatnie, by odrobinę złagodzić efekt tych wrednych słów. Ale to było na nic, twarz Perrie zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. –Nie bierz tego do siebie, Perrie, ale zbieram się do pracy. Przepraszam, ale...

–Jasne– przerwała mi kiwając głową. Ścisnęła swoje wargi zanim odwróciła się. –Miłej pracy, Lorenzo.

Nie odpowiedziałem nic, bo najzwyczajniej nie zdążyłem. Trzaśnięcie drzwiami dało mi znak, że Perrie wyszła z domu i zostałem tu sam. Spojrzałem na zegarek, wyjdę do pracy dziś trochę wcześniej.

Westchnąłem.

*

Próba ratowania Perrie przed wszystkim co mnie dotyczy będzie raczej trudnejsza niż myślałem. Może i sama trudność nie będzie w tym, żeby odsunąć ją od siebie, ale w tym JAK to zrobić.

Nie będę oszukiwać sam siebie, nie chcę, żeby Perrie ode mnie odchodziła, choć przecież jesteśmy tylko sąsiadami, którzy się lubią. Ale ta dziewczyna... Kurwa! Nie dość, że nieziemsko piękna, w dodatku wydająca się mną interesować, jest cholernie delikatna. Nie mogę wciągnąć jej w szajs związany z handlem dragami i wyścigami, bo nigdy już z niego nie wyjdzie. Nie wybaczyłbym sobie, jeśli niewinna Perrie miałaby ucierpieć na moim chorym życiu.

–Albo o czymś zawzięcie myślisz albo musisz się wrócić do podstawówki.

Odwróciłem głowę w stronę szefowej, pani Meyer i spojrzałem na nią z niemym pytaniem. Ona wskazała na stos książek, które ułożyłem, więc i mój wzrok poszedł na ten stos.

–O ile mi się wydaje po F jest G, a nie S –dodała cicho się podśmiewując. – Ale mogę się mylić.

–Przepraszam, jestem dziś trochę w innym świecie –westchnąłem i od razu zabrałem się za poprawienie tego co spartaczyłem. Pomyłek okazało się więcej, dużo więcej, więc wyjąłem wszystkie książki znów na wózek i zacząłem pracę od nowa. Westchnąłem głośno, czując, że zachowuję się tak jak nie powinienem. Mike nie powinien zajmować moich myśli, a już na pewno nie jego propozycja. Nie chcę znowu dostawać od niego pieniędzy, za sprzedawanie mu ludzi, których w swoim mniemaniu musi ukarać. Nie chcę żeby ludzie cierpieli przeze mnie, bo podam mu adres, gościa, który dwa tygodnie temu kupił od Mike'a działkę. Nie chcę sprzedawać narkotyków i być świadkiem upadku wielu ludzi. Nie chcę żebym musiał udawać, że lubię te pracę i robię ją z oddaniem i nie chcę patrzeć jak Mike wykorzystuje kobiety, bije tego, kto nawinie mu się na rękę i sprzedaje dragi dzieciom, które jeszcze nie wiedzą jak spartaczą sobie życie.

Lorenzo (Zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz