W rezydencji od dawna panował rumor i zgiełk, gdy już któryś raz z kolei, któreś z proxy przyniosło raport o martwym człowieku leżącym w lesie. Slenderman długo szukał u swoich podopiecznych winowajcy. Osoby, która bez zgody chodzi między drzewami i zabija przypadkowe ofiary, narażając ich dom na odkrycie. Z początku nie był to problem. Przecież Jeff zawsze zabijał kiedy mu się tylko chciało. Jednak, gdy ślady trupów zaczynały prowadzić szlakiem krwi do rezydencji, zagrożenie stawało się coraz większe. Masky, Hoodie i Toby wypruwali sobie żyły usiłując sprzątać, ukrywać ślady i przekierowywać trop w przeciwną stronę. Na marne. Mimo, że sprawca był jeden, a ekipa sprzątająca składała się z trzech członków, nie nadążali ze swoją robotą.
- W le-lesie od paru d-dni nie znaleźliśmy żad-dnego martwego człowieka - odezwał się któregoś dnia chłopak w czarnej kominiarce, gdy zdawał relacje z całego dnia
- To prawda. Jakby bestia z ciemności zaprzestała swoich działalności albo padła na zawał - dopowiedział jego brat, kładąc rękę na ramieniu jąkającego się chłopaka
- Monitorujcie jednak nadal okolice - głos Operatora zabrzmiał w ich głowach zakańczając krótką, ale i treściwą wymianę zdań
|**********|
Pomimo chwilowego zakazu opuszczania rezydencji, czarnowłosy zabójca czaił się właśnie w lesie na wyznaczoną przez siebie ofiarę. Było grubo po północy więc towarzyszący mu mrok dodawał tylko uroku całej sytuacji. Zagubiona dziewczynka stała na środku malutkiej polany i rozglądała się płacząc za swoją mamą. Jeff nie zadawał sobie pytań typu "kim ona jest" lub "co ona tu robi tak późno". Nie obchodziło go to. Czekał przygarbiony za jednym drzewem na odpowiedni moment. Obracał nóż w dłoni i tylko obserwował. Gdy wreszcie dziecko odwróciło się tyłem stwierdził że to najlepsza okazja by zaatakować. Bezszelestnie zaczął zbliżać się w jej stronę ściskając coraz mocniej dłoń na nożu. Serce mu przyspieszało a adrenalina krążąca w żyłach dodawała przyjemnego ciepła. To ten moment. Gdy skoczy i zaatakuje. Gdy wytnie piękny uśmiech na policzkach przerażonej zguby. Gdy zaspokoi swoją dzisiejszą żądze mordu. Już miał wybiec ale-
...
Ktoś nagle go uprzedził. W bladym świetle księżyca zobaczył jak czarna sylwetka rzuca się na dziecko i chwyta je silną dłonią. Błysk oświadczył mu ze owa osoba ma broń. Spodziewać by się można katany albo siekiery... Ale nie. Mały precyzyjny skalpel bezszelestnie podciął dziewczyncę gardło. Po sprawie. Nie żyje. Koniec. Jednak to dopiero był początek. Mężczyzna, co można było wnioskować po budowie ciała, położył jeszcze ciepłe ciało na plecach i podwinął koszulkę martwej osoby. Jeff już miał się skrzywić myśląc że to kolejny pedofil z zapędami nekrofilii. Lecz sprawca tego zamieszania zaczął jedynie robić.. coś?.. przy ciele. Nie było widać dokładnie. The Killer chciał przysunąć się bliżej by zobaczyć więcej ale jego nieuwaga poskutkowała nadepnięciem na gałąź. Trzask zaalarmował mężczyznę w czerni. Jakby to był instynkt, morderca ze skalpelem zerwał się i zniknął w ciemnościach. Jeff odczekał dobre piętnaście minut by upewnić się ze jest względnie bezpieczny, choć osoba chcąca z nim zadrzeć mogłaby się mocno naciąć i samemu zginąć, podszedł do już bladej i martwej dziewczynki. Wtedy zobaczył że brakowało jej jednej nerki. Dotarło nagle do niego. Osoba która ją zabiła... to właśnie bestia z ciemności
*Hewwo!
Takie krótkie na początek zanim całkowicie się zaklimatyzuje z Wattpadem. Historie creepypast trochę zmieniam do celów książki aaaale nie powinno to bardzo przeszkadzać. Mam nadzieję hah. No to cóż! Tak oto zaczynam swoją działalność! Zapraszam serdecznie!*Deathcup~
CZYTASZ
Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)
FanfictionOd dawna w lesie można było wyczuć smród martwych ciał. Bestia krąży i zabija pozbawiając swoje ofiary nerek. Jednak sprawca pozostaje ukryty. Ale na jak długo?