Rozdział 8 Koncerty, koncerciki

181 12 0
                                    

Caroline szkoliła nowe kelnerki, które zostały niedawno zatrudnione. Pamiętam, gdy ja po raz pierwszy stałam za tą lada ze stresem, że nie poradzę sobie z zapamiętaniem wszystkiego. Okazało się to w ogóle nie potrzebne, bo po kilku minutach wszystko ogarnęłam. Miło wspominam tamten czas, bo wtedy poznałam tylu fajnych ludzi, z którymi bardzo przyjemnie mi się pracuje. Do lokalu wchodzi Wilbur. Wygląda na złego.

Will: Cześć, daj mi klucze od salki.

Y/n: Hej, proszę.

Wilbur wyrywa mi klucze z ręki i wchodzi do sali, w której Lovejoy ma swój sprzęt, trzaskając przy tym głośno drzwiami. Coś jest nie tak... Może lepiej zobaczę co się z nim dzieję. Wchodzę, a Wilbur chodzi po całej salce i jakby nie wiedział co ze sobą zrobić i za co się zabrać.

Y/n: Hej, hej co się dzieję?

Will: Nikt nie przyszedł na dziś do pracy i nic nie dali znać. Nie wiem jak dziś wystąpię. Nigdy nie śpiewałem sam na scenie. Z nimi byłoby łatwiej.

Y/n: Kurdę, a umiesz grać na czymś?

Will: Tak gram na gitarze.

Y/n: Będę trzymała za Ciebie kciuki. Dasz radę! Masz kostkę ode mnie?

Wilbur wyjmuje z kieszeni czerwony przedmiot mrugając do mnie jednym okiem.

Will: Zawsze go mam i będę go mieć. Odkąd mi go dałaś nie wyobrażam sobie używać innej kostki.

Zrobiło mi się miło, a zarazem gorąco. Właśnie uświadomiłam sobie, że poza babcią i Lilly jeszcze z nikim nie miałam tak dobrego kontaktu. Nawet z Amy, którą znałam przez całe liceum, nie byłam w stanie stworzyć takiej więzi jak z tym chłopakiem.

Y/n: W takim razie przekazuje Ci pozytywną energię. Jestem w stu procentach pewna, że dasz sobie radę.

Will: Stresuję się.

Y/n: Chodź tu! Będzie dobrze. Zobaczysz.

Przytuliłam go, a potem wyszłam by zająć się klientami. Mam nadzieję, że chociaż trochę się uspokoił.

Obsługiwałam klientów razem z Becky, nową kelnerką, która chwilowo była ze mną na zmianie. Wilbur wszedł na scenę i wziął głęboki oddech. Widać, że bardzo się stresował. Zaczął w końcu grać. Nigdy nie słyszałam, jak tej piosenki u nas w restauracji. Słuchałam ją na youtubie. Mówię tu o "Internet ruined me". Zaczął bardzo ładnie. Nagle zebrało się dużo ludzi, którzy zaczęli klaskać w rytm. Will musiał wyłapać zmianę atmosfery, bo nagle jego głos zaczął się załamywać. Spojrzałam na niego. Był w środku piosenki, a stres zjadał go od środka. Cholera nienawidzę chłopaków z Lovejoy za to, że zostawili Go samego w takiej sytuacji. Nie miałabym serca słuchać dalej jak się męczy. Rzuciłam Becky mój fartuch i wbiegłam na scenę. Co ja narobiłam? Dobra idę za ciosem wzięłam mikrofon. Wyjdę na większą kretynkę jak teraz zejdę ze sceny. Na szczęście znam słowa. Ale śpiewanie do szczotki do włosów czy butelki wody to nie to samo co stanie na scenie w barze, praktycznie w centrum Londynu i to jeszcze w godzinach szczytu. Ja to mam timing. Zaczęłam śpiewać. Spojrzałam na Wilbura stojącego obok. Widać, że nabrał odwagi. Zaczął pewniej grać na instrumencie. Prześpiewaliśmy tak resztę piosenki. Wybrzmiewały już ostatnie rytmy.

Y/n: ...We used to sleep on call together. We used to sleep

Will: ...We used to sleep on call together. We used to sleep TOGETHER!

Ludzie zaczęli bić brawa. Nigdy nie czułam tyle energii w sobie. Wilbur zaczął już grać nową piosenkę, tym razem "Model Busses". Odważyłam się lekko przechodzić z nogi na nogę i delikatnie tańczyć, a nie stać jak słup. Przełamałam się trochę. W między czasie spojrzałam na Caroline, która pokazała mi kciuka i mrugnęła okiem. Jak dobrze, że radzą sobie jakoś we dwie z Becky, bo obecnie potrzebna jestem tu na scenie. Zwłaszcza, że Will zaczął być w swoim żywiole. Wyśpiewaliśmy jeszcze kilka piosenek i coverów. Po skończonym wystąpieniu zeszliśmy ze sceny. Poszłam do szatni by przebrać się i iść już do domu. Do szatni wchodzi Wilbur.

Will: Dzięki. Gdyby nie ty nie dałbym sobie rady. Dałaś czadu! Nie wiedziałem, że tak dobrze śpiewasz. Brawo!

Y/n: Dziękuję, dziękuję było bardzo fajnie.

Will: Jednak inaczej się śpiewa z chłopakami a inaczej samemu.

Y/n: Zdaję sobie sprawę, ale hej poszło nam świetnie!

Will: Tak... słuchaj masz czas?

Y/n: Ale tak teraz?

Will: Tak, jestem pewien, że nie było Cię jeszcze w jednym miejscu.

Kurde przekonał mnie. Razem opuściliśmy restaurację. Jestem ciekawa, gdzie może mnie zabrać.

She's beauty, she's grace... (Wilbur Soot x Reader) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz