Rozdział 6 Urodziny Willa

193 14 1
                                    

Czekamy na Willa i Marka w klubie. Specjalnie wynajęliśmy jedną salkę, żeby mieć trochę prywatności podczas świętowania.

Joe: Gdzie oni są? Powinni już tu być.

Chłopaki mieli przyjść na imprezę razem. Will raczej nie podejrzewa, że jego urodziny będą obchodzić wszyscy ludzie z pracy. Po jakimś czasie Mark napisał nam, że już tu są. Gdy weszli do salki wszyscy krzyknęliśmy "Wszystkiego Najlepszego!" Joe wziął prezent od nas wszystkich i podarował Willowi. Ten otworzył prezent i wyjął go ze środka. Był to zegarek na beżowej tarczy i o brązowym pasku.

Will: Czy wy mi coś sugerujecie?

Ash: Może już nie spóźnisz się na żadną próbę!

Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

Will: Dziękuje Wam bardzo!

Wilbur uścisnął każdego po kolei i podziękował jeszcze raz z osobna.

Mark: Zdrowie jubilata!

Wszyscy: ZDROWIE!

~~ Kilkanaście minut później ~~

Jestem już bardzo wstawiona. Imprezy to jednak mój żywioł. Kolejne płyny leją się do naszych kieliszków. Gdy odchylam swój czuje jak ostry napój powoli wypala cały mój przełyk.

Y/n: Idziemy tańczyć? - pytam moją drogą przyjaciółkę

Caroline: Nie chyba zostanę. Jestem już mega pijana.

Wiem, że to tylko pretekst, żeby zostać z Willem. Cóż jej strata.

Y/n: W takim razie idę sama!

Chwiejnym krokiem udałam się na parkiet. Gdy na niego wchodzę zaczynam tańczyć w rytm muzyki. Nogi niosą mnie same. To najlepsze uczucie jakie kiedykolwiek miałam. Muzyka i alkohol są najlepszym połączeniem. Parkiet należał do mnie i tylko do mnie.

~~ Pov Wilbur ~~

Impreza jest świetna. Nie spodziewałem się, że tylu ludziom na mnie zależy. Caroline jest bardzo fajną dziewczyną, przyjemnie mi się z nią gada. Rozejrzałem się po całej sali, nie widzę jednak nigdzie y/n.

Will: Dobra idę tańczyć. Dzięki za imprezę!

Na moje słowa wszyscy wydali z siebie okrzyk radości.

Idę do baru i domawiam sobie jeszcze jednego shota. W końcu 26 lat kończy się tylko raz w życiu. Rozglądam się po całej sali. Zauważam piękną blondynkę tańczącą na środku parkietu. Chyba mnie nie widzi, mimo to uśmiechnąłem się do niej. To dziewczyna, która zaledwie parę dni temu słodko się do mnie uśmiechała i ze mną rozmawiała. Nagle zobaczyłem, że zaczyna z nią tańczyć jakiś obcy typ. Może to ktoś kogo zna? Zaczęła się wyrywać. Cholera! Szybko do nich podbiegłem i odepchnąłem od niej obcego gościa. Szybko złapałem ją za rękę i wyszedłem z baru.

~~ Godzinka później ~~

Y/n siedzi u mnie w mieszkaniu pod kocem. Gdy wyszliśmy z klubu była tak przerażona, że musiałem ją stamtąd zabrać. Głupio mi, że zostawiliśmy resztę w barze bez żadnych wyjaśnień. Jutro im wszystko wytłumaczę. Teraz najważniejsza jest dla mnie dziewczyna siedząca w moim salonie.

Y/n: Will?

Will: Tak, czegoś potrzebujesz?

Y/n: Usiądź proszę. Jak wiesz wszyscy składaliśmy się na twój zegarek, aczkolwiek ja mam coś jeszcze dla Ciebie. Głupio mi to było dawać przy wszystkich, więc pomyślałam, że dam Ci to wtedy, gdy będziemy sami.

Blondynka wyciągnęła z torby mały prezent.

Y/n: Jak chcesz możesz teraz go odpakować.

Gdy rozwiązałem kokardę i uchyliłem wieczko moim oczom ukazał się mały przedmiot. Była to czerwona kostka do gitary, na jednej stronie było na niej napisane "Poproszę kawę", a na odwrocie widniał napis "...tylko błagam bez karmelu". Pod spodem była mała grafika filiżanki z parującym napojem. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, która tym prezentem poprawiła mi humor.

Will: To naprawdę bardzo udany prezent. Dziękuję.

Y/n: Cieszę się, że się podoba.

Y/n jakby ożyła. Wyskoczyła spod koca, rzuciła mi się na szyję i mnie objęła. Odwzajemniłem jej uścisk. To chyba początek wielkiej przyjaźni.

She's beauty, she's grace... (Wilbur Soot x Reader) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz