Rozdział 11

705 44 3
                                    

W przeciwieństwie do wczorajszego poranka ten był bardzo zły. Pocieszała mnie jedynie myśl, że może w szkole będzie lepiej. Na zewnątrz było zimno i padał deszcz okrutnie bombardując Londyn wielkimi kroplami. Zupełnie jakby pogoda pragnęła unicestwić ludzkość w tym regionie Wielkiej Brytanii. Brnęłam teraz szarą ulicą w kierunku szkoły, a chłodny wiatr przewiewał na wskroś przez moją za cienką jak na tą pogodę kurtkę. Mocniej naciągnęłam rękawy nieprzemakalnego materiału na zmarznięte dłonie, nic to jednak nie dało. W końcu zobaczyłam parking szkolny, na którym mimo złej pogody jak zwykle było pełno uczniów. Kiedy szybkim krokiem zmierzałam w kierunku drzwi marząc tylko o znalezieniu się w środku budynku czułam spojrzenia wielu osób na sobie. Rozejrzałam się ostrożnie wokoło. Rzeczywiście uczniowie wskazywali na mnie szepcząc do siebie nawzajem mimo, że przez deszcz i tak bym ich nie usłyszała. Nie wiedziałam czemu to robią. Pierwszą myślą było, że mam coś zabawnego na sobie, albo jestem brudna, ale kiedy zobaczyłam swoje odbicie w kałuży stwierdziłam, że wszystko jest w porządku. Speszona uporczywymi spojrzeniami przyśpieszyłam jeszcze i z impetem wpadłam przez drzwi na korytarz. Tłum osób stojących tam i rozmawiających lub idących w grupkach w stronę klas na lekcje od razu przerwał swoje wcześniejsze czynności z wracając całą uwagę na mnie. Nagle zrobiło się zupełnie cicho i tylko z dalszych pomieszczeń słychać było głosy i śmiechy. Znów wszyscy patrzyli na mnie. Paraliżowana strachem stałam przy drzwiach, które z łoskotem zatrzasnęły się i nie miałam odwagi wykonać choćby kroku. Z zażenowaniem przyglądałam się moim kaloszom. Dla czego nagle stały się najciekawszą rzeczą jaka kiedykolwiek istniała. Starałam się wymyślić co powinnam teraz zrobić, ale zupełnie nie mogłam się skupić. Pewnie stałabym tak wieczność gdyby przez tłum nie przebiła się Ashley kopniakiem zmuszając mnie żebym na nią spojrzała. Podniosłam głowę, a pierwszym na co natrafiły moje pewnie zaszklone oczy był szeroki uśmiech pomalowanych mocno czerwoną szminką ust dziewczyny.

- Słuchajcie wszyscy! - zawołała donośnym głosem - Ta dziewczyna ma na imię Samanta Young i jest niemową! Pewnie większość z was czytała już to co napisane jest na plakatach z jej zdjęciem, które rozwiesiłam po szkole...

Dopiero teraz zauważyłam duże plakaty porozwieszane na ścianach. Było na nich moje zdjęcie i jakiś tekst napisany wściekle różowym kolorem, tak, żeby nikt nie mógł go przegapić. Nie mam pojęcia skąd wytrzasnęła moje zdjęcie na którym na dodatek wyszłam dość niefortunnie bo miałam bardzo dziwną minę. Nie byłam też w stanie odczytać tekstu na plakatach, byłam jednak przekonana, że cokolwiek tam się znajduje nie jest mi przyjazne. Znów popatrzyłam na Ashley bojąc się co powie. Gdyby nie paraliżujący strach pewnie uciekłabym daleko stąd. Nie chciałam słuchać tego co wygłosi i co będzie słyszała połowa szkoły.

- Gdyby nie moja interwencja pewnie nie dowiedzielibyście się o tajemnicy Samy - blondynka zachichotała teatralnie - Czy czujecie się fair, że my uczniowie nie dowiadujemy się pewnych istotnych wiadomości? Pewnie nikt nie zwracał uwagi na Young aż do teraz. Okazuje się, że nie odzywała się nie dla tego, że nie chciała czy też jest nieśmiała, ale zwyczajnie nie może!

Poczułam jak gorąca łza skapuje mi po policzku, a dolna warga niebezpiecznie drży. Ostatni raz obrzuciłam tłum ciągle gapiący się na mnie i wybiegłam z powrotem na zewnątrz. Gnając w stronę domu nie powstrzymywałam się od płaczu, a z mojego gardła płynąc prosto ze zranionego serca wydobywał się głośny szloch. Łzy przysłaniały mi widok, ale biegłam dalej. Co chwilę potykałam się na śliskim chodniku, lecz za każdym razem gdy straciłam równowagę przyśpieszałam tylko. W końcu dopadłam furtki domu, którą otworzyłam z rozmachem, a następnie wpadłam do domu. Zanim znalazłam się w środku nie zastanawiałam się nad tym, że może nie jest to najlepszy pomysł. Nie miałam najmniejszej ochoty na "tłumaczenie" mamie co się stało. Błyskawicznie pozbyłam się przemoczonych butów i kurtki, a potem najciszej jak umiałam pobiegłam do pokoju. Zamknęłam drzwi na klucz i z płaczem rzuciłam się na łóżko. Dla czego życie jest takie niesprawiedliwe? Dla czego nie mogę być taka jak ci wszyscy którzy wpatrywali się we mnie z nieodgadnionymi wyrazami twarzy? Dla czego nie mogę mieć własnego głosu i powiedzieć Ashley co o niej myślę? Usiadłam po turecku przecierając dłońmi mokrą od łez i kropli deszczu twarz. Samanto ty debilko - skarciłam się w myślach - Znów użalasz się nad sobą. Pomyśl sobie, że mogło być o wiele gorzej. Wypuściłam powoli powietrze z płuc zastanawiając się co teraz zrobić. Usłyszałam mocne pukanie do drzwi pokoju. Ciekawe czy Evelyn Young jest zła... Jest tylko jedyny sposób żeby to sprawdzić. Poczłapałam do drzwi i powoli, ostrożnie otworzyłam je przed kobietą. Na jej twarzy rzeczywiście malowała się złość, jednak błyskawicznie ustąpiła miejsca zmartwieniu. Moja rodzicielka widząc łzy podeszła do mnie szybko i objęła przyciągając do siebie. Nie pytała co się stało. Po prostu zamknęła mnie w opiekuńczym uścisku kołysząc lekko jak małe dziecko. Po chwili odsunęła się ode mnie i zabierając z mojego biurka zeszyt i ołówek usiadła na łóżku podając mi to co miała w dłoni.

Szukając zrozumienia || 1DOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz