14 luty Walentynki
Ehhh... Nienawidzę walentynek. Nigdy w życiu nie miałem walentynki, zawsze na imprezach w szkole tylko ściany podpierałem. Dziś był luźny dzień, banczyk z rana i chillera. Po południu podjechałem pod burgera i zobaczyłem Corvette Grzesia, jest on policjantem więc dość się zdziwiłem że nie jest na All'Oro i nie je tiramisu. Wszedłem do lokalu od tyłu i stanąłem za ladą. Siedział sam i popijał shake'a truskawkowego. Zapytałem:
- Co tu robisz sam?
- Spędzam walentynki - odpowiedział patrząc się w shake'a.
- Nie jesteś z nikim na służbie? - zapytałem z ciekawością.
- Wszyscy mają jakieś cholerne randki walentynkowe - westchnął.
- A ty nie masz swojej walentynki?
- Nie - odpowiedział stanowczo.
- Nie dziwie się - szepnąłem pod nosem.
- Co ty powiedziałeś?! - krzyknął.
- Nic, nic...
Zaproponowałem mu spacer po plaży. Pojechaliśmy na molo, spacerowaliśmy dobre 2 godziny rozmawiając o życiu. Gregory jest moim dobrym przyjacielem, mimo kilku zgrzytów staram się mu wybaczać jego błędy. Bardzo lubię spędzać z nim czas i on ze mną chyba też. Pod wieczór poszliśmy na sam koniec molo żeby zobaczyć zachód słońca, było pięknie. Kupiliśmy lody i usiedliśmy na ławce, przyjechaliśmy tutaj vetą Grzesia. Siedzieliśmy i gadaliśmy. W pewnym momencie usłyszałem silnik jakiegoś samochodu, myślałem że coś mi się przesłyszało, jednak nie myliłem się, podjechała pod nas czarna opancerzona kuruma z której wysiadło 5 mężczyzn w czarnych strojach i z karabinami w rękach. Oboje gwałtownie wstaliśmy z ławki i podnieśliśmy ręce. Jeden mężczyzna podszedł do Montany i przyłożył mu klamkę do uda, po czym strzelił. Zamarłem, wpatrywałem się w leżącego na ziemi Grzesia, żył, ale widać było że cierpiał. Mimo gróźb nieznajomych nie potrafiłem go zostawić, wreszcie związali mi ręce i założyli worek na głowę. Jechaliśmy dobre 30 min gdy wreszcie auto się zatrzymało. Byliśmy w torturowni, dobrze znałem to miejsce gdyż Dia często zabierał tu policjantów. Na szczęście opatrzyli Montanę i nic mu nie było. Potrzebowali tylko jego, mnie wzięli przypadkiem, powiedzieli że go oszczędzą jeśli nikomu nic nie powiem, po czym wywieźli mnie na Paleto. Nie mogłem tego tak zostawić, od razu zadzwoniłem do Carbo, nie odbierał, prawdopodobnie był na randce z Kylie. Potem próbowałem się dodzwonić do Davida, jednak nie skutecznie. Zostałem sam, życie Montany zależało ode mnie. Wziąłem karabin z magazynu i szybko pojechałem w miejsce torturowni. Podsłuchałem ich trochę, chodziło o jakiś wjazd na pacyfika który był organizowany przez Montane. Dobrze znałem ich ból, nam też kiedyś wjechano na pacyfika, cholerne 2 tygodnie zbierania itemów do otworzenia go. Lecz nie mogłem dłużej czekać, w jednej chwili wszedłem do tego pokoju i ich rozstrzelałem, zabrałem Gregorego na szpital gdzie wzięli go od razu na sale operacyjną, był w fatalnym stanie. Po 3 godzinach zawieźli go do sali odwiedzin, od razu do niego pobiegłem z misiem w rękach, siadłem obok niego, był nieprzytomny. Minęło około tygodnia kiedy się wybudził, byłem szczęśliwy jak nigdy. Tego dnia gdy przyjechałem do niego było tam mnóstwo jego przyjaciół i prawie całe LSPD, poczekałem aż wszyscy wyjdą i wszedłem do jego pokoju. Gdy usiadłem obok niego, objął mnie czule i podziękował za uratowanie życia. Po tym wydarzeniu zbliżyliśmy się jeszcze bardziej do siebie ale i tak zostaliśmy przyjaciółmi.
------------------------------------------------------------------------------------------------
518 słów. Z góry przepraszam jak będą jakieś błędy ortograficzne i problemy z przecinkami ale jestem dyslektykiem czy coś i mam trochę z tym problem xD. Jest to mój pierwszy ff więc również przepraszam jak wyjdę trochę z kontekstu ale mi się w sumie podoba.
------------------------------------------------------------------------------------------------
CZYTASZ
♡𝑊𝑎𝑙𝑒𝑛𝑡𝑦𝑛𝑘𝑖♡ ---Morwin jako przyjaźń---
ActionErwin Knuckles i Gregory Montanha postanawiają razem spędzić walentynki lecz niespodziewanie ktoś ich porywa.