twój wzrok

206 12 4
                                    

- Macie się ku sobie.

Słowa te jednocześnie zabrzmiały echem w mojej głowie i wcale do niej nie doszły. Jakby mój umysł wiedział, że to prawda, ale nie chciał się do tego przyznać.

- I? - Wzruszyłem ramionami. Uśmiech Kirishimy.

- To jest dość... niecodzienne, widzieć cię od tej strony. - Zeskanował mnie wzrokiem, a następnie przeturlał się po moim łóżku, ostatecznie kończąc na brzuchu i patrząc prosto w moją stronę. - Że też wcześniej tego nie zauważyłem...

- Może tego nie zauważyłeś, bo nigdy tak nie było? - sarknąłem. Popatrzył na mnie chwilę poważnie, a już po chwili uśmiechał się pogodnie.

- Nie, nie ma szans - skwitował zadowolony, wstając do siadu. - Definitywnie jest coś między wami. I nie, nie jest to sama nienawiść – dodał szybko, gdy zauważył, że otwieram usta. - Co o tym myślisz?

- O czym?

- O tym, że groźny Bakugo Katsuki żywi uczucia wobec... - Gwałtownie zasłoniłem jego usta dłonią. Uniósł brew i z nienaturalnym spokojem złapał mnie za nadgarstek, odciągając moją dłoń. Pozwoliłem mu na to, nie mając nawet siły się z nim sprzeczać i złościć. - ...Izuku Midoriyi.

- Tsk, śmieszy cię to? - Wróciłem na swoje miejsce przy biurku.

- Tylko troszeczkę. Ale nie zmieniaj tematu – zaświergotal, a ja jęknąłem.

Miałem ogromny mętlik w głowie i nie wiedziałem do końca, co dzieje się wokół mnie. Wszystko raz było czarne, potem znów białe, aż w końcu nie mogłem rozróżnić dobra od zła.

Miłość do Deku zdecydowanie była czymś złym, ale moje instynkty szwankowały i nie umiały tego zrozumieć. Dlatego czułem neutralność, a może nawet coś w rodzaju paniki, że nie umiem rozpoznać odcienia tych uczuć.

W moich oczach sama ta niewiedza robiła z nich te złe, ale serce miało inne zdanie.

– Przysięgam, przywalę ci zaraz, jeśli się nie zamkniesz – powiedziałem, choć nie czułem najmniejszej ochoty tego zrobić. Nie dlatego, że nie byłbym w stanie. Większym powodem był fakt, że nie czułem ani grama gniewu, bynajmniej nie w stronę Kirishimy. Miałem także wrażenie, że uderzeniem go kompletnie nic by nie zmieniło.

I doszedłem do wniosku, że raczej nie powinienem uderzać swoich przyjaciół.

- Oj no weź - zachichotał. Nie bał się mnie ani trochę. - Zawsze chciałem pomagać przyjacielowi w rozterkach miłosnych!

- A ja...

- Więc? - Doskoczył do mnie, kładąc mi dłonie na ramionach. - Co czujesz? Strasznie, i to strasznie, chcę wiedzieć, co czuje ktoś taki, jak ty. Proszę, powiedz mi, co kryjesz pod tą skorupą. – Zerknął na mnie spod przymrużonych powiek i choć wiedziałem, że próbuje wyglądać błagalnie, jego podekscytowanie mu na to nie pozwalało.

- Wtedy dasz mi spokój? – westchnąłem.

- Wszystko, czego twa dusza zapragnie, mój Królu Eksplozji! - krzyknął, kłaniając się teatralnie. Mlasnąłem językiem. Nie byłem ani w humorze na takie gierki, ani na cokolwiek, co właśnie się działo.

Jeśli tak wyglądała miłość – zamieniająca całą resztę świata w bezsensowną papkę, bo tylko ona zajmowała ci głowę, to nie chciałem tej miłości. Była cholernie obrzydzająca.

- To, co czuję do Deku jest... - Skrzyżowałem ręce, zamykając oczy. Zastanawiałem się, choć doskonale znałem odpowiedź.

Szarość przyćmiła mi wzrok i ugrzązła w gardle. Była sojuszniczką miłości i nie chciała, bym źle o niej mówił. Pragnęła wątpliwego dobra, ale prawda była taka, że nic, co było wymuszone, nie mogło być dobrem. A to właśnie szarość próbowała we mnie wymusić akceptację tej miłości i niesamowicie działało mi to na nerwy. Fakt, że gniew był dziwnie przyćmiony, tylko dodawał okropności temu wszystkiemu.

The truth | Dekubaku fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz